„Za każdą emigracją leżą dylematy rozdzierające duszę" [ROZMOWA]

Teraz gdy Polacy są największą mniejszością w Norwegii, siłą rzeczy przyczepia się nam pewną etykietkę, stara wrzucić do jednego worka MN
Anna Sundsteigen: Niestety. Teraz gdy Polacy są największą mniejszością w Norwegii, siłą rzeczy przyczepia się nam pewną etykietkę, stara wrzucić do jednego worka. Nie umniejszając roli pracowników fizycznych, jednak jako że ta grupa wciąż stanowi większość, przyjęły się stereotypy dość krzywdzące dla Polaków. Czasami trudno się dziwić – choćby wtedy, gdy przechodzisz obok wielu norweskich placów budowy. A tam? Siarczyście zakrapiany przeklęstwami język polski. W zasadzie trudno znaleźć taką, na której nie byłoby go słychać.
Cierpią na tym choćby wykwalifikowani specjaliści, którzy przyjeżdżają do Skandynawii, by pełnić rolę ekspertów. Co przykre, pracowitość, zaradność i niezawodność naszych pracowników przebija się w percepcji Norwegów dopiero gdzieś nieśmiało z tyłu – tuż za cwaniactwem i zamiłowaniem do alkoholu. A akurat to ostatnie zakrawa na ironię.
Dlaczego?
Ze względu na młodych Norwegów, którzy piją bardzo dużo! Jak imprezują to do rana, jak się upijają to na umór. Widzimy to też w polskich miastach, gdzie tanimi liniami lotniczymi skandynawska młodzież przybywa na weekendy wręcz masowo. Ceny są przystępne, opcji rozrywek wiele. Później czytamy o ich wyczynach w samolotach czy na mieście (śmiech). Myślę, że w ten sposób odreagowują, muszą się w końcu gdzieś wyszumieć. I oczywiście o ile każdy wiek, niezależnie od narodowości, rządzi się swoimi prawami, tak sądzę, że w przypadku Norwegów ma to drugie dno.
Rozwiniesz?
Na co dzień są niezwykle grzeczni, powściągliwi, formalni i raczej oszczędni w okazywaniu uczuć oraz emocji. Kiedy wypiją, puszczają im wszelkie hamulce. Nie zawsze ma to wydźwięk negatywny, często po prostu – i tu już niezależnie od wieku – są bardziej ekspresyjni, otwarci. Różnica pomiędzy Norwegiem trzeźwym a pijanym jest więc zazwyczaj uderzająca.
Właśnie. Wśród Polaków pokutuje niechęć do mentalności norweskiej, a to nic innego niż potakiwanie stereotypom! Denerwujemy się, że jesteśmy postrzegani przez określony pryzmat, a względem gospodarzy tego kraju nierzadko postępujemy tak samo.
Niemniej każdy stereotyp ma w sobie coś z prawdy. Wszyscy chyba zgodzą się, że Norwegowie faktycznie świetni są w przypadkowych, grzecznosciowych kontaktach. Kiedy mijają kogoś na ulicy, czy spotykają w sklepie, zarażają uśmiechem i uprzejmością. Trudno jednak przebić się ponad to. Norwegowie mają swój własny, specyficzny kod zawierania przyjaźni i obcokrajowcom bardzo ciężko się do niego dostosować. Mnie osobiście dosadnie dał on się we znaki.
Niech pocieszeniem będzie, że oni nie są niedostępni tylko dla obcokrajowców, są tacy również wobec siebie. Nie ma więc sensu branie tego do siebie i dopatrywanie się w tym oznak niechęci na tle narodowościowym.
Trzeba swoje przeczekać, wychodzić sobie wzajemną sympatię. Pod żadnym pozorem nie wolno się narzucać, bo łatwo Norwega przestraszyć i sprawić, że się wycofa.
Tu zaczynają się schody (śmiech). Choćbyśmy świetnie się dogadywali, trudno wyjść poza miły ,,small talk". Z pewnością nie uświadczymy poniekąd naturalnej dla nas ścieżki: dobrze się z kimś rozmawia, więc wymieniamy się kontaktami, a po chwili któraś ze stron proponuje spotkanie. Tu droga jest znacznie wydłużona.
Jeśli chodzi o moje doświadczenia, to z Polski – już z moim mężem-Norwegiem – przyjechałam do Stavanger pełna zapału, chciałam zawierać nowe znajomości i przełamywać bariery na linii Polska-Norwegia. Spotkało mnie duże rozczarowanie, gdy osoby, przed którymi się otwierałam, natychmiast się wycofywały. Minął bodajże rok, zanim pierwsza Norweżka podeszła do mnie i zaproponowała, żebyśmy wspólnie wyszły gdzieś z dziećmi. Co ważne, spotkanie musiało mieć cel: w tym przypadku była to zabawa dzieci. Dopiero po kilku wizytach w asyście dzieci, między nami zaczęła rodzić się przyjaźń.
Innym razem poznałam mamę jednego z chłopców w przedszkolnej szatni. Miło się rozmawiało, wiedziałam już jednak, że nie mogę po prostu zaproponować, żeby wpadła do mnie na kawę. Jeszcze nie wtedy. Trzeba swoje przeczekać, wychodzić sobie wzajemną sympatię. Pod żadnym pozorem nie wolno się narzucać, bo łatwo Norwega przestraszyć i sprawić, że się wycofa.
I jak tu przez tę ,,skorupę" domyślić się, czy ktoś darzy nas sympatią...
Bywa trudno, ale przy odrobinie chęci nasze nacje naprawdę są w stanie świetnie się dogadać. Oni cenią w nas pewne cechy. Któregoś dnia młoda Norweżka powiedziała mi, że ma wrażenie, iż Polacy są od Norwegów bardziej pomocni. Że Norwegowie częściej wynajdą wymówkę, dlaczego nie mogą pomóc, że mają już inne plany, że nie pasuje, że może kiedy indziej. Polak po prostu to robi.
Być może są po prostu bardziej asertywni, pomyślałam. Ale to chyba jednak nie to. My, Polacy, chyba po prostu lubimy pomagać, być użyteczni, potrzebni. Ja lubię tę naszą słowiańską duszę.

Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Teoretycznie po lekturze polonijnych grup dyskusyjnych można odnieść wrażenie, że bardziej to drugie. Jednak trzeba pamiętać, że internet eskaluje niektóre zachowania i pozwala na słowa, które w rzeczywistości nigdy by nie padły.
Osobiście mam niemal same pozytywne odczucia wobec norweskiej Polonii. Gdy raz poprosiłam w sieci o pomoc w holowaniu auta, od razu znaleźli się Polacy, którzy zajęli się tym za naprawdę symboliczną opłatą. Wiem, że dziewczyny, które działają w branży kosmetycznej mniej biorą od Polek niż od Norweżek. Wśród mam polskich dzieci czuć jedność, pomagamy sobie, radzimy. To sposób na okazanie polskiej solidarności, a czyny są przecież warte więcej niż słowa. Faktem jest jednak, że pewną solidarność wśród emigrantów wywołuje też fakt bycia w Norwegii obywatelem drugiej kategorii, co z kolei przekłada się na niechęć w stosunku do Nowegów.
Wspólny ,,wróg" łączy?
Trochę tak jest. Ludzie, którzy nigdy nie opuścili ojczyzny, mają często problem ze zrozumieniem w pełni dramatu i dylematów Polonii za granicą. Widzą tylko jej pozytywy. W ich oczach emigrantom się poszczęściło, udało im się poukładać sobie życie w lepszym, bogatszym świecie. Ale to jest jest tylko jedna strona medalu. Za każdą historią migracyjną leży masa wysiłku, wyrzeczeń, odważnych decyzji, problemów w rodzinie, dylematów często rozdzierających duszę. Ale przed wszystkim emigracja to wielka niekończąca się tęsknota. Te emocje trudno zrozumieć komuś, kto ich nie przeżył.
Dotyczy to również Polaków sprzed wielkiej fali?
Ci mieli nieco łatwiej i dziś są naprawdę dobrze zintegrowani – znają język, mają dobre posady, dobrze zarabiają i mają wielu przyjaciół różnych narodowości. Wówczas naszych rodaków nie było wielu, ich liczba nie rzucała się w oczy, łatwiej było o asymilację.
Są oczywiście tacy, którzy świetnie czują się w skandynawskim systemie, ale są też tacy którzy większość życia spędzili w Norwegii, a i tak coś ich uwiera. Żaliły mi się Polki, które mieszkają w Norwegii po 20 lat, że pomimo upływu lat wciąż nie są traktowane na równi z Norweżkami. Mimo że musiały zrzec się polskiego obywatelstwa, nie czują się jak w domu. One nie czują się więc ani z Polski, ani z Norwegii. Klasyczne uczucie wykorzenienia.
Ja jako imigrantka zawsze będę dla nich obywatelem drugiej kategorii. I to mimo tego, że Norwegowie są wyjątkowo politycznie poprawni.
Są różne typy imigrantów: niektórzy – odważniejsi – od razu stawiają wszystko na jedną kartę i jadą całą rodziną. Zazwyczaj jest ku temu jakiś bodziec, polecenie tego kraju przez kogoś z rodziny, praca załatwiona przez znajomego czy miejscowość, w której już mieszkają przyjaciele z Polski.
Ale często to mężczyźni, którzy zostawiają rodziny w Polsce i jadą do Norwegii zarabiać, nierzadko narażając na uszczerbek rodzinne więzi. Mieszkają w kilku w jednym mieszkaniu, starają się odłożyć jak najwięcej, przywożą ze sobą całe walizki jedzenia. Czasami trwa to długimi latami. Część z nich wraca do Polski z myślą ,,nigdy więcej emigracji", ale część zadzięcza temu okresowi późniejszy dobrobyt. Jeszcze inni w między czasie zauważają zalety mieszkania w Norwegii i oswajają się z wizją pozostania na stałe, a w rezultacie ściągają bliskich do siebie. Budują nową rzeczywistość, próbują odnaleźć się w nowym kraju, zbudować nić porozumienia z Norwegami. Ale...
...ale?
Przede wszystkim ja jako imigrantka zawsze będę dla nich obywatelem drugiej kategorii. I to mimo tego, że Norwegowie są wyjątkowo politycznie poprawni i niemalże nigdy nie okazują obcokrajowcom licznie zamieszkującym ich kraj pogardy lub braku szacunku. A jednak, gdzieś pod tą polityczną poprawnością, wyczuwa się dystans do obcego.
Pomimo tego na blogu nie ukrywasz swojej sympatii do Norwegii.
Bo poza drobnymi minusami, jest to po prostu fantastyczny kraj do życia. Fakt, jest drogi, a podatki są wysokie. Ale w zamian masz szansę na pracę z godnym wynagrodzeniem, ludzkimi godzinami pracy i czasem dla rodziny. Podatki też nie idą na marne – dzięki nim kraj dysponuje bogatym wachlarzem zasiłków, zniżek rodzinnych, odpisów. Bo państwo norweskie dba o swoich obywateli i oczywiście może sobie na to pozwolić.
To może Cię zainteresować
09-03-2018 19:06
2
0
Zgłoś
09-03-2018 19:01
0
-2
Zgłoś
07-03-2018 16:35
0
0
Zgłoś
06-03-2018 18:05
6
0
Zgłoś
06-03-2018 17:41
0
-1
Zgłoś
06-03-2018 17:03
6
0
Zgłoś
06-03-2018 16:48
5
0
Zgłoś
06-03-2018 16:47
7
0
Zgłoś
06-03-2018 15:32
3
0
Zgłoś