ta
Польский нацизм
poczytaj sobie swoje Gowno Wybiorcze
(Była dywersja - list od czytelnika, świadka wydarzeń z 3 września 1939 Mieczysław Finkelstein 19-08-2003, Gazeta Wyborcza, wydanie internetowe)
Jestem rodowitym bydgoszczaninem. Urodziłem się w 1927 roku. 1 września 1939 wraz z rodzicami mieszkałem przy ul. Gdańskiej 93. Byłem uczniem szkoły powszechnej w klasie VI, przy ul. Świętojańskiej.
Mimo podeszłego wieku pamięć mnie nie zawodzi. Nie wiem, czy to dobrze czy źle? Po przeczytaniu pierwszego zdania wywiadu prof. Jastrzębskiego, udzielonego "Gazecie Wyborczej": "Doszło do rozruchów, których ofiarami padli miejscowi Niemcy", wołałbym pamięć stracić. Po przeczytaniu tego zdania "Duży Format" wypadł mi z ręki.
Prof. Jastrzębski już parę lat temu w swoich publikacjach dot. tzw. "zniemczania" (marzec 1942, tzw. Aufruf gauleitera Forstera) pisał takie brednie, że nam, rodowitym bydgoszczanom, którzy nie skorzystali z łaski "eindeutschungu", zapierało dech. Gdzie tutaj solidność i obiektywizm badacza? To jest pisanie pod niektóre ugrupowania niemieckie. Jak tak można?
A teraz znane mi fakty z tzw. "Blutsonntagu". W ową słynną niedzielę działo się tyle, że 12-letni chłopiec musiał ze zwykłej ciekawości tym wydarzeniom towarzyszyć, kibicować. Około godziny 10 w dużym nieładzie i z oznakami paniki wycofywały się polskie oddziały z kierunku Myślęcinka. Wraz z tymi oddziałami pojawili się nieznani mieszkańcom tej dzielnicy ludzie, którzy szerzyli bardzo różne informacje na temat ostatnich wydarzeń. Rozpowiadali, że trzeba koniecznie z miasta uciekać i Polska już przegrała.
W kierunku wycofujących się oddziałów polskich, z posesji przy Gdańskiej 76 padły strzały karabinowe z dachu. Żołnierze sprowadzili prawdopodobnie tego niemieckiego strzelca. Był nim posiadacz warsztatu tapicerskiego, który w tej posesji się mieścił - volksdeutsch Ditrich. Przez żołnierzy został rozstrzelany w ogrodzie na rogu ul. Gdańskiej i Mickiewicza (teren dzisiejszego kasyna). Miejsce to należało wówczas do niemieckiej restauracji "Deutsches Haus", a na zapleczu tej restauracji mieścił się niemiecki teatr, tzw. "Deutsche Bühne". Z tego ogrodu przez wszystkie godziny przedpołudnia owej niedzieli trwał z przerwami ostrzał skrzyżowania Gdańskiej, Mickiewicza i Świętojańskiej.
To nie Polacy sprowokowali Niemca Ditricha do strzelania w polskich żołnierzy. To dywersyjna działalność hitleryzmu. Takich Ditrichów było w Bydgoszczy wielu.
Kuzyn mój, Jerzy Prokop, lat dziś 77, w dniu 3 września 1939 był wraz ze swoją matką na mszy w kościele św. Trójcy. Po mszy, około godziny 9.30, nikt z wiernych nie mógł opuścić kościoła. W kierunku kościoła strzelano z terenu trzech zakładów produkcyjnych niemieckich: garbarnia Koppa (ul. św. Trójcy), zakłady "Lukullus" (właściciel Lehmann, róg św. Trójcy i Poznańskiej) oraz z zakładów metalurgicznych Eberharta (ul. św. Trójcy). Kuzyn mój żyje i jest gotowy w każdej chwili złożyć zeznanie.
Gdyby tylko historycy Instytutu Pamięci Narodowej chcieli nas przesłuchać przed naszą śmiercią. Ponad 90 proc. świadków owych wydarzeń już nie żyje, a bez nich naukowcy o poglądach prof. Jastrzębskiego będą mogli dać upust swoim fantazjom.
Pamiętam rozmowy okupacyjne mojego ojca (był skarbnikiem Chorągwi Pomorskiej Związku Hallerczyków) z jego kolegami hallerczykami. Oni uważali, że hitlerowska prowokacja celowo wystawiła na niebezpieczeństwo śmierci swoich obywateli, by mieć światowe usprawiedliwienie morderczego odwetu na polskich obywatelach.
Tych mordów też byłem świadkiem. Bydgoscy Niemcy byli doskonale przygotowani na wkroczenie oddziałów hitlerowskich. Wiele domów przy ul. Gdańskiej, Chodkiewicza, Piotra Skargi w dniu 5.09 1939 (data wkroczenia Wehrmachtu do Bydgoszczy) było udekorowanych hitlerowskimi flagami. Byłem świadkiem, jak właściciel sklepu kolonialnego (róg Gdańskiej i Świętojańskiej) Niemiec Lemke (mający wówczas ponad 70 lat) witał wkraczające oddziały niemieckie, machając flagą hitlerowską.
i przestan z taa usraelem wyjezdzac
bardziej oglupialej zbieraniny przestepcow nie ma na swiecie