Ja muszę dwa zdania...
Nie jestem w podobnej sytuacji ale...Ja wyszłam za mąż w wieku 19 lat. Córa na świecie, po roku syn. Byliśmy młodzi.
Mieszkaliśmy to tu, to tam. I wiecie co? Wtedy nie było ok, nie wiadomo co ważniejsze, wszystko tak nagle się skończyło, trzeba było myśleć innymi kategoriami.
Jednocześnie miałam od początku parcie, że chcę nie zaprzepaszczać życiA tylko dlatego, że są dzieci. One poszły do przedszkola - ja na studia /prawo/ i do pracy. A potem się potoczyło, wprawdzie odwrotnie niż u rówieśników ale zawsze. Dorabianie się, mieszkanie, samochody, awansik...
Dopiero teraz jak dzieci są nastolatkami mogę z czystym sercem powiedzieć, że dotarliśmy się, to najlepszy okres mojego życia. Pomimo, że mąż już w NO, na szczęście to krótka rozłąka, bo w sierpniu znów będziemy razem. Teraz dopiero jak dzieci są duże mogę przyznać, że ja dojrzałam jako mama, mąż jest ojcem w 100% a razem stanowimy całkiem zwariowaną rodzinkę.
Dlaczego to piszę? By dać dowód, że czasem kiedy jest tak źle /nam się tak wydaje/, trzeba dać szansę. Spróbować powalczyć. Oczywiście trzeba chcieć. Obie strony muszą chcieć. Bez tego nie ma mowy o małżeństwie...
Trzymam kciuki za wszystkie dziewuszki, których smutne historie właśnie przeczytałam w tym wątku. Jesteście WIELKIE
!
ps; jak zwykle się poryczałam, wodniki są za bardzo wrażliwe, to moje oficjalne stanowisko he he
Nie jestem w podobnej sytuacji ale...Ja wyszłam za mąż w wieku 19 lat. Córa na świecie, po roku syn. Byliśmy młodzi.
Mieszkaliśmy to tu, to tam. I wiecie co? Wtedy nie było ok, nie wiadomo co ważniejsze, wszystko tak nagle się skończyło, trzeba było myśleć innymi kategoriami.
Jednocześnie miałam od początku parcie, że chcę nie zaprzepaszczać życiA tylko dlatego, że są dzieci. One poszły do przedszkola - ja na studia /prawo/ i do pracy. A potem się potoczyło, wprawdzie odwrotnie niż u rówieśników ale zawsze. Dorabianie się, mieszkanie, samochody, awansik...
Dopiero teraz jak dzieci są nastolatkami mogę z czystym sercem powiedzieć, że dotarliśmy się, to najlepszy okres mojego życia. Pomimo, że mąż już w NO, na szczęście to krótka rozłąka, bo w sierpniu znów będziemy razem. Teraz dopiero jak dzieci są duże mogę przyznać, że ja dojrzałam jako mama, mąż jest ojcem w 100% a razem stanowimy całkiem zwariowaną rodzinkę.
Dlaczego to piszę? By dać dowód, że czasem kiedy jest tak źle /nam się tak wydaje/, trzeba dać szansę. Spróbować powalczyć. Oczywiście trzeba chcieć. Obie strony muszą chcieć. Bez tego nie ma mowy o małżeństwie...
Trzymam kciuki za wszystkie dziewuszki, których smutne historie właśnie przeczytałam w tym wątku. Jesteście WIELKIE

ps; jak zwykle się poryczałam, wodniki są za bardzo wrażliwe, to moje oficjalne stanowisko he he