Życie w Norwegii
I pracuj tu z Norwegiem. Najczęstsze gafy kulturowe na linii pracownik-imigrant i norweski pracodawca
3

Różnice kulturowe sprawiają obcokrajowcom sporo problemów - zwłaszcza, jeśli chodzi o środowisko pracownicze. Fotolia/Royalty Free/Author: contrastwerkstatt
Wychodzenie z pracy „po norwesku”, strefa ciszy w czasie sommerferie i szef, który… chętnie zrobi ci kawę. Praca w kraju fiordów bywa prawdziwą przygodą – zwłaszcza jeśli nie jesteśmy przygotowani na niektóre typowo norweskie zwyczaje. Jak odbierać nieśmiałe uśmiechy i pytania zamiast poleceń? I kiedy lepiej nie dzwonić do szefa? Oto norweska kultura pracownicza w pigułce.
Norweska kultura pracy to prawdziwy fenomen – demokratyczna, spokojna, a jednocześnie bardzo specyficzna. Zachowania, które wynikają ze skandynawskiego pragmatyzmu i nieśmiałe polecenia ukryte za wachlarzem norweskiej uprzejmości, to kwestie, które często spędzają sen z powiek obcokrajowcom. Na temat postawy norweskich pracodawców powstały już strony w mediach społecznościowych, płatne warsztaty, a nawet całe poradniki. Przedstawiamy najciekawsze punkty i spieszymy z wyjaśnieniem – mało kto nie zaliczył w norweskiej pracy żadnej gafy kulturowej, więc bez obaw!
Jak równy z równym
Jednym z obcokrajowców, który nie uniknął pracowniczych wpadek jest Julien S. Bourelle – Kanadyjczyk, który kilka lat temu przeniósł się do Norwegii i zakochał w skandynawskiej kulturze na tyle, by zostać tam do dziś. Gafa za gafą spowodowały, że obcokrajowiec stworzył „The social guidebook to Norway” – zabawny poradnik, który naświetla cudzoziemcom norweską kulturę, także tę związaną z pracą. Bourelle, który przez lata mieszkał w Kanadzie, Francji i Hiszpanii, przyznaje, że w kraju fiordów przeżył prawdziwy kulturowy szok. Błądził niemal we wszystkich tematach – w tym, jak powitać kobietę, z którą ma rozpocząć współpracę (szybko przekonał się, że neutralny francuski całus raczej nie znajduje zastosowania w Norwegii), jak odbierać brak słowa „przepraszam” przy szturchnięciu na korytarzu czy niesamowicie krępujące milczenie w biurowej windzie. Dziś wie, że dziwne zachowania Norwegów nie wynikają z braku uprzejmości, lecz z norweskiego umiłowania do pragmatyzmu.
Kanadyjczyk o francuskich korzeniach szczególnie podkreśla tu kwestie równości – na swoich warsztatach dla pracowników i pracodawców ze śmiechem opowiada, że niektóre sytuacje wciąż potrafią zbić go z tropu. Jako przykład podaje momenty, w których walczy ze sobą, by na lotnisku złamać zasady dobrego wychowania i nie chwycić za ciężką walizkę Norweżki – stara się powstrzymywać po tym, gdy od starszej pani usłyszał, że to… przejaw jawnej dyskryminacji.
Kanadyjczyk o francuskich korzeniach szczególnie podkreśla tu kwestie równości – na swoich warsztatach dla pracowników i pracodawców ze śmiechem opowiada, że niektóre sytuacje wciąż potrafią zbić go z tropu. Jako przykład podaje momenty, w których walczy ze sobą, by na lotnisku złamać zasady dobrego wychowania i nie chwycić za ciężką walizkę Norweżki – stara się powstrzymywać po tym, gdy od starszej pani usłyszał, że to… przejaw jawnej dyskryminacji.
Bourelle zaznacza jednak, że to wyjątkowe przypadki, a praca z mieszkańcami kraju fiordów potrafi być naprawdę przyjemna. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że kwestie równości najczęściej nie rozbijają się o sytuacje tak absurdalne. Równouprawnienie najczęściej widzimy tu na linii pracownik-pracodawca. Bo gdzie poza Norwegią prezes banku będzie pił kawę na przerwie ze świeżo zatrudnionym stażystą?
O równości pracownika z pracodawcą świadczą też statystyki. Według rankingu Human Health Development z 2016, to właśnie Norwegia może pochwalić się najmniejszą rozbieżnością pomiędzy pensją na stanowisku CEO a przychodami „szarego” pracownika. Poza tym, to właśnie w kraju fiordów najczęściej zauważymy tzw. demokratyczny open space, który uwzględnia biurko szefa dokładnie pomiędzy resztą pracowników.
O równości pracownika z pracodawcą świadczą też statystyki. Według rankingu Human Health Development z 2016, to właśnie Norwegia może pochwalić się najmniejszą rozbieżnością pomiędzy pensją na stanowisku CEO a przychodami „szarego” pracownika. Poza tym, to właśnie w kraju fiordów najczęściej zauważymy tzw. demokratyczny open space, który uwzględnia biurko szefa dokładnie pomiędzy resztą pracowników.
Pytania czy polecenia?
Karin Ellis, która od 30 lat związana jest z branżą korporacyjną, wydała nawet specjalny poradnik dla obcokrajowców zamierzających pracować w Norwegii. Ellis podkreśla, że lata przepracowane w różnych środowiskach kulturowych uświadomiły jej, że pomocy w kwestii zasad obowiązujących w pracy potrzebują nie tylko cudzoziemcy, lecz także skandynawscy pracodawcy. To właśnie oni najczęściej nie są nawet świadomi nieporozumień wynikających z typowo norweskich niedomówień.
Autorka „Working with Norwegians: The insider’s guide to the Norwegian workplace culture” pośród najczęściej wymienianych nieporozumień na linii pracownik-pracodawca, wymienia specyficzny sposób wydawania poleceń służbowych związany z... uprzejmością. Choć Norwegowie słyną z uśmiechów i przyjaznych powitań, ich nieśmiały sposób sugerowania czegoś okazuje się w pracy zupełnie nie na miejscu – zwłaszcza jeśli porówna się ich rzeczywiste oczekiwania dotyczące danego zadania ze sposobem, w jaki proszą o wykonanie pracy. Jako przykład takiego zachowania Norweżka podaje częstą sytuację, gdy za miłym pytaniem „czy mógłbyś rzucić okiem?” kryje się dość poważne oczekiwanie szefa (zwykle „uporaj się z tym jak najszybciej”). Ellis tłumaczy, że to po prostu norweska mentalność – a tej przełożeni po prostu nie są w stanie odłożyć na bok. Jako pracownicy pochodzący z innego kraju, możemy zrobić tylko jedno: wbić sobie do głowy, że papiery, które zostały nam właśnie wręczone, mają być „na cito”, niezależnie od poziomu nieśmiałości w głosie szefa.
Autorka „Working with Norwegians: The insider’s guide to the Norwegian workplace culture” pośród najczęściej wymienianych nieporozumień na linii pracownik-pracodawca, wymienia specyficzny sposób wydawania poleceń służbowych związany z... uprzejmością. Choć Norwegowie słyną z uśmiechów i przyjaznych powitań, ich nieśmiały sposób sugerowania czegoś okazuje się w pracy zupełnie nie na miejscu – zwłaszcza jeśli porówna się ich rzeczywiste oczekiwania dotyczące danego zadania ze sposobem, w jaki proszą o wykonanie pracy. Jako przykład takiego zachowania Norweżka podaje częstą sytuację, gdy za miłym pytaniem „czy mógłbyś rzucić okiem?” kryje się dość poważne oczekiwanie szefa (zwykle „uporaj się z tym jak najszybciej”). Ellis tłumaczy, że to po prostu norweska mentalność – a tej przełożeni po prostu nie są w stanie odłożyć na bok. Jako pracownicy pochodzący z innego kraju, możemy zrobić tylko jedno: wbić sobie do głowy, że papiery, które zostały nam właśnie wręczone, mają być „na cito”, niezależnie od poziomu nieśmiałości w głosie szefa.

Norweska kultura pracy to przede wszystkim równość i rozgraniczenie pomiędzy życiem prywatnym, a biurem
MN
Wybiła 16
Zarówno Ellis, jak i Bourelle zauważają, że jedną z głównych różnic pomiędzy Norwegami a innymi europejskimi pracownikami jest przywiązanie do konkretnych terminów. I tak, gdy umówimy się na spotkanie o 10, a przybędziemy o 10:02, możemy być pewni, że część wstępu już nas ominęła. Niewykluczone też, że w podsumowaniu mailowym otrzymamy wskazówkę połączoną z naganą: „następnym razem prosimy o punktualne przybycie”. Mimo że – jak wszędzie – istnieją wyjątki, większość norweskich szefów z dumą oświadczy ci wtedy, że to właśnie kraj fiordów jest drugim w kolejności państwem, którego mieszkańcy zawsze starają się być punktualni.
Jednak przyjezdnym rzuca się w oczy nieco inny rodzaj norweskiej punktualności, którego nie sposób nie skomentować. Chodzi oczywiście o wychodzenie z pracy z chwilą, gdy tylko wybije 15 lub 16. Takie zachowanie prowadzi czasem do naprawdę kuriozalnych sytuacji. Wielu obcokrajowców potwierdza, że rozłączenia się konsultanta, na którego połączenie czekaliśmy blisko godzinę czy zamknięcie nam przed nosem okienka w urzędzie to w Norwegii norma. Użytkownicy stron poświęconych pracy w kraju fiordów często ironizują na ten temat, nazywając ten fenomen „wychodzeniem po norwesku” – zawsze równo z grafikiem, nawet gdyby okoliczności były wyjątkowe.
Jednak przyjezdnym rzuca się w oczy nieco inny rodzaj norweskiej punktualności, którego nie sposób nie skomentować. Chodzi oczywiście o wychodzenie z pracy z chwilą, gdy tylko wybije 15 lub 16. Takie zachowanie prowadzi czasem do naprawdę kuriozalnych sytuacji. Wielu obcokrajowców potwierdza, że rozłączenia się konsultanta, na którego połączenie czekaliśmy blisko godzinę czy zamknięcie nam przed nosem okienka w urzędzie to w Norwegii norma. Użytkownicy stron poświęconych pracy w kraju fiordów często ironizują na ten temat, nazywając ten fenomen „wychodzeniem po norwesku” – zawsze równo z grafikiem, nawet gdyby okoliczności były wyjątkowe.
„Nie żyjesz po to, by pracować”
David Smith, amerykański bloger, który w kraju fiordów mieszka od 5 lat, tłumaczy ten fenomen inną typowo norweską zasadą: silnym rozgraniczeniem pomiędzy pracą a życiem prywatnym. Smith tłumaczy, że to właśnie w Norwegii usłyszał powiedzenie: „nie żyjesz po to, by pracować”. Norwegowie bez dwóch zdań wcielają tę filozofię w życie, i to na wielu stanowiskach. – Prawie nie zdarza się, żeby CEO jakiejkolwiek firmy przebywał w budynku po 16. To moment, w którym każdy, bez względu na stanowisko, po prostu idzie do domu: do swojej rodziny, dzieci, swoich zainteresowań – tłumaczy Smith.
Takie podejście promuje się w całym kraju, a szefowie, którzy wymagają od pracowników pracowania po godzinach, mają zwykle bardzo wątpliwe opinie. Norweskie prawo zakłada, że rodzice są zobowiązani iść na urlopy i spędzić z dzieckiem kilka lub kilkanaście tygodni – i nie ma tutaj możliwości, by po prostu odpuścili sobie czas z maluchem w domu. Podobnie funkcjonuje to w przypadku pytania, którego w Polsce niektórzy nie odważyliby się zadać: „Czy mogę się urwać? Muszę odebrać dziecko z przedszkola”. W 90 proc. przypadków szef bez zastanowienia kiwnie głową, uważając to za „rodzinną świętość”.
Promowanie spędzania czasu z rodziną jest wpisane w norweską kulturę pracy, tak jak dugnady są wpisane w kulturę sąsiedzką. Dlatego nie załatwimy praktycznie nic w czasie ferii letnich, a w weekendy nie dodzwonimy się do naszych kolegów z pracy. Zasada jest prosta – okres po godzinach pracy faktycznie musi pozostać ich prywatnym czasem, by „pożyć’ – niezależnie od tego, czy mówimy o pracowniku na okresie próbnym, czy o dyrektorze wielkiej norweskiej korporacji.
Takie podejście promuje się w całym kraju, a szefowie, którzy wymagają od pracowników pracowania po godzinach, mają zwykle bardzo wątpliwe opinie. Norweskie prawo zakłada, że rodzice są zobowiązani iść na urlopy i spędzić z dzieckiem kilka lub kilkanaście tygodni – i nie ma tutaj możliwości, by po prostu odpuścili sobie czas z maluchem w domu. Podobnie funkcjonuje to w przypadku pytania, którego w Polsce niektórzy nie odważyliby się zadać: „Czy mogę się urwać? Muszę odebrać dziecko z przedszkola”. W 90 proc. przypadków szef bez zastanowienia kiwnie głową, uważając to za „rodzinną świętość”.
Promowanie spędzania czasu z rodziną jest wpisane w norweską kulturę pracy, tak jak dugnady są wpisane w kulturę sąsiedzką. Dlatego nie załatwimy praktycznie nic w czasie ferii letnich, a w weekendy nie dodzwonimy się do naszych kolegów z pracy. Zasada jest prosta – okres po godzinach pracy faktycznie musi pozostać ich prywatnym czasem, by „pożyć’ – niezależnie od tego, czy mówimy o pracowniku na okresie próbnym, czy o dyrektorze wielkiej norweskiej korporacji.
To może Cię zainteresować
09-05-2018 18:40
3
0
Zgłoś
09-05-2018 12:01
4
0
Zgłoś
05-02-2018 08:55
17
0
Zgłoś