No ok.
To ja Ci powiem jak ja widzę sprawę tatoo
Jak już pisałam ja mam dwa, mąż pięć.
O moich tatuażach to spora część znajomych nie wie,
bo są moje i robiłam je dla siebie, nie po to by chodzić w bluzkach z wyciętymi plecami, czy koniecznie w miniówach. Dla mnie to bardzo osobista sprawa taki tatoo -
jest częścią mnie, jest moim ciałem i co najważniejsze to ja postanowiłam gdzie będzie i co to bedzie.
Kobiety od zawsze się upiekszały ( ostatnimi czasy meżczyźni az z przesadą im wtórują), ale nowa fryzura, makijaż, kolczyki to wszystko jest ulotne, zmienne. Natomiast tatuaż jest
MNĄ. Dlatego to taka ważna sprawa by wiedzieć co się chce i gdzie, by podjąć przemyślaną decyzję, a nie działać pod wpływem chwili ( a potem co 2ga babka ma delfinka na piersi, a faceci skradającą się panterkę).
Kolega tatuażysta powiedział mi kiedyś, że na niektóre osoby sam akt tatuażu działa jak narkotyk, pod wplywem nerwobólów jakas adrelina sie uwalnia w głowie ( czy jakos tak , ale ogolny sens jest jasny

) i czlowiek jest skazany po prostu na kolejny i kolejny..
Ja tego osobiscie nie czuję, ale coś mi się zdaje, ze mąz tak
Kurde... chyba nie wiem jak wyjaśnić to komuś kto nigdy nie próbował.
ale to tak jak nalogowy palacz nie umie wyjaśnic dlaczego pali i rujnuje organizm. ( odpowiedz: bo lubie, nie wchodzi w gre tez w tym wypadku)
Mi się wydaje ze tatoo to baaaardzo indywidualna i osobista sprawa, nie dla wszystkich ( no ale palenie tez nie jest dla mnie). A do tego maszynka do dziergania w rekach mistrza to TOTALNA SZTUKA. Jedni wieszaja obrazy na scianach, inni mają je na plecach