Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Rozlicz podatek za 2023

Wywiad

Leczy polonijne depresje i radzi: „Nigdy nie tkwij w tymczasowości. Jest zabójcza dla psychiki”

Anna Moczydłowska

19 czerwca 2018 08:00

Udostępnij
na Facebooku
3
Leczy polonijne depresje i radzi: „Nigdy nie tkwij w tymczasowości. Jest zabójcza dla psychiki”

Coraz więcej Polaków na emigracji szuka pomocy psychologicznej u specjalistów. fot. pixabay

Najgorszy dla psychiki jest stan zawieszenia. Ci, którzy w niego wpadną, mogą w Norwegii żyć kilkanaście lat, a nigdy nie poczują się jak u siebie. O życiu pomiędzy dwoma światami, kulturowych zgrzytach i roli „porzucającego”, opowiada Joanna Pilarczyk, polska psychoterapeutka, pracująca z Polakami w Norwegii.

Joanna Pilarczyk, psycholog, psychoterapeuta, mieszka i pracuje w Kristiansand. Do czynienia ma z wieloma tematami, od problemów w związku, do typowych problemów emigracyjnych – samotności, wyobcowania, odrzucenia. Pomocy psychologicznej udziela osobiście oraz na Skype.

Anna Moczydłowska, Moja Norwegia: Polskich emigrantów w Norwegii często dosięga depresja?
Joanna Pilarczyk: Na emigracji wiele osób tego doświadcza, bo wiele się dzieje. Związki powstają, rozpadają się, ewoluują. Zakrada się samotność – często obserwuję, że poczucie osamotnienia pojawia się także w związku. To uczucie zwykle sieje duże spustoszenie w ludzkiej psychice.

Problemy dotykają zwłaszcza osób, które nie decydują się integrować czy to z Norwegami, czy z Polonią. Wiele osób ma myśli samobójcze. Ten proces zachodzi powoli, a często zaczyna się właśnie od poczucia samotności. Podstawa zazwyczaj jest ta sama: rozłąka z rodziną i tęsknota za Polską. Czasami związki na odległość, które rodzą wiele frustracji i przyczyniają się do psychicznych „dołków”. Jeśli do tego dołączy długotrwały stres, związany czy to z brakiem pracy, czy z nieudaną adaptacją, symptomy stają się coraz silniejsze, a obecne przez długi czas mogą nawet prowadzić do zmian w osobowości. Nie wspominając o norweskiej zmieniającej się pogodzie, która też nie jest bez znaczenia.
Można winić pogodę za problemy psychologiczne?
Z moich obserwacji wynika, że norweska pogoda bardzo mocno wpływa – zazwyczaj negatywnie – na samopoczucie psychiczne. Co ciekawsze, dane symptomy spotykam w konkretnych miesiącach. I tak stany depresyjne zaczynają się w listopadzie i grudniu. Początek roku to kryzysowe interwencje, głębokie depresje i próby samobójcze. Przesilenie wiosenne – silnie reagują bipolarni i nerwicowi, poza tym wzrasta chwiejność w przypadkach osobowości Borderline (osobowość chwiejna emocjonalnie – przyp. red.). W wakacje jest spokojniej. Słońce, urlopy, odprężenie – to dobrze wpływa na psychikę. Od czerwca do sierpnia jest mniejsze nasilenie objawów lękowych czy depresyjnych.
Kto częściej do Pani trafia – kobiety czy mężczyźni?
W moim przypadku – mężczyźni. Dziwne, prawda? Utarło się, że panowie niechętnie mówią o uczuciach. W Polsce miałam więcej pacjentek, w Norwegii jest odwrotnie. Nie wiem czy to kwestia faktu, że wielu Polaków pracuje i przebywa w Norwegii bez rodziny i odczuwa samotność, czy może po prostu mężczyźni przełamują tabu i są gotowi do tego, by rozmawiać o emocjach. Na terapii z panami przewija się wiele tematów relacyjnych: związki, randki, znajomości międzynarodowe. Poruszamy też kwestię samooceny i tego, jak radzić sobie w relacji na emigracji – nie tylko tej z partnerem, ale też z bliskimi, którzy zostali w Polsce.
Co Pani radzi? Jak dbać o taką relację na linii Polska-Norwegia?
To trudne, bo emigracja ma również drugą stronę, o której mało kto pamięta. Stronę osoby, która zostaje. Ten, kto wyjeżdża często, w percepcji bliskich, porzuca. Uważają: skoro wyjechałeś, to nas porzuciłeś. I nie ma zmiłuj – odpowiedzialność za utrzymanie tego kontaktu, zwłaszcza w pierwszej fazie, spada na „porzucającego”.

Wiele osób tego nie akceptuje i buntuje się przeciwko takiemu obrotowi sprawy. W wyniku tego relacja się poluzowuje, aż w końcu zanika, pozostawiając uczucie żalu i rozgoryczenia. Potem w moim gabinecie „porzucający” dziwią się, że więzi ze znajomymi się rozpadają. Gdy pytam, jak często dzwonili do przyjaciół, denerwują się, pytają, dlaczego to oni zawsze mają inicjować kontakt. A przecież to częstotliwość kontaktów wpływa na bliskość relacji i utrzymywanie więzi. Ja wiem, że telefon działa w obie strony, ale to wyjeżdżający powinien wziąć na siebie odpowiedzialność za oswojenie przyjaciół z nowym systemem podtrzymywania kontaktu. Bliscy wtedy mogą przyzwyczaić się, że zamiast wspólnego wyjścia na kawę czy piwo, teraz będzie rozmowa na Skype. Dopiero kiedy relacja jest już usadowiona na nowych fundamentach, można liczyć na wzajemność.
Jak znaleźć receptę na pogodzenie dwóch światów: tego, który został w Polsce i tego, który czeka w Norwegii?
Nie trzeba tego robić. Często trzeba się po prostu na coś zdecydować.
Bo inaczej…?
Bo inaczej możemy znaleźć się w sytuacji zawieszenia w tymczasowości. To bardzo niebezpieczne i źle wpływa na kondycję psychiczną człowieka. W efekcie może prowadzić do depresji. Dlatego tak ważne jest, żeby każdorazowo ustalić pewne ramy emigracji.
Jakie to ramy?
Wyjechałeś na stałe? Integruj się. Zrób wszystko, żeby poczuć się w nowym miejscu dobrze i móc nazwać je „domem”. Inwestuj. W język, w znajomości, w dobre samopoczucie.

Emigrujesz na chwilę? Określ tę „chwilę”. To będzie miesiąc, rok czy pięć? Zastanów się i podejmij decyzję, czy opłaca się rozpoczynać naukę języka. Zdecyduj, czy ważniejsze będą kontakty ze znajomymi w Polsce, do których wrócisz czy z osobami, które dopiero poznasz. Jeśli wiesz, że wrócisz, nie zaniedbuj tego, co na ciebie czeka. Jeśli zdecydowałeś, że zostajesz, zadbaj o to, co należy w nowym miejscu zbudować.
Joanna Pilarczyk mieszka i jako psycholog oraz psychoterapeuta pracuje w Kristiansand.
Joanna Pilarczyk mieszka i jako psycholog oraz psychoterapeuta pracuje w Kristiansand.
A co, gdy ktoś nie jest pewien, czego chce?
To właśnie jest najbardziej niebezpieczne. Mimo wszystko radzę: nie wchodź w stan zawieszenia, mówiąc „zobaczę, jak to będzie”. W efekcie rykoszetem dostaje psychika. Za sprawą takiej postawy ludzie mieszkają w Norwegii po kilkanaście lat, a wciąż są pomiędzy. Pomiędzy Polską a Norwegią. Pomiędzy tęsknotą za ojczyzną a życiem na emigracji. Wciąż się nie zakorzenili, ale już nie wyobrażają sobie wrócić. Taki człowiek w pewnym momencie nie ma domu. Jest zawieszony w próżni. Już nie jest „tam”, bo minęło za dużo czasu, ale wciąż nie jest „tu”, bo ciągle na coś czeka i wciąż nie jest zdecydowany.
Wśród Polaków przewija się opinia, że Norwegia to kraj specyficzny. Ma oddanych miłośników i zagorzałych przeciwników. Może więc warto zapytać: kto odnajdzie się w Norwegii, a kto nawet nie powinien próbować?
Bardzo, bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Wszystko zależy od zestawu cech, które posiada dana osoba, jak interpretuje pewne rzeczy i na ile skłonna jest do adaptacji. Zmiennych jest bardzo wiele. Niektórych fascynuje przyglądanie się różnicom i podobieństwom narodów – czerpią satysfakcje z wchodzenia w ten nowy świat. Innych to przeraża, odrzuca.

Ale nie każdy, kto nie chce się integrować z Norwegami, skazany jest na porażkę! W Norwegii bardzo sprawnie działa Polonia, rewelacyjnie zrzeszająca rodaków. Nic dziwnego, że ludzi ciągnie, by się integrować – jesteśmy przecież zwierzętami stadnymi, ciągnie nas do drugiego człowieka. Im bardziej jest do nas podobny, tym lepiej. A przecież mamy taką piękną cechę, że my, Polacy, poradzimy sobie wszędzie. Wielu z nas potrafi się w tych polsko-norweskich relacjach „rozkokosić” – w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Choć nie jest to łatwe…
…bo – jak głosi stereotyp – do Norwega trudno się zbliżyć?
Często następuje, jak ja to mówię, „cultural crash”, czyli zderzenie kultur. Polacy zauważają, że inaczej wchodzi się w relację z drugim Polakiem niż Norwegiem – zarówno jeśli chodzi o przyjaźń, jak i o związek. My zaczynamy od poznania się, randek, spaceru czy kolacji. Dopiero potem przychodzi pora na kontakt fizyczny. Jest to oczywiście przerysowane i w dużym skrócie, ale zarys się zgadza.

Z drugiej strony jako satyra ładnie jest zobrazowane to w ,,Social Guidebook to Norway" Julliena S. Bourrellego, który pokazuje, że u młodych Norwegów odbywa się to często inaczej – jest impreza, dużo alkoholu, potem seks. Kiedy rano wstają i stwierdzają „było miło”, dopiero wówczas myślą o drugiej randce. Warto to sobie obejrzeć, ułatwia adaptację.
U nas dziewczyna, która pierwszego dnia pójdzie do łóżka, nazywana jest „łatwą”.
W kulturze norweskiej nie ma tej łatki. Norweg tak nie ocenia, kobieta go po prostu zainteresuje lub nie. Dla Polaka szukającego związku to za szybko. Norwegowie podchodzą do rzeczy bardziej instynktownie, zwierzęco, Polacy obstawieni są silnymi kodami kulturowymi i podchodzą do sprawy bardziej ,,romantycznie".

Norweg na randce nie przyniesie kwiatów, nie otworzy drzwi i nie odsunie krzesła. Pytając o to Norwegów usłyszałam, że koleżanki ich kobiet są wręcz czasami oburzone, gdy ktoś proponuje zapłacenie rachunku na randce. Kolega z Polski raz nawet śmiał się, że kiedy chciał wpuścić dziewczynę pierwszą do autobusu, to najpierw nie wiedziała, jak się zachować, a potem zapytała ,,dlaczego?". W Norwegii pewna kolej rzeczy, w stosunku do naszych zwyczajów, jest odwrócona. To może dziwić, a nawet bulwersować, ale tak już jest.
Norwegowie nie szukają bliskich relacji?
Oni inaczej podchodzą do przywiązania. W Polsce dziecko bardzo długo przebywa z matką, późno idzie do przedszkola, jeśli w ogóle pójdzie. Więź jest zatem bardzo silna. W Norwegii „oderwanie” następuje szybciej, przez co malec nie zdąży się do matki przywiązać równie mocno. W wyniku tego relacja może być luźniejsza, ale to wpływa na późniejszą niezależność w życiu.

W takich relacjach trzeba więcej czasu na przywiązanie. Trzeba dać im czas, żeby przyzwyczaili się do drugiej osoby. Ale jeśli już Norweg zacznie w końcu zapraszać do siebie do domu – albo jeszcze lepiej – da w prezencie sweter robiony na drutach, wtedy jest się już uważanym za „swojego” (śmiech). Mnóstwo jest takich niuansów w relacjach polsko-norweskich czy to przyjacielskich, czy o nacechowaniu romantycznym. Są to jednak drobne różnice oparte na kodach kulturowych, bo przecież wszyscy odczuwamy tak samo złość, miłość, lęk czy smutek. Jesteśmy ludźmi potrafiącymi czuć, a to jest ponadkulturowe.
Jak przełamać pierwsze lody?
W Polsce szybko przechodzimy na „głębokie” tematy, opowiadamy o sobie, swoich emocjach i problemach. To nas zbliża. Norwegowie bardzo długo jak ognia unikają takich szczerych, obnażających rozmów. Wolą „small talk”. Nie będą dzielić się zmartwieniami czy kłopotami przy pierwszym kontakcie i krępuje ich, gdy my to robimy.

Mój były szef zawsze pytał mnie co dzień co u mnie. Odpowiadałam wtedy pytaniem: „Naprawdę chcesz wiedzieć, czy pytasz grzecznościowo?”. Po pewnym czasie wiedział już, że gdy zapyta, to ma mi dać znać, czy chce wiedzieć na serio, czy tylko w znaczeniu norweskim. Nie był do tego przyzwyczajony.

Zwłaszcza w Norwegii Południowej bardzo silnie funkcjonuje pewna fasada społeczeństwa, która krzyczy „u mnie wszystko dobrze”. Wiele czasu zajmuje, by się przez nią przebić i by dana osoba porzuciła maskę. Tego procesu nie da się przyśpieszyć, a próbując, można zaszkodzić relacji. Nadmierna wylewność bowiem odbierana jest tu jako podejrzana lub nawet jako próba podlizania się.
Nieufność czy norweska mentalność?
Chyba pewnego rodzaju rozsądek. Nie bez powodu Norwegowie często pytają, na jak długo ktoś przyjechał. Oni zastanawiają się, czy opłaca im się inwestować emocjonalnie w tę znajomość. Jeśli usłyszą, że na rok, często rezygnują, bo wiedzą, że to nie będzie długotrwała znajomość, a im często zależy właśnie na takich. Mechanizm zaprzyjaźniania się z Norwegiem jest powolny, ale gdy już się zadzieje, wtedy daje on od siebie bardzo wiele – zaprasza na święta i traktuje nieomal jak członka rodziny. Ale ten proces musi się opłacać jako długofalowa inwestycja. Jest to ochrona swoich uczuć i siebie przed uczuciem porzucenia, gdy ktoś za chwilę wyjedzie.
Gdzie jeszcze wyraźnie psychologiczne różnice widać między naszymi nacjami?
Norwegowie nie mogą zrozumieć, dlaczego u nas wszyscy się spóźniają (śmiech). Znajoma Norweżka umówiła się w Polsce do lekarza. Mimochodem wspomniałam jej, że pewnie będzie musiała poczekać na swoją kolejkę. „Ale jak to? Przecież jestem umówiona na konkretną godzinę” – dziwiła się. Nie była w stanie pojąć, jak to możliwe. Norwegowie bardzo pilnują punktualności i warto o tym pamiętać.
Polacy często zarzucają Norwegom, że ci są leniwi. 
A ja powiedziałabym raczej, że oni mają inaczej rozłożony system pracy i w ogóle inaczej postrzegają standardy zatrudnienia. Odmiennie podchodzą do tego, czym jest wydolność i efektywność. Bardzo chętnie przyjmą, jeśli ktoś da z siebie więcej, ale nie będą mu towarzyszyć. Na tej płaszczyźnie tworzy się zresztą wiele konfliktów, bo pojawia się wykorzystywanie.

Dzięki takiemu systemowi pracy, jaki uznają, Norwegowie mogą pracować dłużej w dobrej kondycji psychicznej. Zachowując work life balance, czerpią z pracy satysfakcję i nie czują zmęczenia, bo oszczędzają swoje siły. My, Polacy, przez kilka lat jesteśmy na tzw. zawodowym haju i dajemy z siebie dwieście procent. Potem często przychodzi wypalenie zawodowe, okazuje się, że więzi z bliskimi są nie do uratowania, bo zostały zaniedbane, a za ścianą czai się depresja i przeciążenie psychiczne. Może warto czasem się temu przyjrzeć i – wzorem Norwegów – odrobinę zadbać o siebie w perspektywie długoterminowej? To bardzo ważne zabezpieczenie psychiki przed stresem związanym z adaptacją oraz odnalezieniem się w nowych warunkach życia.
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


MarcinBaltyn

08-11-2020 17:16

Czy przypadkiem Norwegowie nie mają największego wskaźnika samobojstw z powodu depresji?? Podobmo więcej osób ginie q ten sposób niż w wypadkach samochodowych

StefanPe

19-06-2018 11:08

Norwegowie cenią punktualność? Buahahaha.
Tak ja też byłem umówiony do lekarza na konkretną godzinę. Wpuszczono mnie do gabinetu z 30 minutowym opóźnieniem.
Nie raz się z Norwegiem umawiałem na spotkanie zawsze się spóźniał albo w ogóle się nie pojawiał.

Mój szef. Dzwoni do mnie i zamiast konkretów prawi jakieś dziwne historie. Mówię, że będę w biurze za godzinę to pogadamy.
On na to, że pewnie, nie ma problemu.
Przyjeżdżam a biuro zamknięte szefa nie ma. Współpracownicy mówią, że wyszedł dziś z pracy dwie godziny wczesnej bo jest ładna pogoda to przecież po co ma siedzieć w biurze.

Marian Paździoch

19-06-2018 10:41

Miej wy**bane, a będzie Ci dane" złota zasada.

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok