Krystianie,
Nie czytasz ze zrozumieniem. Ja pisalam o przyjazni, ktora nie mozna sie cieszyc tak jakby sie chcialo, wlasnie przez inny tryb zycia. Zalozmy, ze dwie osoby spotykaly sie ze soba bardzo czesto I uczestniczyly w swoim zyciu. Pozniej cos sie zmienilo I tego czasu na spotkania jest bardzo malo. Przyjazn zostaje. Mozna porozmawiac przez telefon lub inny nosnik, mozna spotkac sie raz na 2 tygodnie I poczuc obecnosc, ale zaraz po odlozeniu sluchawki lub po powrocie do domu z milego spotkania - zostaje sie samym. Jesli taka sytuacja trwa juz jakis czas, przychodzi uczucie osamotnienia. Oczywiscie, ze kiedy faktycznie jest gorszy czas, to przyjaciel poswieca nam wiecej uwagi, ale ze wzgledu na inny tryb zycia, robi to kosztem innych rzeczy. A kiedy kryzys przejdzie, znow zostajemy sami z szara rzeczywistoscia dnia codziennego.
Ja rozumiem o czym mowisz. Staram sie jednak nie dramatyzowac. Opisuje rzeczywoistosc w sposob w jaki ja widze. Sa dramaty mniejsze I wieksze. Nie ma sensu walka o to, komu jest bardziej zle.
Odpowiedzia na to wszystko, moim zdaniem, jest znalezienie ludzi, ktorzy moga na biezaco uczestniczyc w swoim zyciu. Podtrzymuje, ze tryb zycia musi byc podobny. Ja zwolnilam obroty I widze wraznie, ze tak samo jak ja wczesnie, wszyscy gdzies biegnac I nie maja za wiele czasu.
Myslalam, ze o tym bedzie ten temat. Mial on skupiac wlasnie takie osoby. Nie mam zamiaru kontynuowac sporu o to czym jest samotnosc albo czy mam racje czy nie. W kazdym poscie zaznaczalam, ze jest to moje zdanie a nie ogolna prawda. Jesli chcesz zmienic moje zdanie, to nie atakuj mnie wyrafinowanym sposobem, mowiac, ze jestem glupia.