Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Już jest! Polsko-norweski

Kalendarz 2025

Sprawdź
Autopromocja
Polityka

Zła energia w Norwegii, czyli dlaczego rozpadła się koalicja rządząca

Martyna Engeset-Pograniczna

04 lutego 2025 09:00

Udostępnij
na Facebooku
Zła energia w Norwegii, czyli dlaczego rozpadła się koalicja rządząca

Dyrektywa w sprawie odnawialnych źródeł energii zawiera wymóg, aby do 2030 r. co najmniej 32 proc. energii zużywanej w UE pochodziło ze źródeł odnawialnych. stock.adobe.com/licencja standardowa

W ubiegłym tygodniu Senterpartiet wyszła z rządu. Wszystko rozbiło się o unijne dyrektywy energetyczne – jak o sam czubek góry lodowej?
Senterpartiet, ugrupowanie dowodzone przez Trygvego Slagsvolda Veduma zakończyło koalicyjną współpracę z Arbeiderpartiet, ugrupowaniem premiera Jonasa Gahra Størego w czwartek 30 stycznia. To oznacza, że do września, po raz pierwszy od ćwierćwiecza, krajem rządzić będzie mniejszościowy rząd jednopartyjny.
W kolejnych dniach, w reakcji na kryzys, dotąd przychylny stanowisku Unii Europejskiej premier zapowiedział szereg zmian, obierając przy tym w tej kwestii niespodziewanie antyunijny kurs. Co wywołało tak poważne skutki jak rozpad rządu?
W norweskich mediach społecznościowych powtarza się hasło o „członkostwie bez prawa głosu”. Tak norwescy internauci interpretują – pod kątem energetyki zdecydowanie napięte  – relacje na linii Norwegia-UE. Uważają, że sytuacja, w której Norwegia nie jest członkiem UE, ale na mocy umowy stowarzyszeniowej zalicza się do członków Europejskiego Obszaru Gospodarczego, przynosi za mało zysków, a za wiele strat.
Być może to na fali tego rodzaju społecznego niezadowolenia i nawoływań do zachowania niezależności i samostanowienia w kwestiach energetycznych Trygve Slagsvold Vedum postanowił odróżnić się politycznie od koalicjanta będącego w wyraźnym kryzysie (kryzysie od dawna widocznym jak na dłoni w  sondażach przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi…). Mimo wszystko dość abstrakcyjna kwestia suwerenności narodu potrafi nabrać rumieńców, gdy zaczyna chodzić o pieniądze, choćby – o rachunki za prąd. Lub gdy przynajmniej twierdzi się, że to o nie chodzi… Choć cena energii elektrycznej w Norwegii wciąż należy do najtańszych w Europie, w ostatnich latach Norwegów spotykały nieprzyjemne dla ich portfeli i samopoczucia podwyżki.

Najciemniej pod rosyjską latarnią?

Czy na pewno jednak mieszkańcy kraju fiordów szukają winnego tam, gdzie trzeba? Jak na  łamach „Polityki” wyjaśniał dziennikarz Kjetil Wiedswang, „Od lat 60. dzielimy się energią w Skandynawii. Na mocy zobowiązań wobec Unii jesteśmy też siecią kabli połączeni z innymi krajami. Kilka lat temu dołączyliśmy do europejskiej unii energetycznej w ramach porozumienia EOG”. Sytuacja była stabilna. Do czasu… „Nie miało to większego wpływu na ceny w Norwegii – aż do czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Kryzys dostaw gazu podniósł ceny energii w Europie, a te rozlały się w południowej Norwegii. Pozostały niewzruszone na północy, którą łączy z kolei sieć farm wiatrowych ze Szwecją. Rachunki odzwierciedlały jedynie to, co działo się w Europie”. Dodaje, że pierwszy raz Norwegia doświadczyła czegoś takiego jak trzy- czy czterokrotny wzrost rachunków za prąd. I że wielu zaczęło o to winić Unię… Tymczasem  wydaje się, że Norwegowie wolą robić sobie kozła ofiarnego z trzech dyrektyw z uzgodnionego już teoretycznie w 2019 roku czwartego pakietu energetycznego UE znanego pod nazwą „Czysta energia dla wszystkich Europejczyków”. Jakie obowiązki nałożyłyby na Norwegię te przepisy? I na ile byłoby to dla tego kraju dotkliwe?
Użytkownicy na północy mogą liczyć na niższe ceny energii przez wzgląd na warunki naturalne, które sprzyjają produkcji prądu.

Użytkownicy na północy mogą liczyć na niższe ceny energii przez wzgląd na warunki naturalne, które sprzyjają produkcji prądu.Źródło: /zdjęcie poglądowe, fot. Pixabay

Trzy kłopotliwe (?) dyrektywy

Dyrektywa w sprawie odnawialnych źródeł energii zawiera wymóg, aby do 2030 r. co najmniej 32 proc. energii zużywanej w UE pochodziło ze źródeł odnawialnych. Tymczasem wskaźnik dla Norwegii to dziś ponad 70 proc., więc o osiągnięcie podstawowego celu tego założenia Norwegia martwić się nie musi, choć na poziomie szczegółów, jak informuje oficjalna strona norweskiego rządu, należałoby się liczyć na przykład z bardziej rygorystycznymi przepisami w kwestii biopaliw.
Dyrektywa w sprawie efektywności energetycznej promuje bardziej efektywne wykorzystanie energii (a więc oszczędzanie, niemarnowanie jej – do 2030 miałoby chodzić o ograniczenie zużycia o 32,5 proc.). Deklaratywnym celem jest obniżenie cen energii, zwiększenie bezpieczeństwa dostaw i ograniczenie emisji gazów cieplarnianych. To zresztą cel zbieżny z już przyjętym przez Storting – jest nim poprawa intensywności zużycia energii o 30 procent do roku 2030 w porównaniu z poziomem z roku 2015.
Dyrektywa w sprawie charakterystyki energetycznej budynków określa wymagania dotyczące bardziej efektywnego wykorzystania energii w budynkach. Co istotne, nie chodzi tu jednak o indywidualne gospodarstwa domowe. Tymczasem domysły w społeczeństwie rodzą się różne… Rząd norweski zdecydował się nawet na  swojej oficjalnej stronie uspokoić obywateli, docierając w tym do tak drobnych szczegółów jak to, że dyrektywa UE nie będzie zawierała przepisów w sprawie… spalania drewna w gospodarstwach domowych.
Z przykładów sytuacji, na które dla odmiany te przepisy miałyby wpływ, wymieńmy budynki użytkowe (na przykład biura) i kwestię aut elektrycznych – jeśli już istniejący budynek tego typu dysponowałby liczbą miejsc parkingowych większą niż 20, wymagane byłoby zapewnienie co najmniej jednego punktu ładowania samochodów elektrycznych. W nowych budynkach użytkowych zaś wymóg zapewnienia ładowarki do elbili pojawiałby się w przypadku istnienia więcej niż 10 miejsc parkingowych.
Jak podkreśla norweski rząd na swojej stronie, Norwegia i w zakresie tej dyrektywy jest dobrze przygotowana na zmiany: „Zużycie energii w budynkach norweskich znacząco różni się od zużycia energii w pozostałych krajach europejskich. W UE gaz jest wykorzystywany głównie do ogrzewania i gotowania. Wykorzystywana energia również powstaje w wyniku produkcji energii, w której duży udział mają paliwa kopalne. W rezultacie budynki odpowiadają za ponad 30 proc. emisji związanych z energią w UE. Dla porównania, 80 proc. energii zużywanej w norweskich budynkach przypada na energię elektryczną pochodzącą ze źródeł odnawialnych, a instalowanie rozwiązań energetycznych wykorzystujących paliwa kopalne jest nielegalne”. Europejskie budynki mają być nisko- lub zeroemisyjne. Norweskie już są na dobrej drodze ku temu…

Kwestia czasu

Wyznaczony przez UE termin wejścia w życie tych dyrektyw to w Norwegii 21 maja (mogłoby się wydawać, że to krótki termin, gdyby nie fakt iż czwarty pakiet zawiera ustalenia znane stronom od lat). Komisja Europejska zapowiedziała, że możliwe będą do pewnego stopnia negocjacje w kwestii odstępstw od wspólnych przepisów na poziomie poszczególnych krajów, ale szczegóły nie są jeszcze znane. Nie są też znane konsekwencje nieprzyjęcia pakietu, aczkolwiek trzeba się liczyć z perspektywą mniej lub bardziej dotkliwych kar.

Strach ma wielkie oczy

Podsumowując – w Norwegii obawiano się w związku z tymi przepisami wielu daleko idących skutków, na przykład tego, że gminy nie mogłyby zachować prawa weta wobec budowy elektrowni wiatrowych. Takie obawy rząd jednak od dawna dementował. Przepisy te nie posłużyłyby również do odebrania Norwegom kontroli nad produkowaną w kraju energią wodną. Unia nie mogłaby też nakazać budowy kolejnych łączących Norwegię z resztą kontynentu kabli przesyłowych.
Z drugiej strony pole do samodzielnych decyzji krajów przyjmujących czwarty pakiet by się nieco zmniejszyło: agencja ACER (European Union Agency for the Cooperation of Energy Regulators) z siedzibą w Słowenii zyskałaby na przykład status organu rozstrzygającego spory w międzynarodowych konfliktach w tym zakresie – wpływ na ceny energii miałoby to jednak tylko pośredni (co przeanalizował między innymi norweski Sąd Najwyższy).
Przepisy, które wywołały w tej chwili całą dyskusję i stały się pretekstem do rozpadu koalicji rządzącej, w praktyce nie zmieniłyby sytuacji w sposób diametralny. Pragmatycznie patrząc, nie byłoby Norwegii trudno wprowadzić ich w życie. Na głębszym poziomie – na który schodzą może zbyt ochoczo populistycznie nastawieni dyskutanci –  chodzi jednak o to, że omawiany pakiet to krok na drodze do dalszej integracji z Unią, a więc kolejnego etapu zbliżenia się do instytucji, która czasem mogłaby obierać cele sprzeczne z partykularnym interesem ekonomicznym Norwegii. Na przykład – podkopać możliwość utrzymania kontroli nad wyprodukowanymi przez samych Norwegów kluczowych, cennych zasobów.
Dyrektywa w sprawie efektywności energetycznej promuje bardziej efektywne wykorzystanie energii .

Dyrektywa w sprawie efektywności energetycznej promuje bardziej efektywne wykorzystanie energii .Źródło: Fot. Adobe Stock, licencja standardowa

Bardzo dużo emocji w całej tej dyskusji i bardzo mało faktów. Zaskakująco mało, jak na Norwegię. W kraju zwycięża zła energia?
Źródła: MojaNorwegia.pl, NRK, Polityka, E24, Nationen, Aftenposten
Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok