Chodzi o to, ze jesli do norwega powiesz np. penga zamiast penger to nikt kompletnie nie zwroci na to uwagi, przekrecisz jeszcze jakos inaczej to pomysla, ze pewnie gdzies z innego regionu jestes i masz poprostu taki jakis dziwny dialekt.

Polak natomiast wytknie ci kazde potkniecie. Tak jak gdybysmy my polacy mieli obowiazek byc idealni. Tutaj gdy przykladowo polityk mowi jakims lokalnym dialektem to wszyscy sie ciesza - bo patriota regionalny, wyobraz sobie teraz analogiczna sytuacje w Polsce, polityka mowiacego w telewizji np. kaszubskim dialektem... Krytyka nie mialaby konca, ze to obciach, nieuk, wies i sloma z butow wylazi...
Mam znajoma, ktora tak sie mocno 'naumiala' jezyka norweskiego na kursie, ze teraz z namaszczeniem poprawia niepoprawna norweszczyzne swojego narzeczonego norwega, ku ogolnej uciesze blizszego i dalszego otoczenia... Ciekawa tylko jestem czy tez mu pisze takie krotkie wyklady jak Mara? Mara - zlotko, penger - pengar i r ktorego czasem nie slychac na koncu, wiemy, wiemy z kad sie to bierze, mamy ksiazki, lekture, internet... Ale mamy tez na ten temat swoje zdanie.
Ingula rowniez pozdrawiam, cieplutko i serdecznie.