Na dalekiej północy odnaleźli szczęście. Wspólną przyszłość przekreślił tragiczny wypadek

Magda i Wojtek mieszkali w Norwegii od 14 lat i to właśnie to miejsce nazywali swoim domem. Magdalena Jesionowska / prywatne zdjęcia
Wszystko zawdzięczają przypadkowi
To właśnie kwestie finansowe były impulsem do wyjazdu za granicę. Zaczęło się od krótkich wyjazdów do Szwecji, Finlandii czy Norwegii. Rok spędzony w rozjazdach wystarczył, żeby poznać życie w innej rzeczywistości i podjąć decyzję o wyjeździe na stałe. Tym sposobem w 2005 zamieszkali na północy Norwegii – w miejscowości Alta.
Pierwsi „przecierali północne szlaki”
– Polska nie była raczej znanym państwem w Norwegii. Niektórzy, tu na północy, w ogóle nie wiedzieli, czym jest Polska. Myśleli, że jest to były kraj Związku Radzieckiego. Nawet na policji kazali nam przynieść wizy – opowiada.
Mimo wszystko Magda i Wojtek od razu zakochali się w tym niewielkim miasteczku. Pokochali przyrodę, spokój i ludzi, którzy okazali się pomocni, otwarci – inni niż na południu. Z czasem na północy pojawiło się też więcej Polaków, a sama Polska przestała być dla Norwegów tak nieznanym miejscem. To również dzięki nim mieszkańcy zaczęli zapoznawać się z polską kulturą, coraz lepiej rozumiejąc siebie nawzajem.
Pamiętam, jak byliśmy u Norwegów na Boże Narodzenie i pokazaliśmy im troszkę naszej tradycji. Przyszliśmy z opłatkiem, powiedzieliśmy, co to jest i co się z tym robi. Bardzo im się podobały nasze polskie tradycje – słuchali z otwartymi ustami, rozmarzeni, kiedy opowiadaliśmy o wszystkich naszych wierzeniach, tradycjach i zwyczajach.

Zawieszeni między dwoma światami
Podczas prawie piętnastu lat spędzonych wspólnie w Norwegii cały czas czuli jednak, że żyją jakby na granicy dwóch światów, zawieszeni między polską a norweską rzeczywistością.
– Ani się człowiek nie czuje Norwegiem, ani w stu procentach Polakiem, ponieważ od długiego czasu nie uczestniczy w życiu w Polsce. Zwłaszcza jeśli ktoś faktycznie tu mieszka i nie przyjeżdża do Polski często, a my robiliśmy to raz na rok, dwa, a nawet trzy lata. Człowiek zawsze czuje się gdzieś pośrodku – opowiada.
Nigdy jednak nawet nie rozważali możliwości przyjęcia norweskiego obywatelstwa, co zgodnie z prawem oznaczało zrzeknięcie się swojej dotychczasowej narodowości. Magda podkreśla, że – mimo że ułożyli sobie życie nad fiordami – zawsze byli dumni z tego, że są Polakami.
Chcieli pomagać
– Wiadomo, początki są ciężkie. Chcieliśmy stworzyć takie miejsce spotkań i przede wszystkim pomóc w odnalezieniu się w nowym kraju, nowej rzeczywistości. Żeby Polacy mieli gdzie się zwrócić po pomoc w załatwianiu podstawowych spraw typu numer personalny czy pozwolenie na pobyt.
Tak w 2010 roku powstał Den polske kongressen, który działał nieprzerwanie przez trzy lata. W tym czasie udało się wiele osiągnąć, co dawało im niezwykłą satysfakcję. Magda z dumą wspomina spotkanie informacyjne na temat rozliczeń podatkowych, które udało im się zorganizować dla norweskiej Polonii. Wydarzenie spotkało się z bardzo dużym odzewem – widać było, że Polacy potrzebowali w niektórych sprawach wyjaśnienia i wsparcia. Podkreśla też, że oprócz praktycznych informacji organizacja dawała także poczucie, że nie jest się samym. Wiele osób przyjeżdżało do Norwegii bez znajomości języka, zostawiając rodzinę w Polsce, dlatego spotkania z innymi Polakami dawały im wiarę w siebie i siłę, aby iść do przodu.
Na początku wszystko szło dobrze, jednak działalność Den polske kongressen zakończyła się po trzech latach. Przyczyn było kilka, jednak jako główny powód Magda podaje postawę Polaków, którzy z czasem przestali doceniać ogrom ich pracy, domagając się tylko efektów.
– Ludzie zaczęli nam wchodzić na głowę, dzwonili po nocach, czasem wyzywali, jakby to była nasza wina, że czegoś nie udało się załatwić. Większość czekała tylko na gotowe i traktowali organizację niestety jako swojego prywatnego tłumacza.
Wypadek, który przekreślił wspólną przyszłość
Na co dzień wspólnie korzystali też z natury dookoła i potrafili docenić jej piękno przez cały rok. Był to jeden ze sposobów, dzięki którym przetrwali na północy kraju tyle lat i nigdy nie mieli ochoty wrócić – ani do Polski, ani na południe. To tutaj zaplanowali też swój ślub, który miał odbyć się 13 czerwca, w 20 rocznicę ich związku.
Ich plany przekreślił jednak tragiczny wypadek. Wieczorem 29 kwietnia Wojtek wybrał się na krótką przejażdżkę motorem – chciał tylko rozgrzać silnik po zmianie oleju. Kiedy jego nieobecność się przedłużała, a Magda zobaczyła na moście mrugające światła policji i służb ratunkowych, poczuła, że coś jest nie tak. Na miejscu zobaczyła jego motor leżący w wodzie i trwającą nieopodal akcję reanimacyjną. Na początku liczyła na to, że wszystko będzie dobrze i skończy się na gipsie czy rehabilitacji. Kiedy jednak helikopter ratunkowy odleciał bez ciała jej partnera, wiedziała, co to oznacza.
Wciąż nie ma pewności, co dokładnie się wydarzyło. Najprawdopodobniej motor wpadł w poślizg na rozsypanym żwirze i na zakręcie spadł do morza z 7-metrowej skarpy.

Spoczął tam, gdzie był jego dom
Mimo tragicznych wydarzeń Magda nie wyobraża sobie wyjazdu z Alty, gdzie wspólnie budowali swój dom i ułożyli sobie życie. Tu też spoczęła urna z prochami Wojtka – na cmentarzu z widokiem na fiord, który tak bardzo pokochał.
To może Cię zainteresować
29-01-2020 08:54
0
-2
Zgłoś
10-08-2019 12:57
14
0
Zgłoś
09-08-2019 22:39
49
0
Zgłoś
09-08-2019 20:51
37
0
Zgłoś