OBÓZ PRACY 78
Znów przez pół nocy budziła mnie melodia tego durnowatego zegara. Big Ben się nazywa i stoi chyba z kilometr od mojego hotelu, jeśli tą budę prowadzoną przez jakiegoś Mahatmę Gandhi można nazwać hotelem. Aha, zapomniałem opowiedzieć dlaczego od kilku dni mieszkam w Londynie. A więc po kolei.
Na bankiecie u cygańskiego króla sprawdziłem przede wszystkim bufety. Żarcia i picia jak dla całej armii. Nawet w kolejce stać nie było trzeba trzeba, bo kelnerzy ciągle przynosili tace pełne kieliszków i szklanek. Potem zacząłem szukać tej śliczności czarnookiej dla której tu właściwie przyszedłem. I nie trwało długo, jak ją zauważyłem z kilkoma innymi dziewuszkami, też niczego sobie. Podszedłem, niby przypadkiem i puściłem do niej oko,
tak jak ja to potrafię. Troszkę się chyba zawstydziła, ale chyba też mrugnęła do mnie.. Tak prawie niedostrzegalnie. OK. Fachurra, do ataku. Wyciągnąłem z jakiegoś wazonu czerwoną różę i z najbardziej szarmanckim uśmiechem na jaki mnie stać wręczyłem ją tej bogini. A ona na to:- Dziękuje.. Hee? Czyżbym już rozumiał po norwesku? Nie.. Ona podziękowała mi po polsku!! Nieprawdopodobne! Zapytałem, czy rozumie nasz piękny język.
-Oczywiście- odpowiedziała. I wiecie co się okazało? Dziewczyna pochodzi z podwarszawskiego Legionowa. Na imię ma Carmen, a ten cygański king to jej stryjek. Głośno tu i pogadać się nie da, więc zapytałem ją, czy nie moglibyśmy się gdzieś ulotnić i powspominać ojczyznę
? Powiedziała, że mam za chwilę pójść za nią i zniknęła w drzwiach obok schodów. Więc ja po minutce za nią, żeby nikt nie zauważył. Korytarz, na końcu drzwi, a za drzwiami... Afryka!! Pośrodku basen z niebieściutką wodą, dookoła basenu palmy rosną, a pod palmami leżaczki i muzyczka leci z głośników. I to wszystko pod dachem, a za oknami śnieg. Oj, bardzo chciałbym być cygańskim królem. Ci to żyją jeszcze lepiej od norweskich kapitalistów. Carmen opowiedziała mi troszkę o sobie. Chodziła w Warszawie do prywatnej szkoły dla bogatych dziewcząt. I miała tam jakiś romansik z młodym nauczycielem sportu. Tatuś się dowiedział, wysłał Carmen do swojego brata, tu do Norwegii, a nauczyciela złapali jego ludzie i w prywatnym instytucie chirurgii plastycznej przebudowali go troszeczkę. Teraz pracuje ten biedak jako przedszkolanka gdzieś na Podhalu. Tak opowiadaliśmy sobie o tym
i owym
, leżąc na leżaczku i zapomnieliśmy jak czas ucieka. Nagle podniesione głosy dobiegają z korytarza.
-O Jezu,- woła Carmen- szukają mnie!
Uciekaj Fachurra, żeby Cię nie zobaczyli.
No to ja ciuchy pod pachę i czmych przez okno w śnieg. Poubierałem się szybciutko, tylko butów nie mam. Cholera, zostały pod leżakiem. Wrócić się nie mogę bo widzę za oknem dwóch cygańskich olbrzymów gestykulujących i biegających wokół basenu. To ja na bosaka przez park i hops przez ogrodzenie. Ałaaa..
Na ogrodzeniu są takie spiczaste końcówki. Niewiele brakowało, a też zostałbym już przedszkolanką. Przez drugie ogrodzenie i kuchennym wejściem do domu Wahlstromów. Nareszcie jestem bezpieczny. Poszedłem spać
.C.d.n.
Znów przez pół nocy budziła mnie melodia tego durnowatego zegara. Big Ben się nazywa i stoi chyba z kilometr od mojego hotelu, jeśli tą budę prowadzoną przez jakiegoś Mahatmę Gandhi można nazwać hotelem. Aha, zapomniałem opowiedzieć dlaczego od kilku dni mieszkam w Londynie. A więc po kolei.
Na bankiecie u cygańskiego króla sprawdziłem przede wszystkim bufety. Żarcia i picia jak dla całej armii. Nawet w kolejce stać nie było trzeba trzeba, bo kelnerzy ciągle przynosili tace pełne kieliszków i szklanek. Potem zacząłem szukać tej śliczności czarnookiej dla której tu właściwie przyszedłem. I nie trwało długo, jak ją zauważyłem z kilkoma innymi dziewuszkami, też niczego sobie. Podszedłem, niby przypadkiem i puściłem do niej oko,

-Oczywiście- odpowiedziała. I wiecie co się okazało? Dziewczyna pochodzi z podwarszawskiego Legionowa. Na imię ma Carmen, a ten cygański king to jej stryjek. Głośno tu i pogadać się nie da, więc zapytałem ją, czy nie moglibyśmy się gdzieś ulotnić i powspominać ojczyznę



-O Jezu,- woła Carmen- szukają mnie!

No to ja ciuchy pod pachę i czmych przez okno w śnieg. Poubierałem się szybciutko, tylko butów nie mam. Cholera, zostały pod leżakiem. Wrócić się nie mogę bo widzę za oknem dwóch cygańskich olbrzymów gestykulujących i biegających wokół basenu. To ja na bosaka przez park i hops przez ogrodzenie. Ałaaa..

