lechnor napisał:
Tutaj jest link do artykulu w " Polityce" na temat tej sprawy. Informacje dajace nieco szersze spojrzenie na sytuacje w rodzinie panstwa R.
www.polityka.pl/spoleczenstwo/reportaze/...ajestacie-prawa.read
To już się ukazało jakiś czas temu w papierowym wydaniu.
Mi chodzi o coś innego. O to, że nawet jeśli są przesłanki do odebrania dziecka, to powinno się szukać rodziców zastępczych wśród rodziny dziecka, żeby zminimalizować stres. Jeśli zaś dziecko jest obcokrajowcem to obowiązkują określone procedury, które Norwegia lekceważy. To są moje dwa główne zarzuty wobec tego systemu, bo ten cały ambaras z rodzinami zastępczymi w większości będącymi 'krewnymi i znajomymi' ale pracowników socjalnych a nie dzieci wygląda mi po prostu na biznes (opieka nad jednym dzieckiem to nawet około 350 000NOK rocznie).
Jak już pisałam, tematem interesowałam się zanim pojawiła się sprawa Nikoli, więc swoje spostrzeżenia opieram na innych źródłach i innych przypadkach. BV przegrało 95% spraw w Strasbourgu i od 2005 roku jest bezustannie krytykowane przez ONZ.
Praktyką BV jest umieszczanie dzieci w rodzinach zastępczych ad hoc, decyzją urzędnika i niszczenie więzi dziecka z rodzicami jeszcze przed procesem sądowym (wizyty co dwa tygodnie, zakaz przytulania i mówienia o uczuciach itp). Potem, jeśłi proces jest przegrany, pojawia się argument, że 'dziecko zżyło się z rodziną zastępczą' i dziecka i tak nie oddają.
W przypadku tego rosyjskiego chłopca, którego tez przeszmuglował Rutkowski, urzędnik BV powiedział mu, że jego matka jest zła i że już nigdy w życiu jej nie zobaczy jak tylko wsiedli do samochodu! To jest nagminne ale niedopuszczalne z punktu widzenia dobra dziecka.
Myślę, że w przypadku państwa R. samo zainteresowanie sytuacją rodziny nie było 'od czapy', ale sposób jej przeprowadzenia i to, co stało się potem pozostawiają wiele do życzenia.
Poza tym, dzienniczek urzędnika BV trudno nazwac obiektywnym dowodem. W innych sprawach urzędnicy wypisywali i wypisują różne rzeczy, które nie znajdują potwierdzenia w faktach. Po prostu muszą dbać o swoje plecy. Tam nie było nawet tłumacza, więc co oni tak naprawde mogli zrozumieć?
Poza tym, rodzina R. pomyślnie przeszła badania w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym, a wiem z doświadczenia (nie, nie byłam badana

), że badania tam są naprawdę kompleksowe i jesli ktoś ma coś do ukrycia to na pewno się nie wywinie.