Kiedyś jak nie było internetu i polsatow to Polacy na emigracji świetnie z językami sobie radzili. To były wyjątki gdzie ktoś niepotrafił, znałem nawet takich, którzy pewnie na dwójkach w szkołach jechali a by mieć prace nauczyli się języka. Często było tak ze mieli mały kontakt z językiem ojczystym, telewizja była danego kraju, mnóstwo kanałów (nasza w tym czasie była beznadziejna), przez to zaczynali myśleć w obcym języku, nawet śnić. Dziś nasza tv jest o wiele bardziej atrakcyjna niż obce, jeśli chodzi o schow biznes to przez nasze ciagle poczucie ze jesteśmy gorsi zaszliśmy naprawdę dalego a wiele narodów w tej kwesti to przy nas „wiesniaki”, to samo dotyczy mody czy sztuki... Ciężko tu spotkać Polkę, która nie ogląda polskich seriali. A w Norweskiej tv? Statek płynący kilka godzin, serial, w którym z nas szydzą czy show robione u teścia w piwnicy bo tak taniej wyszło... Sam nauczyłem się Norweskiego przez oświecenie, jednego dnia byłem głupi i ledwo po polsku dukałem, kolega koparką uderzył mnie w głowę i nagle zacząłem rozmawiać w sześciu językach a do tego rozwiązywać skomplikowane równania matematyczne gdzie kiedyś pół dnia się zastanawiałem ile to jest 2+2.