Życie w Norwegii
Jak zakupy, to tylko... do Szwecji. Norwegowie wybierają handel transgraniczny u sąsiada

Powodzeniem cieszyło się to, co zwykle – jedzenie. Trygve - stock.adobe.com - tylko do użytku redakcyjnego
W tym roku wzrósł detaliczny handel transgraniczny pomiędzy Norwegią a Szwecją. Norwegom doskwierają podwyżki czy sytuacja wraca po prostu do przedpandemicznej normy?
Od stycznia do października wydatki na szwedzkie zakupy Norwegów wyniosły 8,1 miliarda koron. To o 18 proc. więcej niż w analogicznym okresie rok temu. Najchętniej na tego typu transgraniczne, jednodniowe wycieczki po zakupy Norwegowie wybierali się w tym roku w miesiącach letnich.
Powodzeniem cieszyło się to, co zwykle – jedzenie, ale też napoje bezalkoholowe i alkoholowe oraz tytoń w różnych formach.
1,1 miliarda koron – to kwota, która poszła… na sam alkohol. Na snus przeznaczono zaś 5,2 proc. całej stawki. To więcej niż na czekoladę i inne słodycze (4,5 proc.), ale mniej niż na napoje gazowane i wodę mineralną (7,4 proc.).
Kim jest Harry?
Zaglądanie do Szwedów po spożywkę i używki, by zaoszczędzić trochę grosza, jest tak utrwalone w kulturze norweskiej, że zasłużyło na osobne (nacechowane, przynajmniej pierwotnie, negatywnie) określenie: „harrytur”/”harryhandel”. „Handel” i „tur” („podróż”) – wszystko raczej jasne.
Ale skąd „harry”? Ten człon ma symbolizować coś niewyszukanego lub, mocniej, zupełnie pozbawionego dobrego smaku. Hipoteza dotycząca etymologii: sprawa sięgałaby ponad stulecie w głąb historii, kiedy to przedstawiciele klas wyższych w Oslo zaczęli wyśmiewać panujący wówczas wśród niższych klas zwyczaj nadawania dzieciom anglosaskich imion, w tym właśnie imienia „Harry”.
Z punktu widzenia budżetu domowego „harryhandel” to jednak żaden powód do wstydu. To rozsądek.
Źródła: Klar Tale, SSB, lifeinnorway.net

Reklama
To może Cię zainteresować
5