Do dziś bardzo często usłyszeć można z ust Norwega czy Norweżki „Herrregud!”, „Helvete!” czy „Satan!”.
ndla.no/Tove Gustavson/https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0/deed.no
Niekiedy pomagają łatwiej znieść fizyczny ból. Pozwalają wyrazić zaskoczenie, wściekłość, radość i inne, zarówno negatywne, jak i pozytywne emocje. Są wyrazem buntu. Bywają świadomie używanym narzędziem autokreacji, choć niekiedy świadczą też o bezradności. Przekleństwa, bo o nich tu mowa, stanowią również pryzmat, przez który można zobaczyć kulturę danego kraju. Co mówią o Norwegii?
W zglobalizowanym świecie wiele zjawisk upodabnia się do siebie pod wpływem dominujących języków i kultur. Współcześnie za najmocniejsze uznawane są w Norwegii (podobnie zresztą jak w Polsce) przekleństwa odnoszące się do sfery seksualnej. Stąd w norweskim i rodzime wariacje na temat słowa „fitte” (wulgarne określenie kobiecych narządów rodnych), i wszędobylskie anglicyzmy typu „fuck”. Czasami, choć rzadko, dostosowywane do norweskiego systemu językowego, jak choćby w prostszym do rozszyfrowania „føkk åff” i nieco trudniejszym „sanafabetsj”, w oryginale rozpoczynającym się od „son of…”.
„A niech go diabli wezmą!”?
Jednak – jak wynika ze słownika wulgaryzmów „Norsk banneordbok” autorstwa Ruth Vatvedt Fjeld – nie w tego rodzaju wulgaryzmy przede wszystkim obfituje język norweski. Ogromna większość haseł zebranych przez badaczkę odnosi się bowiem do sfery sacrum. Dawniej, przed laicyzacją norweskiego społeczeństwa, najmocniejszym symbolicznym naruszeniem tabu było zwrócenie się podczas przeklinania (w tym przeklinania kogoś) do rzeczywistości ponadnaturalnej. Na różne sposoby przywoływano Boga, diabła lub inne fenomeny związane z religią.
Do dziś bardzo często usłyszeć można z ust Norwega czy Norweżki „Herrregud!”, „Helvete!” czy „Satan!”, czyli odpowiednio „Panie Boże!”, „Piekło!” i „Szatan!”. Nas, użytkowników polszczyzny, może to trochę śmieszyć. Po polsku wulgaryzmy odnoszące się do seksualności mają taką przewagę, że wszelkie „Do diaska!” czy „Jezus Maria Józefie Święty!” brzmią komicznie i, przede wszystkim, archaicznie. Pamiętam swoje własne zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że „faen”, które błędnie interpretowałam jako dość wierny odpowiednik angielskiego „fuck” czy naszej polskiej, mało eleganckiej „k…”, nie odnosi się do sfery seksualnej, lecz odsyła do postaci diabła.
Piekło mimo naporu seksualizmów trzyma się mimo wszystko mocno. Wskazują na to podane w „Norsk banneordbok” liczby. Ruth Vatvedt Fjeld większość zgromadzonych przez siebie przykładów wulgaryzmów przydzieliła do następujących grup tematycznych: diabeł (jego dotyczyło 649 wyrażeń), Bóg (490 haseł), seks (63), choroby i śmierć (26) i ekskrementy (zaledwie 14 wulgaryzmów).
Pora na Thora
Przywoływany już wyraz „Helvete” to bardzo ciekawy przykład, ponieważ ukrywa w sobie pradawną, przedchrześcijańską warstwę – w mitologii nordyckiej królestwem zmarłych, nazwanym od jej imienia, władała bogini Hel. Norweskie przekleństwa zawierają więcej odniesień do starych, skandynawskich mitów czy wierzeń ludowych. Stąd na przykład obecność w norweskim wulgaryzmów odnoszących się do wojowniczego boga Thora i jego potężnego młota (na przykład „donderen” oznaczające „tego, który grzmi”; Thor wywijający swą bronią miał odpowiadać za burze) czy do nadprzyrodzonych istot o nazwie „nøkk”, czyli demonów wodnych (sportretowanych na przykład na jednym ze znanych obrazów Theodora Kittelsena.
„Nøkken” przedstawiony przez norweskiego ilustratora baśni Theodora Kittelsena (1892 ).wikimedia commons/ Nasjonalmuseet/ public domain
Kebabnorsk z sosem z przekleństw
W norweskim wachlarzu wulgaryzmów widać też wpływy kebabnorsk, czyli multietnolektu o charakterze młodzieżowego, miejskiego slangu, w którym mieszają się wpływy językowe różnych imigranckich grup (choć nie Polaków, nad czym ubolewam, ponieważ bardzo ciekawie byłoby móc obserwować żywioł słowiańszczyzny jako źródło zapożyczeń). Młodzi Norwegowie często przejmują jego elementy, częściowo bezwiednie, częściowo z chęci bycia wielkomiejskim, zbuntowanym czy „cool”. To dlatego w „Norsk banneordbok” odnotowano wywodzący się z arabskiego wyraz „wolla”, czyli „przysięgam na Allaha”. W przekleństwach jak w zwierciadle odbijają się więc i stare, jeszcze wikińskie wierzenia, i najnowsza Norwegia wielokulturowa.
Kurczę pieczone!
Norwegowie robią oczywiście to samo, co my, gdy wypowiedź rozpoczynającą się od „kurw…” kończymy „arszawa nie sprzedaje”, lub zamieniamy ją na wszelkiego rodzaju kurczęta. Innymi słowy – stosują gry słów i inne zabiegi eufemizujące. Dziś robi się to głównie po to, by nie wyjść na osobę niekulturalną, ale dawniej częściej chodziło na przykład o niełamanie drugiego przykazania czy nienarażanie się na niebezpieczeństwo ze strony sił ciemności. Przykład: zamiast „Faen i helvete”, czyli „Szatan w piekle” można powiedzieć „Annen i ellevte”. „Drugi w jedenastym” (czyli, wedle norweskiego sposobu podawania dat, „drugi listopada”) nie brzmi już tak groźnie… Dzięki temu zjawisku niektóre złagodzone, norweskie przekleństwa są naprawdę urocze. To do tej kategorii należy część z poniższej dziesiątki moich ulubionych haseł z „Norsk banneordbok”.
10 najfajniejszych norweskich wulgaryzmów
- „Aftensang”. Zaraz, chwila. Co tu robi „msza wieczorna”? Otóż to eufemistyczne określenie piekła. Nabożeństwo to odbywa się wieczorem, gdy zbliża się ciemność i noc, a te dwa ostatnie zjawiska już bardziej mogą kojarzyć się z królestwem szatana czy ze śmiercią. Naruszeniem tabu będzie tu zbrukanie w wulgaryzmie czegoś tak świętego jak msza. Wśród przykładów użycia znajdziemy wypowiedź „Kyss meg langt inn i aftensangen”, czyli „Pocałuj mnie głęboko w mszę wieczorną”. Skoro już przy pocałunkach: czasem można napotkać również „Kyss katta!”, czyli „Całuj kota!”. Koty, zwłaszcza czarne, nie miały najlepszej prasy w Europie. Bywały brane za towarzyszy czarownic i diabła lub za samego, przepoczwarzonego szatana, którego wiedźmy na sabatach całowały w niezbyt przyzwoity sposób… To powiedzenie oznacza najczęściej odmowę, ale także umniejszanie komuś, pogardę lub obojętność wobec czegoś. To mniej więcej taki przekaz, jak „spadaj!” czy „daj sobie spokój”. Ja jednak przyjęłabym właściwie każde polecenie całowania kotków, niezależnie od intencji mówiącego…
2. „Du store alpakka!” („Ty wielka alpako!”). Tę żartobliwą frazę, używaną mniej więcej tak, jak „O rety!”, zawdzięczamy literaturze dziecięcej.
3. „Burugle”. Klatkowa sowa? Choć nie popieram seksistowskiego, pogardliwego piętnowania „grubych, brzydkich i złych kobiet”, sam obraz (w mojej wyobraźni nastroszonej) sowy w klatce jako obelgi wydaje mi się niepozbawiony uroku.
4. „Dassdraugen” – to słowo cenię ze względu na ciekawą etymologię. Jest to złożenie słów „dasss” i „draug”. Pierwszy wyraz odnosi się do wychodka i został zapożyczony z niemieckiego w dość interesujący sposób. Na takie miejsca można po niemiecku powiedzieć omownie „das Häuschen”, czyli „mały domek”. Norwegowie wzięli z tego w tym kontekście tylko rodzajnik i, zgodnie z regułami norweskiej wymowy i pisowni dotyczącymi krótkich i długich samogłosek, dodali jeszcze jedno „s”. „Draug” to z kolei nazwa trollowatej istoty czającej się w wodzie podobnej do tej nazywanej „nøkken”. Może to być również płynący w przepołowionej łodzi, zwiastujący śmierć duch topielca. Dzieci lubią się nawzajem straszyć wizją potwora czyhającego w sedesie. Ruth Vatvedt Fjeld zwraca uwagę, że musi to być relatywnie świeże mitotwórstwo, dawniej nie było przecież toalet typu „water closet”, więc draug nie miałby wody…
5. „Fandens salmebok”, czyli „szatańska Księga Psalmów” to bardzo obrazowe, choć dziś już rzadko używane określenie talii kart jako ekwipunku utracjusza-hazardzisty. Źródło tego określenia jest dość stare, pochodzi z czasów, gdy w Norwegii, podobnie jak w wielu innych chrześcijańskich krajach, gry karciane traktowano jako źródło potencjalnego zła, grzeszną rozrywkę odciągającą wiernych od pracy i modlitwy.
6. „Dra til Moss!”. Gdy chcemy odesłać kogoś w cholerę, do jakiegoś nieprzyjemnego miejsca, możemy temu komuś kazać udać się do Moss. Czym to niewielkie, portowe miasteczko zasłużyło sobie na tak złą sławę? Musimy przenieść się wiele dziesięcioleci w przeszłość, do epoki industrializacji Norwegii, do czasów, gdy tamtejszy przemysł celulozowo-papierniczy był źródłem nieprzyjemnego zapachu, a w dodatku krążyła plotka, że udający się tam rolnicy muszą bardzo pilnować wszystkich swoich transakcji z uwagi na niedokładne wagi miejskie. W takich warunkach, jakby się bardzo uprzeć, może i Moss mogło choć trochę przypominać czeluście piekielne, choć ja osobiście nie obraziłabym się za polecenie wybrania się tam na małą wycieczkę…
Moss oczami malarza Johna Williama Edy 'ego (ok. 1800 r.).wikimedia commons/ public domain
7.„Død og pølse!” – „Śmierć i parówka!”, doskonała mieszanka tego, co poważne, z czymś całkowicie prozaicznym. Podobnie dzieje się w przypadku powiedzenia „i all verdens land og pannekaker!”, gdy do wykrzyknienia „na wszystkie kraje świata!” oznaczającego mniej więcej tyle, co nasze „na litość boską!” wmiesza się trochę ciasta i powstanie „na wszystkie kraje świata i naleśniki!”.
8. „Fy farao!” można zakrzyknąć, gdy chce się uniknąć bardziej wulgarnego „Fy faen!”. Faraon na zastępcę diabła nadaje się tu z powodów walorów dźwiękowych (zachowana aliteracja), choć być może dawniej odgrywało też rolę to, że w Starym Testamencie faraonowie nie mieli najlepszej prasy (skądś się przecież musiały wziąć plagi egipskie…). Dla mnie brzmi to równie uroczo, co polskie „Na Jowisza!”. Samo „fy” wzięło się z kolei z naśladowania odgłosu spluwania i z wierzeń ludowych głoszących, że dzięki tej czynności przywoływane ciemne moce nie zawładną osobą je przyzywającą. Na zasadzie aliteracji zbudowane jest też między innymi powiedzenie „før fanden får sko på”, „zanim diabeł założy buty”. To stare porzekadło oparte na wizji szatana, który trwa w niemal ciągłej gotowości do szkodzenia ludziom i jedynym sposobem, by się przed nim ustrzec, jest wyprzedzenie go, na przykład o poranku („bladym świtem”). Innymi słowy może to być powiedzenie używane w przypadku konieczności bycia gdzieś wcześnie, by osiągnąć cel. Mówiący nie jest wtedy jednak w stanie wykrzesać z siebie entuzjazmu rodem z piosenki Alibabek „Radość o poranku”, przeciwnie, da się w jego wypowiedzi wyczuć irytację i niechęć.
9. „Milde måne”, czyli „łagodny księżycu!”. To wykrzyknienie typu „o matko!”, czy „o rany!” wyrażające mocne zaskoczenie lub niedowierzanie. Dobrym synonimem byłoby też „dobry Boże!”, ponieważ zwrot do księżyca można rozumieć jako eufemistyczną inwokację do wyższych mocy. W końcu księżyc jest elementem nieba.
10. „Trykkfeilsdjevel” znaczy dosłownie „diabeł błędów drukarskich”. Chodzi tu oczywiście o literówki. Nietrudno postrzegać je jako efekt diabelskich igraszek. Potrafią irytować, a nawet wpędzać w poważne tarapaty. Tak wedle rodzinnych przekazów było w przypadku pradziadka mojego męża. Był to zecer, który spędził dwa tygodnie w więzieniu po tym, jak z jego winy gazeta zamiast ukazać się z życzeniem „Niech żyje Stalin”, została wydrukowana z hasłem „Nie żyje Stalin”… W uniwersum drukarstwa pozostajemy też przy idiomie „trykk seksten”, czyli „ciśnienie szesnaście”. Dosłownie chodzi tu o bardzo duży nacisk potrzebny do wydrukowania arkusza dającego po złożeniu i przycięciu 16 stron. Metaforycznie – o opis sytuacji stresujących i pełnych napięcia i presji, kiedy „ciśnienie sięga zenitu”.
Love story po norwesku
By ciśnienie nie sięgało zenitu, zakończmy anegdotą. Gdy autorka „Norsk banneordbok” chciała pokazać, że przeklinamy tak, by naśladować podziwiane przez nas osoby z najbliższego otoczenia, sięgnęła po przykład z pierwszej edycji norweskiego „Big Brothera” z 2001 roku. Wówczas angielski wyraz „fuck” był w języku norweskim relatywnie nowy, na tyle niespotykany, by używanie go mogło być cechą charakterystyczną dla jednego z uczestników. Widzowie mogli zaobserwować, że dziewczyna, która się w nim zakochała, po pewnym czasie sama zaczęła (nawet bardzo intensywnie) wplatać to słowo w swoje wypowiedzi. A po programie… wyszła za niego za mąż. „I żyli długo i szczęśliwie, do diabła!”?
Źródła: Ruth Vatvedt Fjeld, „Norsk banneordbok. Om eder og forbannelser og andre språklige tabuer”, MojaNorwegia.pl