W moim przypadku wyglądało to tak, że lekarka rodzinna zapytała mnie gdzie chcę rodzić i wysłała tam zgłoszenie. Zgłosiła mnie też do położnej w tym szpitalu. Po jakimś czasie ze szpitala przyszedł papier kiedy i gdzie mam zgłosić się do położnej, chodziłam do niej raz, pod koniec dwa razy w miesiącu. Ona zebrała sporo informacji na mój temat, przy drugim porodzie w Norwegii miałam już pojecie co i jak tu wygląda i moja lista ewentualnych życzeń była dość klarowna. Moim życzenie na przykład było, że mają mnie nie wysyłać do domu, gdy stwierdzą, że nie mam rozwarcia, ponieważ ja wiem kiedy rodzę (był to trzeci raz), a dość charakterystyczne dla mnie jest to, że szyjka sama mi się prawie w ogóle nie otwiera. Położna zapisała to wszystko w komputerze oraz małą informację na mojej karcie ciąży. Gdy rodziłam, zgodnie z instrukcją położnej, zadzwoniłam na oddział, że się pakuję i będę w ciągu godziny.
Poproś swojego lekarza, żeby się wszystkim zajął, powinien cię poinstruować i zgłosić gdzie trzeba. Oczywiście jeśli przyjedziesz bez żadnego zgłoszenia to też będziesz mogła urodzić, ale jednak na twoją korzyść działa pozostawienie o sobie jak najwięcej informacji i przygotowanie personelu na swój przyjazd.