Przyjaźń z sauny, norweski small talk i dyskusje o biegówkach. O tych zwyczajach nikt ci nie powie [CZĘŚĆ 1]
![Przyjaźń z sauny, norweski small talk i dyskusje o biegówkach. O tych zwyczajach nikt ci nie powie [CZĘŚĆ 1]](https://images.mncdn.pl/images/articles/aa9a94a3352be098c0abde4dc5de8a1cdf2d37c4.jpg?resizeimage=w:500,r:1.77,t:c)
Julien Bourrelle wygłosił wykład o kulturze norweskiej podczas tegorocznego Norwegian IT Night w Sopocie MN
Chcesz pogadać? Tylko w górach!
Bourrelle podkreśla, że fenomen prowadzenia niezobowiązujących pogawędek w Norwegii praktycznie nie istnieje. – Wiele razy próbowałem zagadywać do Norwegów tak po prostu. W sklepie, na przystanku. Choć pochodzę z Kanady, wiele lat spędziłem we Włoszech i Hiszpanii, a moja rodzina ma korzenie francuskie. Small talk to coś, do czego jestem po prostu przyzwyczajony. Jednak reakcje Norwegów były zawsze takie same: niepewny uśmiech i odmaszerowanie w bok lub po prostu milczenie – tłumaczy pisarz.

Norwegowie to bardzo mili i pomocni ludzie. Jest jednak rzecz, której jako obcokrajowcy nie rozumiemy: ci ludzie jak nic innego szanują przestrzeń osobistą i spokój
Norweska (nie)uprzejmość
Bourrelle podkreśla jednak, że absolutnie nie powinniśmy postrzegać takiego zachowania jako nieuprzejmości. – Norwegowie to bardzo mili i pomocni ludzie. Jest jednak rzecz, której jako obcokrajowcy nie rozumiemy: ci ludzie jak nic innego szanują przestrzeń osobistą i spokój – tłumaczy pisarz. A zatem w sytuacji, gdy raz już zdarzyło im się naruszyć czyjś święty spokój – przykładowo, przez wspomniane szturchnięcie – Norwegowie nie będą próbowali przeszkodzić mu po raz drugi. To, co dla nas jest koniecznymi przeprosinami, dla nich jest w tym przypadku niepotrzebnym zwracaniem na siebie uwagi. – To nie jest nieuprzejmość, a zwyczajny, logiczny pragmatyzm – wyjaśnia ze śmiechem Kanadyjczyk.

Wyższy stopień znajomości, czyli sauna i biegówki
Niezręczną – przynajmniej dla Kanadyjczyka – ciszę przerwało jednak wydarzenie, które połączyło obie rodziny. Przyszły teść zabrał Bourrelle na iście norweskie wydarzenie – „nocną jazdę” na nartach biegowych. Obecne niemal w każdym domu biegówki przełamały lody pomiędzy rozmówcami. – To niesamowite, kiedy się nad tym zastanowię. Maszerowałem na nartach z latarką na głowie, w nocy, w niemal zupełnym milczeniu. A potem po prostu wróciliśmy do domu i puściły wszelkie granice – relacjonuje mężczyzna.
Na bardzo podobnej zasadzie działa jeszcze jedna typowo skandynawska tradycja: wspólny wypad do sauny. – Do sauny zabrał mnie ówczesny szef. Była tam jego cała rodzina i ja – kompletnie nieprzygotowany na to, co mnie czeka. Norwegowie wyglądali, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. A dla mnie, obcokrajowca, pobyt w saunie, niemal nago z obcymi ludźmi był co najmniej niekomfortowy. Chyba poczułem się tak, jak Norwegowie, do których próbowałem zagadywać na przystanku – tłumaczy ze śmiechem Kanadyjczyk. Podobnie jak w przypadku wypadu na biegówki, wszelkie granice natychmiast zniknęły. Bourrelle wyjaśnia, że to moment przełamania dystansu, zdobycia zaufania. Moment, który dla nas, pochodzących z obcego kręgu kulturowego, wciąż może wydawać się zupełnie niezrozumiały.

To niesamowite, kiedy się nad tym zastanowię. Maszerowałem na nartach z latarką na głowie, w nocy, w niemal zupełnym milczeniu. A potem po prostu wróciliśmy do domu i puściły wszelkie granice.
Zdystansowani, ale pomocni
Przykładem tego, jak bardzo Skandynawowie cenią sobie spokój, może być zjawisko wyjeżdżania do „hytty”, czyli oddalonej o dziesiątki kilometrów chatki na górskim odludziu. To właśnie tu Norwegowie naprawdę odpoczywają. Mało tego! Część z nich mówi nawet o „hyttevenner”, czyli znajomych z pobliskich (czyt. odległych o całe kilometry) chatek. Szkopuł w tym, że nasi znajomi z hytte niekoniecznie są naszymi znajomymi po powrocie do miasta. – W skrócie wygląda to tak: w „hytte” odpoczywasz. Jeśli rozmawiasz z obcymi z innej hytte, to tylko o tym, co robisz w swojej: co naprawiasz, co kupujesz, co planujesz zrobić. A parę dni później, w mieście, nie rozmawiasz już z nimi w ogóle. Niektórzy nawet się nie witają. Nie chcą mówić o cudzym odzyskiwaniu spokoju, żeby owego spokoju nie naruszać – wyjaśnia ze śmiechem autor przewodnika.
Julienne Bourrelle przybył do Norwegii ponad pięć lat temu jako doktorant fizyki. Jak sam tłumaczy, życie w Norwegii nie było dla niego najłatwiejsze. – Mój pierwszy rok tutaj to praktycznie same gafy. Dlatego wciągnąłem się w temat, zacząłem zgłębiać przyczyny konkretnych postaw. Skończyło się kuriozalnie: rzuciłem fizykę i zająłem się… badaniem zachowań społecznych Norwegów – opowiada Kanadyjczyk. Pisarz, który sam funkcjonuje w kraju fiordów jako „przyjezdny”, dodaje, że faux pas zdarzają mu się do dziś. Swoją wiedzę o Skandynawach przelał na papier. W przeciągu dwóch lat wydał dwa przewodniki dotyczące życie w Norwegii. Oba, choć stworzone z przymrużeniem oka, trafiają w samo sedno.
To może Cię zainteresować
04-11-2017 17:00
88
0
Zgłoś