Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

6
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Życie w Norwegii

Budżetowy urlop hitem minionego sezonu: „polska riwiera” królowała obok nowych turystycznych faworytów

Monika Pianowska

11 września 2018 15:11

Udostępnij
na Facebooku
5
Budżetowy urlop hitem minionego sezonu: „polska riwiera” królowała obok nowych turystycznych faworytów

Norweski internet przed sezonem aż kipiał od nazw miejscowości, takich jak Gdańsk, Sopot czy Kraków. publicdomainpictures.net

Kiepska kondycja korony i związane z nią wyższe ceny za zagraniczne wakacje wcale nie odstraszyły Norwegów od spędzania urlopów poza krajem fiordów. Świadczą o tym chociażby statystyki, którymi chwalą się norweskie lotniska – tylko w lipcu i sierpniu portom lotniczym Avinor udało się im obsłużyć ponad 10 milionów pasażerów.
W tym szaleństwie można się jednak doszukać pewnej wstrzemięźliwości, bo chociaż zmniejszyła się liczba podróżnych do obleganych latem „klasyków”, na ich poczet popularność zyskały bardziej niszowe – i tańsze – destynacje. Wśród nich prym wiodło m.in. polskie wybrzeże.

Na lotniskach rekord gonił rekord

Najważniejsze norweskie lotniska obsługujące połączenia międzynarodowe odnotowały w ciągu wakacyjnych miesięcy wzrost ruchu w granicach 5 proc. w porównaniu do tego samego okresu w 2017 roku. Trzeci najpopularniejszy port lotniczy w kraju fiordów, zamykający podium po stołecznym lotnisku oraz Bergen Flesland, Torp (Sandefjord), po podsumowaniu lipcowych wyników potwierdził, że nigdy przedtem w historii jego funkcjonowania nie udało się przewieźć aż tylu pasażerów w ciągu miesiąca, a mowa o 213 273 osobach (w tym 186 645 na trasach zagranicznych). Także Tromsø w sierpniu obsłużyło o 5 proc. więcej pasażerów niż w poprzednim sezonie, a Ålesund i Alta aż o 8 proc.

Pracownikom zarówno lotnisk, jak i biur podróży łatwo jednak zauważyć, że turystyczne upodobania mieszkańców kraju fiordów z czasem się zmieniają. Podczas gdy w czasie zamkniętego właśnie sezonu wakacyjnego na Cypr wybrało się o 10 proc., do Hiszpanii o 7 proc., a do Grecji o 1 proc. mniej pasażerów niż w zeszłym roku – prawdopodobnie po części z przyczyn finansowych, a po części w związku z trendami – norweskie oblężenie przeżywały inne ciepłe kraje. Według danych opublikowanych w sierpniu przez Avinor ruch powietrzny z Norwegii do Turcji wzrósł o 33 proc., do Czarnogóry o 25 proc., do Portugalii o 9 proc., a o prawdziwym boomie jak na nowicjusza może mówić Albania.
Avinor podkreśla gigantyczny wzrost frekwencji również między Norwegią a Litwą (75 proc.), Estonią i Węgrami, jednak z zaznaczeniem, że to nie tylko z uwagi na bardziej niskobudżetowe wakacyjne wybory Norwegów, lecz także większą liczbę przyjezdnych z tamtych krajów (zarówno w celach turystycznych, jak i biznesowych).

Co jednak znamienne, niemal we wszystkich raportach w czołówce uwielbianych przez Norwegów urlopowych destynacji uwzględniano polskie miasta, szczególnie te położone nad morzem. Chociaż to żadne novum, że mieszkańcy Północy chętnie odwiedzają Polskę, w tym roku wyniki norweskich lotnisk podbiły właśnie ich podróże do ojczystego kraju największej mniejszości nad fiordami.

Głos rozsądku czy skuteczna reklama?

Norwegowie znani są ze swojej wakacyjnej rozrzutności i w ankietach otwarcie przyznają, że na potrzeby urlopu są skłonni wydać znacznie więcej niż na codziennie potrzeby, jak ubrania czy wyposażenie domu. Eksperci z kolei jeszcze przed sezonem apelowali o rozwagę, bo od początku roku korona słabnie, a jej pozycja względem euro przekłada się także na cenę zagranicznych podróży. W wypowiedziach dla prasy polecali zapoznać się z urokami mniej popularnych destynacji niż Hiszpania, Grecja czy Francja – w końcu w Albanii i Bułgarii też są plaże, ale pobyt w tych krajach kosztuje znacznie mniej niż we wspomnianych turystycznych hitach.
Być może to głos rozsądku, a może efekt skutecznej reklamy: norweski internet przed sezonem aż kipiał od nazw miejscowości, takich jak Gdańsk, Sopot czy Kraków, a w co drugim artykule o ekonomicznym planowaniu urlopu obok porad typu „wymień korony w domu zamiast korzystać z karty za granicą” czy „zrezygnuj z hotelu i wynajmij mieszkanie” pojawiały się hasła „odwiedź polskie strony”.
Wśród ich zalet powtarzały się przede wszystkim niewielki dystans dzielący je od Półwyspu Skandynawskiego, wygodne i niedrogie połączenia lotnicze oraz korzystna pogoda. Szczególnym wzięciem cieszyło się jednak Trójmiasto, a to z uwagi na kurortowy charakter Gdańska, Gdyni i Sopotu połączony z dostępnością atrakcji godnych najciekawszych punktów na mapie Europy, nadających się idealnie na tzw. city break. Poza ciekawą architekturą, krajobrazem i muzeami są to również m.in. nocne życie, rozwinięta infrastruktura gastronomiczna i hotelowa czy tanie zakupy w dużych galeriach handlowych.

Liderzy bez zmian

Nowe urlopowe tendencje i niezbyt różowe perspektywy na giełdzie dla korony nie zmieniły jednak faktu, że mimo spadku popularności sztandarowych destynacji Hiszpania, Szwecja i Dania to wciąż państwa, które w wakacje odwiedziło najwięcej mieszkańców kraju fiordów. Dokładnie tak samo jak rok temu w sezonie letnim 2018 przedstawiała się pierwsza trójka kierunków najczęściej wybieranych na wycieczki organizowane przez biura podróży: Hiszpania, Grecja, Chorwacja. Potwierdzają to dane zebrane przez norweskie portale podróżnicze i Centralne Biuro Statystyczne (SSB).

Tymczasem na rekordowe wyniki lotnisk działających na terenie kraju fiordów wpłynął jeszcze jeden czynnik – Norwegia sama staje się smacznym kąskiem dla coraz większej grupy turystów.

Popyt to nie powód do paniki

Niemniej nie wszystkich ten stan cieszy. Od kilku lat mieszkańcy Lofotów skarżą się na przyjezdnych zaśmiecających dziewicze tereny norweskiego archipelagu, na którym brakuje dla nich nawet toalet, bergeńczycy z kolei z duszą na ramieniu obserwują, jak fale odwiedzających zalewają drewnianą powierzchnię zabytkowego nadbrzeża Bryggen, natomiast lokalsi ze Stavanger narzekają na brak prywatności, bo obcokrajowcy zaczynają traktować ich domy jak muzea, zaglądając nawet do skrzynek na listy. Władze niektórych gmin i kilka organizacji wpadło już na pomysł pobierania opłat za oglądanie norweskiego dziedzictwa kulturowego, np. w postaci podatku za wpłynięcie promem do fiordu Geiranger, wpisanego na listę UNESCO.

Zdaniem ekspertów jednak Norwegii sporo jeszcze brakuje, żeby zacząć mówić o nadmiarze turystów, bo kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy osób odwiedzających dziennie – i to w szczycie sezonu – popularny obiekt to w skali Europy mało. Za klucz do zgody z przyjezdnymi i sumieniem kraju fiordów uznają oni przearanżowanie sposobu, w jaki Norwegia oferuje swoje walory turystom, czyniąc go bardziej profesjonalnym. Oznacza to budowę odpowiedniej infrastruktury wokół najchętniej odwiedzanych miejsc i biletowane wizyty. Jak Północ wybrnie z popularności oraz czy przebije w rankingach ciepłe kraje? Pewnie przyjdzie się przekonać za kilka sezonów.
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Josef Satan

12-09-2018 11:47

Nad polskie morze mozna sie wybrac poza sezonem. W sezonie jest zbyt duzo ludzi i ich parawanow.

Eryk Modrzejewski

12-09-2018 11:28

my w tym roku byliśmy w Gdyni i było bardzo fajnie, noclegi rezerwowaliśmy przez BookApart, nawet nie wyszło drogo

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok