#MojePoczątki: Szkoda, że Polacy nie doceniają swoich pielęgniarek. Norwegowie je kochają
Polskie pielęgniarki są bardzo szanowane w Norwegii. fot. fotolia - royalty free
– Nie było tak, że postawiłam wszystko na jedną kartę. W Polsce wzięłam trzy miesiące bezpłatnego urlopu. Tyle dawałam sobie na znalezienie pracy w Norwegii. Gdyby się nie udało, zawsze mogłam wrócić. Przed wyjazdem zrobiłam też autoryzację dyplomu pielęgniarskiego i postanowiłam spróbować – opowiada Maria.
Od razu zaczęła rozsyłać CV. Nie była wybredna – aplikowała na wszystkie ogłoszenia po kolei, nie tylko w służbie medycznej. Jako pierwsi odezwali się do niej z... cukierni i od razu zgodzili się zatrudnić pracowitą Polkę.
– Wspaniale wspominam tę pracę. Spędziłam tam trzy miesiące, w trakcie których wiele się nauczyłam. Miałam szczęście trafić na bardzo życzliwych ludzi. Zrozumieli też kiedy odeszłam, bo dostałam ofertę pracy jako opiekun medyczny – opowiada.
Pielęgniarka polsko-norweska
Pierwszy dzień był stresujący. Wciąż kiepsko znała język, a miejsce pracy zobaczyła dopiero w dniu rozpoczęcia. Wcześniej wszelkich formalności dopełniali telefonicznie. Zanim Maria awansowała na pielęgniarkę minęło kilka miesięcy. Już w tym czasie zdążyła zauważyć duże różnice pomiędzy standardami pracy w Polsce a w Norwegii.
– W obu krajach pracuje się inaczej. Tęsknię czasami za pracą w Krakowie, choć odpowiedzialność pielęgniarek w Polsce jest jednostkowa i bardzo surowa. Tylko i wyłącznie ja odpowiadam za leki, które podaje pacjentowi. W Norwegii zwyczajem jest tzw. "druga kontrola". Obowiązkiem drugiej pielęgniarki jest sprawdzenie mnie, a moim jej. Upewniamy się wzajemnie, czy dawka i rodzaj leku dla pacjenta jest prawidłowo dobrana. Ryzyko pomyłki wówczas bardzo maleje, a i my jesteśmy spokojniejsze. Polskie pielęgniarki niestety nie mają czasu na takie kontrole – przyznaje Maria.
W Norwegii pracuje się spokojniej, dokładniej. Pielęgniarki mają też pole, by wykazać się większą samodzielnością. W Polsce? Jest zupełnie inaczej.
– W Polsce pielęgniarki przeważnie działają na zlecenie lekarzy, ograniczają się do wykonywania ich poleceń. Do minimum jest także ograniczany ich kontakt z pacjentem i jego rodziną. W Norwegii pielęgniarki są uprawnione do przekazywania dużej części informacji, dotyczącej stanu zdrowia. Lekarze nie mają problemu z przekazywaniem częściowej odpowiedzialności koleżankom po fachu – wyjaśnia Polka.
Praca w Polsce była bardzo stresująca i odpowiedzialna. Pracując na oddziale chirurgii dziecięcej, trafiała na małych i bardzo wymagających pacjentów po wypadkach, wycięciach wyrostka czy z wadami serca.
– Wymagało to dużej koncentracji, opanowania i szybkości w podejmowaniu czasami trudnych decyzji. W Norwegii również ciąży na mnie duża odpowiedzialność, bo lekarz zagląda do zakładu dwa razy w tygodniu, a przez resztę czasu to pielęgniarki pełnią kontrolę. Na pewno jednak pracuje się spokojniej. Czuję także pełne wsparcie reszty personelu, a do lekarza mogę zwrócić się w każdej chwili – tłumaczy.
Przedłużyć życie za wszelką cenę
– Wciąż czuję dyskomfort, że nie mówię idealnie po norwesku. Ale z drugiej strony mówię na tyle, żeby bez problemu porozumieć się i wiedzieć, co mam robić. Tutaj to nie jest postrzegane jako coś złego! Wręcz przeciwnie, pracodawcy i współpracownicy są zadowoleni, gdy dopytuje. Wolą to, niż abym udawała, że wszystko rozumiem. Nikt nie wytyka komuś celowo błędów, a lekarze są bardzo otwarci na pielęgniarki i ich umiejętności. W nagłych wypadkach do lekarza prowadzącego możemy dzwonić o każdej porze, nawet na prywatny numer telefonu. Zawsze doradzi, rozwieje wątpliwości – zachwala Maria.
Przez lata spędzone w norweskiej placówce, Maria dokonała pewnej obserwacji: Norwegowie żyją bardzo długo. Na jej oddziale znajdują się ludzie w wieku 90 lat i więcej. W Polsce, w miejscach podobnych do tego, w którym obecnie pracuje Polka, trafiają już 70- i 80-latkowie.
– Pewnie to kwestia spokojnego życia i lepszej opieki medycznej. Kolejna różnica? W Polsce ratuje się każdego za wszelką cenę i sztucznie przedłuża życie. W Norwegii, jeśli wiadomo, że ktoś jest już w bardzo złym stanie, stawia się na leczenie przeciwbólowe i zapewnienie komfortu w ostatnich dniach życia. Miałam wiele przemyśleń na ten temat. Na początku nie mogłam się z tym pogodzić, bo to silny problem etyczny. Jednak jeśli się zastanowić… to może tak jest lepiej? – zastanawia się na głos.
To może Cię zainteresować