Therese Johaug
Iso76, licencja CC BY-SA 3.0/ Wikimedia Commons
Therese Johaug jest w poważnych tarapatach. Komentatorzy spekulują, że po ujawnieniu wpadki dopingowej grozi jej nawet dwuletnie wykluczenie ze świata sportu. Dla 28-letniej zawodniczki byłby to poważny cios. Z odsieczą przybywa jej rodzina utrzymująca, że schorzenia dermatologiczne są u nich dziedziczne. Tymczasem na Twitterze Kowalczyk zamieszcza ironiczny komentarz dotyczący kremu na oparzenia, który podobno jest sprawcą całego zamieszania.
Od dwóch dni cała Norwegia i sportowy świat żyją wpadką dopingową Therese Johaug − multimedalistki i dwukrotnej triumfatorki Pucharu Świata w biegach narciarskich. Winę za zaistniałą sytuację na siebie bierze lekarz sportsmenki, Frederik Bendiksen, który miał jej przepisać krem na oparzenia − Trofodermin, zawierający zakazaną substancję anaboliczną o nazwie clostebol. Po ujawnieniu błędu podał się do dymisji. Cała historia rozegrała się podczas letniego zgrupowania kadry Norwegii we włoskim kurorcie Livigno. Tam biegaczka uskarżała się ponoć na poparzone usta. Medyk wyruszył więc do pobliskiej apteki i kupił jej tubkę Trofoderminu. Johaug utrzymuje, że jej problemy ze zdrowiem są w stanie potwierdzić obecni na zgrupowaniu dziennikarze. Dodaje również, że po prostu w tej sprawie zaufała swojemu lekarzowi. Nie czuje się winna.
„Ładne opakowanie”
Można by zatem wywnioskować, że Norweżka stosowała doping nieświadomie. Problem polega jednak na tym, że opakowania Trofoderminu zawierają wyraźne ostrzeżenia dla sportowców. W ironiczny sposób do sprawy odniosła się Justyna Kowalczyk, znana ze swoich ostrych opinii na temat funkcjonowania norweskiej reprezentacji:
Zamieszczone przez Kowalczyk zdjęcie przedstawia ostrzeżenia antydopingowe znajdujące się na paczce po Trofoderminie
W podobnym tonie wypowiadała się także fińska biegaczka, Aino-Kaisa Saarinen, która zaraz po ujawnieniu afery miała pójść do apteki, by sprawdzić wygląd opakowania leku. Nie ma wątpliwości, że jeśli faktycznie doszło do nieszczęśliwej pomyłki, zarówno Johaug, jak i Bendiksen wykazali się bardzo dużą nieuwagą, trudno bowiem nie dostrzec czerwonej obwódki z napisem „doping”.
Niektórzy próbują bronić sportsmenki, tak jak Theo, który przypomniał Justynie jej własną wpadkę dopingową sprzed ponad dekady. Wówczas także miało dojść do błędu lekarza:
Inni jednak zauważają, że wówczas Justyna została zdyskwalifikowana i odbyła karę sześciu miesięcy zawieszenia (mimo że groziło jej nawet dwuletnie wykluczenie).
„To u nas rodzinne”
Dziennikarze z NRK i Verdens Gang postanowili przybyć do Tynset we wschodniej Norwegii, skąd wywodzi się Johaug i gdzie trenowała przez wiele lat. Ciotka biegaczki, zapytana o aferę dopingową, stanęła murem za Therese, utrzymując, że tego typu problemy z poparzeniami warg są w jej rodzinie częstą dolegliwością:
− Rany na ustach są u nas rodzinne. Doświadczyłam ich wiele razy, podobnie jak matka i babka Therese. To dziedziczna dolegliwość − powiedziała Kristin Kokvoll.
Ojciec biegaczki z kolei wyraził nadzieję, że sprawiedliwość zwycięży. Dodał również, że głęboko wierzy w niewinność córki, która czuje się bardzo dotknięta całą tą sytuacją. Thorvall Johaug uważa, że to, co obecnie dzieje się w dziedzinie walki z dopingiem, przekracza granice rozsądku:
− Sportowcy muszą niemal zastanawiać się nawet nad wyborem szamponu, którego będą mogli używać − podsumowuje.
Co ciekawe, podobnie o aferze wypowiada się rosyjska mistrzyni, jedna z najbardziej utytułowanych biegaczek narciarskich w historii, Jelena Vialbe. Rosjanka uważa, że obecnie życie zawodników stało się bardzo ciężkie, gdyż lista zakazanych substancji jest zdecydowanie za długa i chwila nieuwagi wystarczy do popełnienia brzemiennego w skutkach błędu.
Absurdalne wyjaśnienia?
O sprawie często wypowiadają się przedstawiciele narciarskiego świata z różnych państw. Głos zabrała także lekarka fińskiej reprezentacji, Maarit Valtonen. Zaznaczyła, że clostebol był dawniej stosowany jako doping anaboliczny, na przykład wśród zawodników z NRD. Wyraziła także wątpliwość, by krem zawierający clostebol mógł zostać wchłonięty przez organizm w takiej ilości, by jego obecność wykazały próbki moczu i krwi. − To nie są wiarygodne wyjaśnienia − skwitowała linię obrony Norwegów.
Kolejna pomyłka lekarza
Szwedzi zaś byli pod wrażeniem niefrasobliwości Norwegów. Maria Rydquist, szwedzka biegaczka, stwierdziła w wywiadzie dla jednej ze stacji radiowych, że błędy lekarzy norweskiej reprezentacji są „niewiarygodnie głupie”. Podkreśliła, że pomyłką było kupowanie leków za granicą bez upewnienia się, że nie zawierają niedozwolonych substancji. Zaleciła także większą ostrożność podczas wyjazdów, kiedy sportowcy nie są otoczeni tak kompleksową opieką, jaką mogą się cieszyć w swoich państwach.
Trzeba dodać, że to nie jest pierwsza wpadka norweskich lekarzy opiekujących się biegaczami. O podobnej sprawie pisaliśmy w sierpniu. Wówczas rozstrzygały się losy Martina Johnsruda Sundby, utytułowanego biegacza, którego wpadkę dopingową również tłumaczono błędem medyka. Sportowiec stracił trofea zdobyte w ciągu ostatnich dwóch sezonów, w tym Kryształową Kulę. Oliwy do ognia dolewali norwescy dziennikarze, którzy ujawnili, że leki na astmę stosowali także zdrowi zawodnicy.
Nie przyznaje się do winy
Mimo burzy, jaka rozpętała się wokół afery, Johaug nie czuje się winna ostatnich wydarzeń. Dziś prawnik biegaczki oświadczył, że sportsmenka nie podda się tzw. „dobrowolnemu zawieszeniu”. Jest to procedura, do której ma prawo sportowiec podejrzewany o doping. Wówczas zostaje on pozbawiony prawa do startów od dnia ogłoszenia swojej decyzji, dzięki czemu zawodnik nie musi czekać na orzeczenie komisji antydopingowej, które może zostać wydane nawet po wielu tygodniach. Okres od dobrowolnego zawieszenia do orzeczenia o dyskwalifikacji jest odejmowany od zasądzonej kary, a więc skraca czas pozostawania poza światem sportu i przyspiesza powrót na areny.
Istotą problemu jest fakt, że wyjście to jest traktowane jako jednoznaczne przyznanie się do winy, a na to nie zgadza się sama Johaug, przekonana o własnej niewinności. Dlatego też będzie musiała czekać do wyroku odpowiednich organów, a dni jej zawieszenia zaczną upływać dopiero od dnia wydania werdyktu. A ten może okazać się surowy dla biegaczki. W podobnych sytuacjach z reguły wyklucza się zawodnika na okres od roku do dwóch lat. W skrajnych przypadkach, gdy udowodni się atlecie, że stosował doping świadomie, można zasądzić nawet czteroletnią dyskwalifikację, co w praktyce jest równoznaczne z końcem sportowej kariery.
Źródła: NRK, Verdens Gang, Twitter, expressen.se, sportowefakty.wp.pl
Reklama
15-10-2016 09:52
11
0
Zgłoś
15-10-2016 08:26
9
0
Zgłoś
14-10-2016 21:49
23
0
Zgłoś
14-10-2016 18:09
23
0
Zgłoś
14-10-2016 17:24
21
0
Zgłoś
14-10-2016 17:19
25
0
Zgłoś
14-10-2016 17:17
37
0
Zgłoś