
Z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, nasuwa mi się kilka pytań. W jakim kierunku podąża edukacja w Polsce? Czyżby politycy wdrażali, słuszny z ich punktu widzenia, program ogłupiania społeczeństwa? Dzieci w szkołach coraz mniej się uczą. Podczas pobytu w Narvik przeprowadziłem z córką rozmowę na temat II Wojny Światowej.
Początek rozmowy:
- Uczyliście się już o Drugiej Wojnie?
- Taak... nasz pan od historii jest bardzo fajny, oglądaliśmy filmy.
- Co dowiedziałaś się o tej wojnie?
- ...
- Które filmy oglądaliście na lekcjach historii?
- Noo... "Schrek"...
-




...
Dobrze, że dzieci nie używają określenia: nauczyciel, byłoby to obrazą dla zawodu. Ten przykład jest tylko jednym z wielu wypaczeń w szkołach, obserwowanych przeze mnie od chwili rozpoczęcia nauki przez moje dzieci, z roku na rok jest coraz gorzej. Zastanawiam się dlaczego tak dużo nauczycieli olewa swoją pracę? Czyżby zabrakło w ich podzielonej inteligencji fragmentu odpowiadającego za zdolność nauczania? Na północy Norwegii spotkałem turystę, nauczyciela z Polski. Mówił, że ogólnie nie jest źle z nauczycielami, boli go tylko brak szacunku dla nich. Zastanawiam się, na co liczy w dobie królowania chamstwa i przy aktywnym udzale pracowników oświaty w niszczeniu dobrej opinii zawodu nauczyciela? Szacunek jest teraz niemodny.
Przy okazji corocznego strzyżenia baranów, jakim jest wymuszanie zakupu nowych wersji podręczników, zastanawiam się, jakie korzyści osiągają pracownicy oświaty? Pytani przeze mnie w szkołach, w których uczą się moje dzieci, unikają jasnej odpowiedzi i z błyskiem strachu w oczach zmieniają temat rozmowy


