Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

4
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Wywiad

,,Emigracyjne lęki rodziców najsilniej odczuwają dzieci" [ROZMOWA]

Anna Moczydłowska

27 marca 2018 08:00

Udostępnij
na Facebooku
8
,,Emigracyjne lęki rodziców najsilniej odczuwają dzieci

– Polscy rodzice w Norwegii czują się niepewnie – uważa pedagog. fot. fotolia/royalty free

Często jedną nogą tkwią w Polsce, a drugą w Norwegii. Miotają się, rozerwani pomiędzy tęsknotą za ojczyzną a chęcią asymilacji i dostatniego życia za granicą. Emigracje Polaków nigdy nie są łatwe, a stają się jeszcze bardziej skomplikowane, gdy uczestniczą w nich dzieci. O wyzwaniach emigracyjnych z perspektywy rodzica, polskich lękach i tym, jak dzielenie życia pomiędzy dwa kraje wpływa na dziecko, opowiada Izabela Wójtowicz, polska pedagog pracująca w Norwegii.
Izabela mieszka w Norwegii od siedmiu lat i pracuje w przedszkolu, udzielała się też jako mentor studentów pedagogiki przedszkolnej. Choć kocha pracę z dziećmi, w międzyczasie poczuła, że chciałaby również wspierać rozwój osobisty dorosłych. W pewnym momencie poszła więc za głosem intuicji i rozpoczęła studia z psychoterapii.

– Wciągnęło mnie to. Z czasem rozpoczęłam moją prywatna praktykę jako psychoterapeuta i teraz prowadzę terapię indywidualną i grupową dla osób, które szukają wsparcia na różnych etapach swojego życia. Pomyślałam też, że mogłabym również wspierać rodziców i wspólnie z nimi pracować nad tym, w czym jestem dobra, czyli kontaktem z dziećmi – opowiada Izabela Wójtowicz, która w Norwegii prowadzi specjalne kursy dotyczące budowania pozytywnej relacji z dzieckiem.
Anna Moczydłowska, Moja Norwegia: Trudno wychowywać dziecko w Norwegii?

Izabela Wójtowicz: Dopiero odkrywam na dobre świat norweskiej Polonii, ale wiem jedno: polscy rodzice w Norwegii czują się niepewnie. Zastanawiają się, czy normy wychowania, które wyznawali dotąd, okażą się zadowalające i poprawne. Czy są dobrymi rodzicami. Czy niezbyt wiele zakazują dziecku. A może na zbyt wiele pozwalają? Czasami ulegają presji, kwestionują swój sposób rodzicielstwa.

Jaki jest efekt?

Dochodzi do tego, że przy liberalnych Norwegach nie chcą odmawiać dziecku ani zwracać mu uwagi. Polskich rodziców stresują z pozoru drobiazgi: jak właściwie ubrać dzieci, co powinno mieć w przedszkolu, czy z efektu zadowoleni są pracownicy. My, polscy rodzice, chcemy dobrze wypaść i jednocześnie pragniemy tego, co najlepsze dla swoich pociech. Jesteśmy bardzo opiekuńczy i zaangażowani. Czasami jednak pojawia się problem w komunikacji z Norwegami i nie mówię tu tylko o tej językowej.

Co masz na myśli?

W Norwegii wielu rzeczy nie mówi się wprost, dużo odbywa się pod kołderką delikatnych sugestii. Nikt nie powie „twoje dziecko musi mieć ze sobą to i to”. Usłyszymy raczej „dobrze byłoby gdyby…” albo „a może byłaby szansa….?”. To nieco komplikuje i utrudnia komunikację. Nie wiadomo, na ile priorytetowa jest dana sprawa. Czy faktycznie jest błahostką wynikającą z niezobowiązującej sugestii, czy raczej należy niezwłocznie się dostosować. Jakby tego było mało, Polacy czasami dopatrują się w tym dyskryminacji i biorą wszelkie nieporozumienia, także językowe, bardzo do siebie.
Izabela (z przodu, w zielonym swetrze) prowadzi warsztaty dla rodziców w Oslo.
Izabela (z przodu, w zielonym swetrze) prowadzi warsztaty dla rodziców w Oslo. fot. https://www.facebook.com/terapirommet/
A dzieci? Jak one odnajdują się w nowej rzeczywistości?

Kiedyś miałam do czynienia z kilkuletnią dziewczynką, która nie chciała uczyć się norweskiego. Gdy zapytałam ją w czym tkwi problem, okazało się, iż boi się, że zapomni polskiego i nie będzie mogła porozumieć się ze swoją rodziną.

Żyjemy w czasach ogromnej dziecięcej świadomości. Dzieci czują też strach rodziców – jeśli mama i tata zamiast myśleć: „świetnie, czeka nas pierwszy dzień w przedszkolu”, są przerażeni, malec będzie o tym wiedział. Bywa, że rodzice zamiast ułatwić dziecku start w nowym środowisku, podświadomie mu go utrudniają. Mały człowiek potrzebuje przestrzeni, by móc odkrywać siebie i nowe otoczenie. 

A może na ten rodzicielski strach wpływa też legenda owianego złą sławą Barnevernet?

Stereotyp bezdusznego Barnevernet wisi nad polskimi rodzicami jak cień. Zresztą niezależnie, z jakiego kraju pochodzą, rodzice-emigranci, zwłaszcza na początku, wyobrażają sobie tę instytucję jako potwora, który najczęściej atakuje niespodziewanie. Otacza ją legenda, budząca skrajne przerażenie. Rodzinom świeżo przybyłym do Norwegii wydaje się często, że w tym urzędniczym i nieludzkim starciu nie mają żadnych szans. Znam przypadki osób, które odrzuciły Norwegię jako kraj potencjalnej emigracji właśnie ze względu na opowieści o Barnevernet, których się nasłuchały.

Jak Ty podchodzisz do takich lęków?

Staram się studzić emocje, ale nie tylko dlatego, że tak pedagogowi wypada. Sama mam raczej dobre doświadczenia z Barnevernet. Pomogło wielu rodzinom, z którymi miałam do czynienia. Instytucja instytucją, ale tam pracują ludzie, którym zależy na dobru dziecka. Prawdą jest jednak, że wszystko zależy od urzędnika, na którego trafimy.

W jaki sposób współpracowałaś z tą instytucją?

Jako pedagog przedszkolny uczestniczyłam w dialogu z rodziną i konsultantami z BV. Razem tworzyliśmy ,,plan działania” dotyczący na przykład tego, co my, dorośli, musimy zmienić w sposobie bycia, zachowaniu i wyrażaniu się, tak by sprzyjać rozwojowi dziecka, a nie go hamować. Zawsze na pierwszym miejscu znajdował się mały człowiek i jego dobro. Szczerość i otwartość podczas spotkań decydowała o budowaniu zaufania do siebie, a co za tym idzie lepszego samopoczucia dziecka.

Te spotkania nigdy nie skończyły się dramatycznie, a często istotnie pomogły rodzinie. Muszę jednak przyznać, że pewne relacje na linii Barnevernet-rodzice mogły być poprowadzone lepiej, bardziej empatycznie.

Polacy dzielą często życie pomiędzy Norwegię a Polskę. Co sądzisz o takim trybie życia?

Jeśli rodzice ciągle są jedną nogą w Polsce, a jedną w Norwegii, dziecko niestety to czuje. I choćby było mu dobrze, ciągle będzie czuło swego rodzaju niepokój o samopoczucie rodziców. To trudne emigracyjne dylematy.
Jak można zminimalizować dziecięcy stres spowodowany przeprowadzką do innego kraju?

Wiem na pewno, że emigracja sama w sobie jest dla dziecka przeżyciem. Niezwykle ważne więc jest poczucie pewności. Dowód, że ta istotna zmiana nie pociągnie za sobą kolejnych niespodziewanych wydarzeń w życiu rodziny. Zmiany są stresujące dla dziecka, im ich mniej, tym mniej w małym człowieku napięcia. Rutyna sprawia, że dziecko czuje się bezpiecznie i należy do niej dążyć. Brak zmian i zaskoczeń sprawia, że malec może odetchnąć.

Czy pielęgnowanie polskości odgrywa ważną rolę?

Taka przynależność jest ważna dla osób w każdym wieku. Z obserwacji wiem, że większość polskich rodziców przekazuje swoim dzieciom polskie tradycje. W Norwegii działa zresztą wiele polonijnych inicjatyw, do których przynależeć mogą całe rodziny.

W Polakach niewątpliwie jest potrzeba spotkań, rozmów i odnalezienia swojego miejsca na obczyźnie. Temat integracji środowiska polonijnego jest bardzo na czasie, co widać nawet w mediach społecznościowych. My, Polacy, chętnie łączymy się w grupy. Ale nie tylko na tle narodowościowym, ale też łączącej nas pasji czy potrzeb. Ktoś sprzedaje szynkę i papierosy, ktoś inny umawia się na wspólne bieganie, ja na przykład z moimi przyjaciółkami organizuję spotkania dla kobiet, a ostatnio widziałam nawet, że zupełnie nieznani sobie rodacy umawiają się na wspólne wakacje. To pokazuje, jak ogromna jest w nas potrzeba bycia częścią grupy w której czujemy się dobrze i w której możemy wyrazić się w języku ojczystym.
Czy czujesz się w Norwegii pewnie jako rodzic?
Tak
Nie
To zależy od sytuacji
Głosuj
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Lemurek

30-03-2018 01:36

Komentarz został usunięty ze względu na naruszenie regulaminu portalu
droin

29-03-2018 13:07

Najwidoczniej nie przeszkadzalo to innym sie modlic skoro nikt nie reagowal. Rownie denerwujace jest takie zachowanie w samolocie, czy w pociagu. Nie ma roznicy, to chodzi o kulture osobista rodzicow. Nie musza zabraniac kategorycznie, ale moga metodologicznie opanowac cos takiego.

Samander

28-03-2018 07:22

Norwescy rodzice nie sa niestety zadnym wzorcem dla swoich dzieci tak jak te dzieci nie beda wzorcem dla swoich dzieci, trudno od nich tego wymagać poniewaz praktycznie nie posiedli jakiejkolwiek edukacji wiekszosc jest na poziomie 5 klasy polskiej podstawowki taki osoby w Polsce byli uwazane za debili.

55555555 55555555

27-03-2018 19:30

Co za stek bzdur....empatyczne Barnevarne?...reszta to zwykły bełkot .

Marian Paździoch

27-03-2018 14:07

Alive Steel, nie baczność, spocznij. Chodzi mi aby nie robić z kościoła placu zabaw.

Marian Paździoch

27-03-2018 10:11

"....Dochodzi do tego, że przy liberalnych Norwegach nie chcą odmawiać dziecku ani zwracać mu uwagi. ..."
Od czasu do czasu chodzę do kościoła w Honefossie. Jestem głęboko niewierzącym człowiekiem ale chodzę by spotkać się z Polakami, porozmawiać. Często widzę bawiących się dzieciaków podczas mszy, krzyczących na lewo i na prawo ogólnie róbta co chcetta! Rodzice zero uwagi. Okej. To jeszcze jakoś przejdzie. Ale jednego razu to było jakieś większe święto nie pamiętam jedno dziecko przyniosło ogromny plastikowy pistolet, który wydawał bardzo głośnie i różne dźwięki i się świecił jak kogut policyjny. Rodzice zero uwagi. No ludzie! Do cholery! O co tutaj chodzi? Ja jestem nie wierzący ale jakieś minimum szacunku do innych, którzy są wierzący! Oczywiście tutaj nie ma winy dziecka tylko rodziców! Co to za wychowanie?! Mi zwisa co wasze dziecko robi u was w domu. Niech lata, biega, krzyczy ale do ch. pana w kościele ma być spokój i szacunek!

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok