Norweski nie taki straszny, nie ma w nim przypadków jak w polskim.
Ja zaczynałem się uczyć jeszcze przed wyjazdem. Zupełne podstawy wyryłem na blachę z książki "Minirozmówki norweskie" autorstwa pań Borówka i Wójcik.
ksiegarnia.pwn.pl/produkt/154461/minirozmowki-norweskie.html
Bardzo to się przydało, bo chociaż pobieżne to jednak daje podstawy przydatne w wielu sytuacjach. Nie ma co wyszukiwać sobie jakichś kawałków z internetu, w minirozmówkach jest dokładnie to co potrzeba na początek.
Później, gdy już wyryłem podstawy norweskiego to zacząłem się uczyć przez skype z polską szkołą językową (bo polskie ceny) telenorweski.pl Lekcje indywidualne, więc mogłem brać i przekładać lekcje jak wygodnie, nawet późno albo w niedziele. Miałem bardzo fajną i cierpliwą lektorkę. Uczyłem się konkretnie tego co mi było potrzebne do pracy.
Apetyt rośnie w miarę jedzenie i gdy już w miarę normalnie się komunikowałem to przyszedł czas na szkołę językową w norwegii
www.folkeuniversitetet.no/english-pages/...inity/side-id-10082/ Jak to skończę to juz nic więcej do szczęścia nie potrzeba. Tu oprócz języka także kontakt z innymi, z kulturą, można pogadać z wykładowcami. Lekcje są o 17:15.