W zeszłym roku na takie rozwiązanie zdecydowało się ponad trzydzieści par.
stock.adobe.com/licencja standardowa
Minęły walentynki. Niektórzy poszli na randkę, dla innych ten dzień skończył się niepoprzedzonym żmudnymi przygotowaniami, dość szybkim ślubem. Piętnaście kościołów w Norwegii otworzyło swe podwoje dla par, które chciały pobrać się w stylu „drop-in”. „Co było w Vegas, zostaje w Vegas”, a co było w Ski, Årnes, Nøtterøy…, zostaje w Ski, Årnes, Nøtterøy…? Okazuje się, że ta analogia nie jest pełna, istnieje jeden haczyk.
Den Norske Kirke, czyli protestancki Kościół Norwegii, jest kościołem dość liberalnym. Jednym z przejawów tego zjawiska było w mijającym tygodniu otwarcie się na uroczystości zaślubin w dniu świętego Walentego organizowane w relatywnie szybkim tempie. W zeszłym roku na takie rozwiązanie zdecydowało się ponad trzydzieści par. W tym, być może, więcej. Oczywiście można długo planować pobranie się tego dnia, ale norweskie kościoły były 14 lutego otwarte także na tych, którzy decyzję o ślubie podjęli (w miarę) spontanicznie.
Ci czytelnicy, którzy oczami wyobraźni zobaczyli właśnie śluby po amerykańsku rodem z filmu Kac Vegas, zawierane natychmiast, dosłownie w chwilę od decyzji, oraz nierzadko w stanie wskazującym, poczują się być może nieco rozczarowani. Norweskie doniesienia medialne o szybkich ślubach w walentynki to po części… chwyt marketingowy.
Przy wszystkich norweskich ślubach nadal potrzebne jest urzędowe zaświadczenie. Część decyzji udzielana jest automatycznie, natychmiastowo. Jednak czasem może to potrwać nawet kilka tygodni, na przykład jeśli ktoś dostarcza zagraniczny akt urodzenia lub się niedawno rozwiódł. W Kościele Norwegii możliwe są zarówno śluby rozwodników, jak i osób tej samej płci – to kolejne oznaki liberalności tego wyznania.
Las Vegas słynie z opcji zawarcia spontanicznego związku małżeńskiego, ale nie jest on później ważny w Norwegii.flickr.com/Pattie/ fot. Amelia Durham/ https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0/
„All you need is love”… i dokumenty
Na stronie internetowej jednej z parafii Den Norske Kirke ogłoszenie o poszukiwaniu par, które chciałyby się pobrać w walentynki, pojawiło się 18 stycznia. Instytucja zachęcała: „Jedyne, czego potrzebujesz, to ważne zaświadczenie”. Można z nim co prawda przyjść bez zapowiedzi i pobrać się z marszu, ale lepiej jednak uprzedzić o tym zamiarze – doradzał pastor z innej parafii spośród oferujących taką uroczystość.
Mimo tego, że jednak nie jest całkiem jak w Vegas, znajdują się chętni na stosunkowo prosty ślub w Dzień Zakochanych. Co ich w tym pociąga poza datą?
Presja tradycji
Na kvinneguiden.no, jednym z norweskich forów dla kobiet, pojawiło się niedawno pytanie o to, jak szybko po zaręczynach para zaczynała planować ślub. Wśród komentarzy przeważa odpowiedź, że dość szybko. Wiąże się to z krótkim przedziałem czasowym pomiędzy oświadczynami a pobraniem się – użytkowniczki podawały najczęściej, że zawierały związek małżeński w przeciągu od kilku miesięcy do roku od zaręczyn. Kilka osób powoływało się na istnienie „starodawnej zasady”, by pomiędzy oświadczynami a ślubem mijał właśnie nie więcej niż rok. Śluby i wesela w Norwegii są zwykle mniej huczne niż w Polsce, jednak i wśród Norweżek zdarza się poczucie przytłoczenia przygotowaniami. Jedna z użytkowniczek forum wyznała:
„Byliśmy zaręczeni przez trzy lata, a mieszkaliśmy ze sobą od dwóch. Planowaliśmy prosty ślub cywilny, bez zbędnego zamieszania. Oszczędzaliśmy na dom. Żadne z nas nie uważało, by ślub kościelny czy wesele były ważne. To moi teściowie naciskali. Znaczyło to dla nich tak wiele, że zaoferowali pokrycie wszystkich kosztów. Planowanie zaczęło się niewinnie, ale potem skala tego wszystkiego zaczęła rosnąć. Panną młodą w bieli zostałam na życzenie teściowej. Kiedy pokazała mi listę gości liczącą osiemdziesiąt osób, trochę się popłakałam. W rodzinie mojego męża tak właśnie jest. Chrzciny, ślub, pogrzeb. Wszystkie tradycje muszą być zachowane”.
Być może osobom właśnie takim jak ona – niechcącym robić z tej uroczystości masowego wiecu z udziałem dziesiątków przypadkowych ludzi – Kościół Norwegii wychodzi naprzeciw?
Prosto, ale pięknie
Przewodnicząca Rady Kościoła Kristin Gunleiksrud Raaum przekonuje w wypowiedzi dla NRK: „Wielu sądzi, że ślub kościelny wiąże się z wieloletnimi przygotowaniami, dwiema-trzema sukniami i setką gości, ale tak naprawdę może być niedrogi i prosty, a jednocześnie uroczysty, piękny i romantyczny”. Podała też przykład jednej z par, która deklarowała, że zdecydowała się na skromny ślub przez wzgląd na troskę o środowisko.
Na stronie dziennika Dagbladet można obejrzeć
filmik z jednym z tegorocznych, walentynkowych ślubów. Para w średnim wieku rzeczywiście wygląda, jakby weszła do kościoła spontanicznie, prosto z ulicy. Kobieta nie ma na sobie typowej sukni ślubnej, tylko ładną, ale całkiem zwykłą sukienkę, w której mogłaby pójść nawet do pracy. Wszystko zajęło 15 minut. Nie był to przy tym pierwszy ślub tej konkretnej pary – mają za sobą ślubną przygodę w Vegas, która nie mogła zostać uznana za ważną w Norwegii… o czym zakochani dowiedzieli się po długim czasie. W tym roku, po trzynastu latach od nieważnego ślubu w Ameryce, skorzystali z okazji, by wreszcie zalegalizować swój związek na sposób tak bardzo amerykański, jak to tylko nad fiordami możliwe. Udało się uporać się ze wszystkimi przygotowaniami, mimo że ostateczną decyzję o ślubie podjęli zaledwie sześć dni przed walentynkami.
Oczywiście ślub bez wielkiej pompy można zorganizować także każdego innego dnia, ale może walentynki to zarówno bardzo romantyczny pretekst do powiedzenia sobie „tak”, jak i zgrabna wymówka, dzięki której można łatwo spacyfikować rozczarowanych teściów?
Źródła: Kvinneguiden Forum, NRK, Skatteetaten, Den Norske Kirke, Dagbladet