Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

4
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Sport

Rekordy, pożegnania i skandale: ta olimpiada należała do „urodzonych w nartach” [PODSUMOWANIE ZIO 2018]

Monika Pianowska

26 lutego 2018 10:00

Udostępnij
na Facebooku
2
Rekordy, pożegnania i skandale: ta olimpiada należała do „urodzonych w nartach” [PODSUMOWANIE ZIO 2018]

Marit Bjørgen zakończyła karierę z rekordowym dorobkiem ośmiu medali olimpijskich. wikimedia.org/ fot. Bjoertvedt/ CC BY-SA 3.0

25 lutego zakończyły się Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pjongczangu, które z rekordowym dorobkiem 39 zdobytych medali zdominowała Norwegia. Reprezentantom kraju fiordów w tym roku musieli ustąpić nawet Niemcy i Kanadyjczycy.  Polska znalazła się w drugiej dziesiątce.
23. olimpiada przebiegła pod znakiem spektakularnych wyników, sportowej radości i pożegnań – karierę zakończyła najbardziej utytułowana w historii zimowych igrzysk Marit Bjørgen, do narciarskiej rywalizacji nie stanie już też prawdopodobnie Justyna Kowalczyk.

W obozie Norwegów nie obyło się również bez zabawnych akcentów i kontrowersji, szczególnie za sprawą stosowanych przez olimpijczyków z kraju fiordów leków na astmę. Zdaniem złośliwych kluczem do sukcesu norweskich sportowców były w tym roku specyfiki zbliżone do dopingu, a na Północy ludzie nie rodzą się z nartami na nogach, tylko… z inhalatorami przy ustach.

Historyczne zawody Norwegów, skoczkowie ratują polskie wyniki

Igrzyska w Pjongczangu Norwegia z pewnością zapamięta na długo. Choć reprezentanci kraju fiordów w przypadku liczby złotych krążków szli łeb w łeb z Niemcami, ostatecznie zdeklasowali rywali dorobkiem 39 (14 złotych, 14 srebrnych i 11 brązowych) wygranych medali. To absolutny rekord: żaden kraj w historii zimowych olimpiad nie zakończył rozgrywek z taką kolekcją. Nawet dotychczasowi liderzy w klasyfikacji, Amerykanie, osiem lat temu przywieźli z Vancouver o dwa trofea mniej.
Na „pudle” tuż za Skandynawami uplasowali się Niemcy (31 medali: 14 złotych, 10 srebrnych, 7 brązowych), a podium zamknęli Kanadyjczycy z 29 medalami w kieszeni (11 złotych, 8 srebrnych, 10 brązowych).
Chociaż igrzyska w Korei Południowej były jednymi z trzech najlepszych na koncie Biało-Czerwonych, to występy Polaków mogły pozostawić pewien niedosyt: w Vancouver i Soczi zdobyli po sześć medali, w dodatku w skromniejszej liczebnie ekipie. Po raz kolejny niezawodni okazali się skoczkowie i to właśnie do podopiecznych Stefana Horngachera należały jedyne przywiezione z Pjongczangu dwa krążki. 

17 lutego podczas konkursu indywidualnego na dużej skoczni podwójny mistrz z Soczi Kamil Stoch wywalczył złoto, a dwa dni później Polacy w składzie Stoch, Kot, Hula i Kubacki, ustępując tylko Norwegom i Niemcom, wyskakali w drużynówce historyczny brązowy medal. Dwa zdobyte na ZIO 2018 trofea pozwoliły uplasować się Polsce na 20. miejscu w klasyfikacji generalnej.

Niezniszczalna królowa Marit

W zasadzie do ostatniego dnia olimpiady w Korei Południowej nie było wiadomo, który kraj zdobędzie najwięcej najwyżej punktowanych, złotych trofeów – wszystko zależało od rezultatów niedzielnych finałów. Atmosfera zrobiła się gorąca, gdy po decydujących ślizgach na podium znalazły się dwie czwórki bobsleistów z Niemiec, jednak sukces reprezentacji Norwegii przypieczętowała Marit Bjørgen.
Rywalizację w Pjongczangu i własną karierę Norweżka, nie bez powodu okrzyknięta przez rodzimą prasę królową zimowych igrzysk, zakończyła triumfalnym biegiem na 30 kilometrów stylem klasycznym kobiet. Zdobywając ósmy złoty krążek, w medalowej klasyfikacji wszechczasów zimowych olimpiad wyprzedziła swoich dwóch wybitnych rodaków: Ole Einara Bjørndalena i Bjørna Dæhlie.
Przez lata największa rywalka Bjørgen, Justyna Kowalczyk, w niedawnych rozmowach z mediami również zasygnalizowała, że igrzyska w Pjongczangu były prawdopodobnie jej ostatnią olimpiadą w karierze. Chociaż w zawodach 25 lutego zajęła 14. miejsce, a niespełna dwa tygodnie wcześniej nie awansowała do półfinału, to jest najbardziej utytułowaną polską zimową olimpijką. W sportowej karierze zdobyła pięć medali na igrzyskach, w tym dwa złote.

Z Korei Kowalczyk wróciła bez trofeów, a o pozbawienie szansy na medal została dodatkowo w czasie zawodów oskarżona przez norweską koleżankę po fachu. Więcej na temat starcia między narciarkami przeczytasz >>>TUTAJ.

Zażądali „momentu chwały”

Rozgoryczenia w związku ze sporną medalowa sytuacją nie kryła równiez para curlerów repzezentującyh kraj fiordów: Kristin Skaslien i Magnus Nedregotten. 13 lutego norweski mikst zajął miejsce tuż poza podium po przegranej walce o trzecią pozycję z duetem Olimpijczyków z Rosji. Na ich szczęście Aleksandr Kruszelnicki oblał test na doping – w związku z wykryciem w jego organizmie nielegalnego meldonium zarówno on, jak i jego partnerka Anastazja Bryzgałowa musieli oddać nagrody.

To jednak nie wystarczyło Norwegom. Z oburzeniem zareagowali na wieść, że brązowe medale zostaną im przekazane w mniej uroczystych okolicznościach niż oficjalna dekoracja olimpijczyków, a przede wszystkim po zakończeniu igrzysk. Z ust Nedregottena padły wówczas słowa, że norweska para została okradziona z „momentu chwały”.
Ostatecznie parze z kraju fiordów udało się dopiąć swego i doprowadzić do przyznania nagród z należytą pompą przed 25 lutego. Choć zwykle proces przekazania trofeum ciągnie się miesiącami, rosyjski sportowiec przyznał się do złamania przepisów antydopingowych, przyspieszając nadejście wymarzonej przez Skaslien i Nedregottena dekoracji.

À propos dopingu... nie tacy Norwegowie święci?

Podczas ZIO 2018 odnotowano cztery przypadki dopingu wśród sportowców. Poza Rosjaninem Kruszelnickim po zastosowaniu niedozwolonych substancji wpadli 30-letnia bobsleistka Nadieżda Sergiejewa, słoweński hokeista Žiga Jeglič i reprezentant Japonii w short tracku Kei Sato.
W organizmie żadnego z reprezentantów Norwegii nie wykryto nic podejrzanego, jednak zagraniczna prasa ma swoje teorie na temat doskonałych występów olimpijczyków z kraju fiordów. Dla przykładu niemiecka gazeta Süddeutsche Zeitung bez owijania w bawełnę uznała, że kluczem do sukcesu olimpijczyków z Północy jest „podwójne paliwo” w postaci leków na astmę.

Chociaż zespół medyczny Olimpiatoppen między 9 a 25 lutego odpowiadał w sumie za 250 osób z norweskiej ekipy, do Korei poza innymi lekami z listy wysłał... 6 tysięcy dawek środków dla astmatyków. To dziesięć razy większe zapasy od chociażby apteczki Finów. Medycy przytłaczający ekwipunek tłumaczyli m.in. tym, że niektóre leki i akcesoria były jednorazowego użytku, czyli gdy jeden zawodnik skorzysta z jednego z 40 wysłanych inhalatorów, nikt inny już go nie użyje.
Odkąd latem 2016 roku norweski biegacz narciarski Martin Johnsrud Sundby został oskarżony o niewłaściwie stosowanie leku na astmę, w Norwegii rozgorzała gorąca debata na temat stosowania tego typu preparatów w norweskim świecie biegaczy. Wzięli w niej udział zarówno norwescy, jak i międzynarodowi eksperci. 

Dopingową wpadkę, związaną z maścią na poparzenia ust, zaliczyła natomiast biegaczka Therese Johaug. Więcej o tej sprawie pisaliśmy >>> TUTAJ.

Nowe trendy w żywieniu i modzie męskiej

Dawki lekarstw na astmę to nie jedyne zapasy, które norweska ekipa mogła na olimpiadzie w Pjongczangu liczyć w tysiącach. Jeszcze przed rozpoczęciem igrzysk na potrzeby żywieniowe sportowców znad fiordów kucharze zamówili jajka. Koreański dostawca pomylił się jednak o jedno zero i zamiast kilku wytłaczanek przywiózł kadrze całą furgonetkę jajek. Podczas gdy jeszcze nie wiadomo, ile z zabranych do Pjongczangu medykamentów nie znalazło w norweskiej ekipie zastosowania i wróciło do kraju razem z nią, nadmiaru jajek szefowie kuchni pozbyli się od razu. Zostawili tylko rzeczone 1500 sztuk, a resztę oddali sprzedawcy. Nie omieszkali jednak koreańskiej hojności uwiecznić na fotografii.
Skoro w takim razie to nie w nabiale i medykamentach tkwi tajemnica rekordowych popisów Norwegów na ZIO 2018, to może w... aerodynamicznym zaroście? Potwierdzenie takiej teorii mógłby stanowić ulubieniec użytkowników mediów społecznościowych i dziennikarzy sportowych, Robert Johansson. Wąsacz z Północy wyskakał sobie dwa brązowe medale w konkursach indywidualnych, a kolegom z zespołu pomógł zdobyć złoto w rywalizacji drużynowej. Fani Norwega uważają, że na medal zasłużyły jednak nie tylko jego występy na skoczniach, ale i charakterystyczne wąsy.
Niestety nie wszyscy przybysze znad fiordów dali się w Azji poznać od dobrej strony. Jeden z członków norweskiej kadry pod wpływem alkoholu dopuścił się aktów wandalizmu. Po aresztowaniu przez koreańską policję otrzymał bilet powrotny do domu. Nazwiska delikwenta nie ujawniono mediom, podano jedynie do wiadomości, że zatrzymany przez funkcjonariuszy nie jest sportowcem.
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Tomy Nik

26-02-2018 16:12

Jestem pod wielkim wrażeniem norweskich sportowców biorących udział w Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczang. Nie dość, że prawie wszyscy sportowcy norwescy mają astmę - to pomimo ciężkiej choroby potrafili wznieść się na wyżyny i osiągnąć takie wspaniałe wyniki: zdobyć aż 39 medali, oraz zwyciężyć w generalnej klasyfikacji medalowej! To naprawdę robi wielkie wrażenie. Aczkolwiek z drugiej strony, skoro norwescy sportowcy nie są zdrowi, lecz chorzy - to może powinni brać udział w "Paraolimpiadzie" razem z upośledzonymi sportowcami, a nie razem ze zdrowymi. Ze sportowców upośledzonych nie należy szydzić, ani też nie należy nad nimi się litować.

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok