Na początku były Syrakuzy, a w nich męczennica, której imię pochodzi od łacińskiego słowa „lux”, czyli „światło”. A dziś – świetliste obchodzenie Luciadagen, święta najściślej kojarzonego ze Szwecją, lecz obecnego na całym obszarze nordyckim. Przypada ono 13 grudnia.
W dzień św. Łucji piecze się specjalne ciasteczka o nazwie lussekatter.stock.adobe.com/licencja standardowa
Co tu robi morza śmiech
Obecnie w Norwegii najpopularniejszą formą świętowania Luciadagen są pochody organizowane w placówkach edukacyjnych i w miejscach pracy. Uczestnicy paradują w bieli, a ich postacie rozświetla blask świec. W czasie takiej procesji, pod wodzą dziewczyny kroczącej z wieńcem ze świec na głowie (choć nie bez wyjątków dziewczyny – w Norwegii, i nie tylko tam, co jakiś czas w kolejnych przedszkolach i szkołach pojawiają się dylematy, czy by nie pozwolić chłopcom zostać Łucją), odśpiewywana jest pewna pieśń…
Nie zdziwi nikogo, że – jak sama święta – pieśń ta jest włoska (a w zasadzie neapolitańska), ale to, co może już nieco dziwić, to to, że w pierwotnej wersji dotyczyła… śmiejącego się morza, czystego oblicza księżyca i braku melancholii dzięki uczuciu sytości i nastawionej herbacie. Oryginalny tekst piosenki z użytą potem przez Szwedów i Norwegów melodią opowiadał o widzianej od strony morza Santa Lucia, dzielnicy Neapolu nazwanej tak od znajdującej się tam katedry. Ślad odwołania do postaci świętej Łucji pojawia się więc w tym utworze z całą mocą tak naprawdę dopiero w nazwie świątyni…
Od morza do słońca
Piosenka ta powstała w dialekcie neapolitańskim jako tradycyjna pieśń ludowa. Potem przetłumaczono ją na włoski, i w tej wersji odśpiewał ją na przykład Elvis Presley. Skandynawowie do melodii o ugruntowanej już popularności ułożyli własne teksty opowiadające nie o nadmorskim wieczorze, lecz – jak w wersji najpopularniejszej w Norwegii – o słońcu, które odeszło w dal, o zbliżających się, zagrażających ludziom cieniach i o stawającej w obronie Łucji, o Łucji i jej płonących świecach, wybawicielce pojawiającej się szczęśliwie na progu domostwa.
Elvis Presley - Santa Lucia
Połowa grudnia, okolice przesilenia zimowego, to bardzo mroczny okres, czas z krótkimi dniami i nocami długimi tak, że zdawać się może, za za chwilę zapanują nad światem, przykryją go całunem czerni na zawsze… Nic dziwnego, że Skandynawowie wytworzyli sobie obrończynię i pocieszycielkę…
I w Polsce jasno
Kult świętej Łucji nie ogranicza się oczywiście do Skandynawii (wspomnijmy choćby, że w swoim oryginalnym, włoskim kontekście kulturowym Łucja pojawia się na przykład w Boskiej komedii Dantego), ale w Polsce jest śladowo obecny w swojej skandynawskiej wersji, między innymi pod postacią wydarzeń organizowanych przez studentów skandynawistyk na kilku uczelniach, a także w formie koncertów, które odbywają się w jednym z warszawskich kościołów ewangelickich (zeszłoroczna transmisja dostępna tutaj).
Nawiasem mówiąc, polskie wątki na tym się nie kończą. Tyle że hasło „13 grudnia” w naszej kulturze uruchamia zgoła inne skojarzenia niż blond przedszkolaczki… W naszym kraju włoska melodia posłużyła swego czasu jako inspiracja dla twórców kpiącej ze służb mundurowych pieśni o… prześladowaniach czasu stanu wojennego (do wysłuchania tu). Święto rozpraszające zimowy mrok ma więc swój urok i moc przyciągania. Może i Wy dacie się porwać światłu i pośpiewacie? Ułatwiamy taką decyzję:
SANTA LUCIA med tekst
Jak smakuje diabli kot?
A może po nakarmieniu dusz śpiewem przyjdzie pora na rozpieszczanie podniebień słodkimi wypiekami, lussekatter? Są to złotawe (dzięki dodaniu szczypty szafranu) bułeczki, kształtem nawiązujące do litery „s”, co symbolizuje słońce i siły witalne. A dlaczego „katter”? Jakiż to miauczący „katt” się w nich kryje? Otóż… diabelski. Jedna z dawnych szwedzkich nazw tych słodkości brzmiała „dyvelskatt”, czyli „kot diabła”. Szafran i szatan… – znów dostajemy światło i ciemność w przeplocie, próbę sił przeciwstawnych mocy.
Ma na imię Lussi
Dorzućmy do tej mieszanki jeszcze jeden norweski kontekst – masową wyobraźnią świętujących próbowała dawniej zawładnąć prócz Świętej Łucji jeszcze demoniczna Lussi. Wedle ludowych wierzeń ta (zrodzona ze skojarzeń z imieniem Lucyfera oraz pierwszą żoną Adama, upiorzycą Lilith) nadnaturalna potwora miała pilnować, czy aby na pewno wszyscy należycie przygotowują się do świąt.
Tekst piosenki na Luciadagen:
Svart senker natten seg
I stall og stue
Solen har gått sin vei
Skyggene truer
Inn i vårt mørke hus
Stiger med tente lys
Santa Lucia, Santa Lucia
Natten er mørk og stum
Med ett det suser
I alle tyste rom
Som vingene bruser
Se, på vår terskel står
Hvitkledd med lys i hår
Santa Lucia, Santa Lucia
Mørke skal flykte snart
Fra jordens daler
Slik hun et underfullt
Ord til oss taler
Dagen skal atter ny
Stige av røde sky
Santa Lucia, Santa Lucia
Lussi latająca na rumaku lub miotle ze swoją świtą (częściowo złożoną z trolli – tu skandynawska tradycja ludowa ujawnia swoje pogańskie inspiracje) miała być zdolna do wkradania się do domów przez komin i porywania niegrzecznych dzieci… albo do odcinania rąk niesubordynowanym paniom domu, które śmiały zwlekać z szykowaniem świątecznych wypieków. W noc z 12 na 13 grudnia, sądzono też, między światem a zaświatem otwierało się przejście i umarli mogli swobodnie wędrować, korzystając z nagłej wolności… Bezpiecznie, twierdzono, to wtedy nie było… 13 grudnia spotykały się więc Luciadag i Lusinatt, dzień Łucji z nocą Lussi, a więc znów – komplementarnie, światło i mrok.
Współcześnie obchody Luciadagen to w laickiej Skandynawii miły akcent przypadający na początek przygotowań do mocno zeświecczonych chrześcijańskich świąt. Symbolika chrześcijańska – Chrystus stwierdzający: „Jam jest światłością świata” i czająca się gdzieś w tle, mściwa Lussi posłuży niech jednak jako doskonałe przypomnienie, o co w tym wszystkim tak naprawdę niegdyś chodziło – o światło pozwalające nam pokonać strach.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.