Na pewno tej model edukacji nie przypadnie wszystkim do gustu. Jest to zrozumiałe, bo ma swoje wady, szczególnie z punktu widzenia życia w kraju (np. Polsce), gdzie udział w wyścigu szczurów gwarantuje po prostu sukces życiowy. Bycie miłym i równym nie ma sensu w Polsce, tutaj jest wystarczające.
Wydaje mi się, że nieco innym problemem jest też mentalność samych rodziców, która poniekąd wynika z tego uczestniczenia już od najmłodszych lat w wyścigu szczurów. Będąc w Polsce, pracując z dzieciakami w rożnym wieku, oczywiście też spotykając dzieci znajomych, czy rodziny jedna rzecz, która bardzo często rzucała się w oczy - prawie każdy rodzic, albo znacząca ich część uważała, że jego/ich dziecko jest wyjątkowe, bo wcześniej zaczęło chodzić, mówić, liczyć, etc. Nie ważne, że mieści się to w granicach przeciętności, ale nawet najmniejszy odchył, mieszczący się w granicach błędu statystycznego były interpretowany przez rodziców jako "wyjątkowo" zdolniejsze, sprawniejsze, mądre, grzeczne, szybciej, wcześniej, lepiej coś robiące niż rówieśnik etc. Rozwój tych dzieci oczywiście przebiegła normalnie, a dorosłość, która przyszła, nie ujawniła jakiś niesamowitych, ponadprzeciętnych talentów. Prawdziwie, ponadprzeciętnie uzdolnionych w jakieś dziedzinie, czy rozwiniętych dzieci było może kilkoro. Rozumiem skąd to się bierze i szanuję to, ale tak jak mówię, to kwestia kulturowa i rodzice też powinni trochę wyluzować, bo dzieci jak mają być super utalentowane i zdolne, to będą, czy to w Norwegii czy w Polsce czy na Saharze. Samemu też można wspierać skutecznie rozwój intelektualny, emocjonalny i fizyczny dziecka - szkoła czy to w Polsce, czy Norwegii sama niczego nie załatwi.