Gunnar Sønsteby dowodził Oslogjengen.
wikimedia.commons/ Arnephoto/ https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.no
Do norweskich kin wszedł niedawno Nr 24, film o jednym z członków Gangu z Oslo, Gunnarze Sønstebym. Produkcja upamiętnia czołową postać norweskiego ruchu oporu II wojny światowej. Czego dokonał Sønsteby?
„Dziwna wojna”, mawiano początkowo na Zachodzie o początkach II wojny światowej. Co prawda 3 września 1939 Anglia i Francja, w reakcji na napaść Hitlera na Polskę, wypowiedziały Niemcom wojnę, ale, jak doskonale wiemy, de facto nie stanęły wtedy do walki. Trudno mówić o wspólnym, europejskim doświadczeniu II wojny światowej...
Wojna impulsem do rozwoju
Jak sprawy miały się w Norwegii? Naziści postrzegali Norwegów jako stojących nieporównanie wyżej na drabinie ras niż Żydzi czy Słowianie i z tego powodu relatywnie dobrze ich traktowali. Na poziomie ekonomicznym II wojnę światową można wręcz pod pewnymi względami postrzegać jako… impuls pobudzający rozwój gospodarczy kraju fiordów. Niemcy wybudowali w Norwegii 20 stałych lotnisk, 450 kilometrów torów kolejowych, uruchomili 210 kilometrów trakcji elektrycznej… W dodatku, jak piszą Grażyna i Krystyna Szelągowskie w książce Historia Norwegii XIX i XX wieku, w związku z gwałtownym wzrostem liczby ludności przez obecność setek tysięcy niemieckich żołnierzy „wytworzył się wielki rynek towarów i usług, z którego bezpośrednio korzystali norwescy producenci. Ogromne sumy kierowane były na wieś; do 1943 roku dochody rolników i rybaków potroiły się. Wojna przyczyniła się do zmniejszenia różnic ekonomicznych i cywilizacyjnych między miastem a wsią”.
Norwegom żyło się za okupacji nieporównanie lepiej niż Polakom (a o tym, jak dokładnie miała wyglądać przyszła, znazyfikowana Norwegia po zwycięstwie III Rzeszy można przeczytać tutaj:
Inne było tu codzienne życie niespecjalnie prześladowanej ludności cywilnej, inny był też ruch oporu. Właściwie… Niemców zaskoczyło, że w ogóle był. Przed napaścią na Norwegię w kwietniu 1940 roku hitlerowcy zakładali bowiem, że w obliczu zagrożenia norweski rząd zgodzi się na wszelkie niemieckie żądania.
Urlop na wojnę
Odmienność norweskiego i polskiego stosunku do walki (norweski pragmatyzm, który można by postawić w opozycji do polskiego romantyzmu) dobrze ilustruje anegdota opowiadająca o tym, w jaki sposób decyzję o dołączeniu do organizujących się walczących podjął Gunnar Sønsteby (1918-2012).
Działo się to tuż po tym, jak zobaczył triumfalny przemarsz wojsk niemieckich przez serce Oslo, Karl Johans gate: „Philip Hansteen był porucznikiem (...) i teraz zachęcał przyjaciół i znajomych do (...) szukania kontaktu z siłami norweskimi. Rozmawiałem o tym z moim przyjacielem Hermanem Hellandem i uznaliśmy, że jest tylko jedna możliwość: iść i walczyć. Typowe dla mentalności nieprzygotowanej na tę sytuację było to, że obaj zadaliśmy to samo pytanie: czy kierownik biura dałby nam na to wolne? Podszedłem do Thinna, głównego księgowego, i ostrożnie zapytałem, czy mogę iść. Na litość boską, po prostu idź! – brzmiała stanowcza odpowiedź”.
Zatopić, zniszczyć, wysadzić
Mimo tak niepozornych początków Gunnar Sønsteby wiele dokonał. Dowodził na przykład Oslogjengen (Gangiem z Oslo, kilkunastoosobową formacją będącą częścią pozostającej pod zwierzchnictwem Brytyjczyków kompanii Lingego). Oslogjengen przeprowadził szereg akcji sabotażowych. Wśród nich wymienić można między innymi: wysadzenie Biura Mobilizacji Pracy, głównych biur Norweskich Kolei Państwowych czy niemieckich silników lotniczych i innych części samolotów składowanych w magazynie w Oslo, zatopienie statku „Donau” i innych okrętów, zniszczenia w fabryce lokomotyw czy napad na Norges Bank, który zapewnił emigracyjnemu rządowi możliwość drukowania norweskich banknotów.
Członkowie Oslogjengen, w tym Gunnar Sønsteby, odegrali ważną rolę w momencie powrotu króla z uchodźstwa na obczyźnie.flickr.com/ Arbeiderpartiet/https://creativecommons.org/licenses/by-nd/2.0/
Do zadań Sønsteby’ego i innych członków Gangu z Oslo należała też likwidacja kolaborantów (a tych w Norwegii nie brakowało…). Jedną z takich akcji było usunięcie szefa kolaboracyjnych sił policyjnych, Karla Marthinsena. Zginął 8 lutego 1945 roku w wyniku ostrzelania jego auta z karabinu maszynowego (w odwecie niemieckie władze okupacyjne rozstrzelały potem 28 członków norweskiego ruchu oporu).
Również Sønsteby’ego dotknęła osobista tragedia – Gestapo aresztowało jego ojca i uwięziło w obozie koncentracyjnym w Grini. Sam Gunnar Sønsteby też zresztą został w czasie wojny zatrzymany i internowany – w 1942 roku, przez szwedzką policję, ale na szczęście udało mu się ukryć przed służbami swoją prawdziwą tożsamość.
Powrót króla
Członkowie Oslogjengen, w tym Gunnar Sønsteby, odegrali również ważną rolę w momencie triumfalnego powrotu króla z uchodźstwa na obczyźnie – Gang z Oslo został przydzielony do pełnienia wtedy funkcji osobistej ochrony rodziny królewskiej. I 7 czerwca 1945 roku wjechali wraz z Haakonem VII na ulice rozradowanej, wolnej stolicy...
A po wojnie? Dostał najwięcej odznaczeń państwowych spośród weteranów wojennych w Norwegii. Poza tym, poza prowadzeniem zwykłego życia zawodowego, dbał o pamięć o innych norweskich bohaterach. Często podkreślał na przykład wysiłki norweskich marynarzy floty handlowej, którzy, jak wielokrotnie powtarzał, byli jedynymi Norwegami, którzy zrobili coś naprawdę znaczącego dla alianckich wysiłków wojennych (a mimo to nie zostali sprawiedliwie nagrodzeni przez własne państwo, o czym można przeczytać tutaj:
Dziś w Oslo stoi pomnik Stønsteby’ego. Naprawdę zaskakujący. Bardzo skromny, niepozorny, nieepatujący tragizmem.
Pomnik Gunnara Stønsteby’ego w Oslo.wikimedia.commons/ Hsq7278/ https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0/
Złośliwi powiedzieliby, że to dlatego, że zbyt wiele tragizmu nie było. Dokonania norweskiego ruchu oporu nie wydają się szczególnie spektakularne. Jednak nie powinno się tego kwitować drwiącymi uwagami o braku woli walki i odwagi. Trzeba brać pod uwagę lokalny kontekst. Na przykład konsekwencje tego, że nad fiordami los ludności cywilnej był inny niż w Polsce.
Szelągowkie piszą: „Stawiano sobie pytanie, czy korzyści z różnych akcji sabotażowych, nie mówiąc o walkach partyzanckich, będą współmierne do kosztów. (…) W okupowanej Polsce społeczeństwo z zasady było narażone na najgorsze represje, niezależnie od akcji podziemia. W Norwegii było inaczej. Posłuszeństwo władzy wystarczyło, by żyć bez większego zagrożenia”. Norwegowie mogli więc się wahać…
Szef „gangu” na ekranach
A jak to wszystko pokazuje Nr 24, który właśnie wszedł do kin? Niestety nie do końca rzetelnie. Twórcy filmu przedstawiają historię Gunnara Stønsteby’ego w formie brawurowej opowieści o zwykłym norweskim dwudziestoparoletnim chłopaku, który zostaje perfekcyjnym szpiegiem. To sprawnie zrobiona, lecz jednocześnie mało oryginalna sensacyjna produkcja typu hollywoodzkiego. Jak od sztancy (na co zwrócili uwagę niektórzy norwescy krytycy, nazywając film jednostronnym czy nierównym). Film nie pokazuje niuansów norweskiego kontekstu, czyli mimo wszystko dość nieuciążliwej okupacji (choć trudno też się tego po Norwegach spodziewać – przecież postrzegamy najczęściej historie naszych narodów z wewnętrznego, a nie zewnętrznego punktu widzenia, nie porównujemy dokładnie naszej sytuacji z sytuacją kogoś innego…).
Nr. 24 | Filmen om Gunnar Sønsteby | Offisiell trailer | På kino 30. oktober
Norweski widz nie uzna za nic niezwykłego, że Gunnar Sønntseby mógł przez dziesiątki lat po wojnie odwiedzać norweskie szkoły z prelekcjami o demokracji i wolności. W filmie wykreowano możliwe, interesujące konsekwencje takich spotkań, zderzenie pokoleń, pokolenia wojennego i o ponad pół wieku młodszego pokolenia pamiętającego już tylko wiek XXI, pokolenia o zupełnie innych doświadczeniach życiowych i odmiennej wrażliwości. Podczas prelekcji uczennica atakuje Stønsteby’ego za zabicie kogoś z jej rodziny. Za zabicie kolaboranta.
Stønsteby mógł odwiedzać szkoły, bo przeżył wojnę jak prawie wszyscy członkowie Gangu z Oslo. Tymczasem o dalszym losie polskich bohaterów wojennych do dziś zaludniających naszą masową wyobraźnię, takich jak na przykład główni bohaterowie Kamieni na szaniec, „Rudy”, „Alek” i „Zośka” – możemy najczęściej tylko pofantazjować. Tak, jak robi to Szymborska w wierszu poświęconym Krzysztofowi Kamilowi Baczyńskiemu.
Czy gdyby przeżyli, odpowiadaliby na podobne pytania zadawane przez polską młodzież?
Źródła: Książka: Grażyna Szelągowska, Krystyna Szelągowska, „Historia Norwegii XIX i XX wieku”, Store Norske Leksikon, khrono.no, YouTube, wywrota.pl. NRK, VG
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.