Budynek norweskiego parlamentu w Oslo w okupowanej przez Niemców Norwegii podczas II wojny światowej, z flagą ze swastyką nazistowskich Niemiec.
wikimedia.commons/ Henriksen & Steen/ National Library of Norway/ https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0/deed.en
Przylatujesz do Norwegii. Lądujesz w Oslo na lotnisku Gardermoen. Czy wiesz, że na tym miejscu ciąży ukryte, nazistowskie piętno? Gardermoen stało się tym, czym jest dzisiaj – dużym lotniskiem międzynarodowym – dzięki decyzjom Luftwaffe oraz katorżniczej pracy przymusowej jeńców wojennych. Gdzie jeszcze w norweskiej infrastrukturze kryją się „prezenty” od Niemców? I o jakiej Norwegii marzył Hitler?
Norwegia była jedynym okupowanym krajem, w który naziści włożyli więcej pieniędzy niż dzięki niemu uzyskali. Jak to się stało? Pisze o tym Despina Stratigakos, autorka książki Północna utopia Hitlera. Budowa nowego porządku w okupowanej Norwegii.
Norwegowie, rasowy ideał
Otóż ma to związek z ambiwalentnym stosunkiem nazistów do Norwegii i Norwegów, w którym poczucie wyższości łączyło się z… podziwem, przynajmniej na poziomie ideowym. Naziści uważali Norwegów za naród rasowo nadrzędny wobec Niemców, najbliższy pradawnym Germanom, najmniej skażony domieszkami „obcej” krwi. Zazdrościli im pochodzenia od wikingów.
Wobec tego do pewnego stopnia szanowali norweską kulturę, choć przejawiało się to w sposób niewiele mający wspólnego z prawdziwym szacunkiem, tak jak na przykład wtedy, gdy Niemcy najpierw zniszczyli norweskie miasta, a potem chcieli je odbudowywać… we współpracy z norweskimi architektami, by ci ostatni mieli w tej kwestii coś do powiedzenia. Decydujący głos miał jednak zawsze należeć do Niemców. Norweskich specjalistów zabierano na wycieczki do Niemiec, by to z tamtejszego budownictwa czerpali inspiracje. Niemcy lubili też doszukiwać się (realnych, naciąganych lub kompletnie absurdalnych) wpływów swojej kultury, w tym architektury, na Północ.
Norwegowie: lepsi i gorsi jednocześnie
Naziści traktowali Norwegię jak jednocześnie starszego i młodszego brata. Starszego w wikińskości, wyposażonego w „lepsze” geny, ale i młodszego, bo krnąbrnego, nieświadomego swoich prawdziwych potrzeb, za jakie Niemcy uważali podporządkowanie się im samym w ramach germańskiej, narodowosocjalistycznej wspólnoty. A na tej wspólnocie bardzo Hitlerowi zależało. Jego zainteresowanie Norwegią było tak silne, że prowadziło do wielu nieracjonalnych decyzji. Liczyła się przede wszystkim wizja, dużo mniej chodziło o praktyczny cel.
Hitler wróci w dogodnym czasie
Być może w szczegółach zaczęło się to powoli kształtować już w 1934 roku, gdy führer za swój pierwszy cel wyjazdu zagranicznego po objęciu stanowiska kanclerza Niemiec wybrał właśnie kraj fiordów? Gazeta Bergens Tidende pisała wówczas: „potężna natura fiordów zachodniej Norwegii do głębi poruszyła führera i jego świtę, a kanclerz Rzeszy najwyraźniej chciał powtórzyć tę wizytę w dogodnym dla siebie czasie?”.
Rzeczywiście, Niemcy wrócili na Północ w dogodnym dla siebie czasie – w dniu inwazji na Norwegię, 9 kwietnia 1940 roku. Hitler napadł na ten kraj, a mimo to oczekiwał, że reakcją na ten czyn nie będzie wrogość. Gdy Josef Terboven został Komisarzem Rzeszy w Norwegii, wódz powiedział: „Sprawisz mi największą radość, jeśli uczynisz tych ludzi naszymi przyjaciółmi”. Jak w norweskim krajobrazie odbijała się ta „przyjaźń”?
Norweska utopia Hitlera
Duża część niemieckich inwestycji w Norwegii miała charakter obronny, pragmatyczny – budowano na przykład potężne umocnienia wzdłuż wybrzeża, bo bano się ataku ze strony aliantów. Jednak niektóre pomysły uznać należy bardziej za świadectwo niemiecko-norweskiej, jednostronnej (pomijając m.in. Vidkuna Quislinga i jego partię Nasjonal Samling), przesiąkniętej paternalizmem pseudoprzyjaźni i podziwu wobec wspólnych korzeni obu germańskich narodów. Norwegia dostarczała scenerii, w której Hitler chciał zrealizować swoją rasową utopię.
Trondheim na bis
Doskonałym obiektem jej realizacji miało być zbudowane od podstaw obok dotychczas istniejącego miasto „Nowe Trondheim” (w niemieckich dokumentach występujące czasem po prostu pod nazwą „Trondheim”). Miasto tylko dla Niemców, ale takie, w którym Niemcy mogliby czuć swoje północne korzenie. Z pewnością miał je wtedy w Norwegii kto zapuszczać. Kraj ten liczył sobie wówczas zaledwie 3 miliony mieszkańców. Tymczasem w szczytowym momencie Niemców, wojskowych i cywilów, przebywało w nim 450 tysięcy. Nowe Trondheim miało pomieścić trochę mniej, bo 300 tysięcy osób, ale i tak ówcześnie byłoby największym miastem Norwegii. Obok nowego miasta miała zaś powstać gigantyczna baza marynarki wojennej. Nowe Trondheim miałoby być, oczywiście, piękne i wygodne do życia. Budynki najwyżej trzypiętrowe, rozległe tereny zielone, stadion, baseny, opera, galeria obrazów… i Hitler w ramach mecenasa kultury pod znakiem swastyki.
Norwescy ochotnicy z SS Norwegia (Germanske SS Norge) maszerują na placu Slottsplassen w Oslo w okupowanej przez Niemców Norwegii podczas II wojny światowej. Data: sobota, 3 czerwca 1944 r.wikimedia.commons/NTB/https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0/deed.en
Nowe znaczy lepsze
A właściwie dlaczego „Nowe Trondheim”? Dlaczego użyto tej nazwy i chciano zbudować nowy ośrodek zamiast nazwać go inaczej lub przebudować na swoją modłę pierwotne Trondheim (pomińmy tu aspekt praktyczny, czyli to, że planowana olbrzymia baza morska by się w pobliżu „Starego Trondheim” zwyczajnie nie zmieściła)? Niemcy uważali Trondheim za najautentyczniejsze z norweskich miast. To w Trondheim stała przecież katedra Nidarosdomen, świadkini średniowiecznej potęgi Norwegii. Niemcy często przeciwstawiali Trondheim „zepsutemu kulturą amerykańską i żydowską” Oslo.
Najwyraźniej jednak przejęcie „oryginalnego” Trondheim im nie wystarczało. Niemcy nie chcieli zadowolić się „prawdziwym” Trondheim. Potrzebowali konstruktu wyobrażonego, w pełni swojego, zbudowanego od pierwszej cegły, niemieckiego Trondheim. Nazwa „Nowe Trondheim” „miała oznaczać, że wysławiana niegdyś stolica wikingów i królów, teraz senna mieścina, odrodzi się na nowo w ramach nazistowskiego imperium” – komentuje Stratigakos. Nowe, wspaniałe miasto miało kojarzyć się z aryjskim dziedzictwem, ale stanowić jednocześnie środek odseparowania się od – wedle niemieckich eugeników – najbardziej aryjskich z aryjskich przecież Norwegów…
Nowoczesne piękno szosy
Północna utopia wodza to jednak nie tylko miasta, ale też i to, co je łączy. Obok Nowego Trondheim idée fixe Hitlera były też drogi i indywidualny transport samochodowy. Za czasów okupacji zbudowano w Norwegii wiele odcinków dróg, których budowę przedwojenny norweski rząd zaniedbał. Hitler za to bezwzględnie stawiał na drogi, nie licząc się z kosztami i piętrzącymi się trudnościami, o które w górzystym, zimnym kraju naprawdę nietrudno. W drogach często nie chodziło przy tym o walory praktyczne, lecz – znów – o idee. Po pierwsze: o ideę połączenia przyszłego wielkiego niemieckiego imperium, w obrębie którego wszystkie drogi, wzorem antycznego Rzymu, miały prowadzić do Berlina. Po drugie: ideę nadążania za pędem nowoczesności, którą wówczas symbolizowało auto. Po trzecie: idee estetyczne. Niemieccy kierowcy (na przykład turyści zwiedzający znacznie powiększoną w wyniku inwazji Tysiącletnią Rzeszę) przemierzający Norwegię mieli podziwiać pełne dramatycznego piękna krajobrazy.
Czasem zdarzało się nawet, że estetykę przedkładano nad bezpieczeństwo i trasy prowadzono tak, by były z nich jak najlepsze widoki, a nie tak, by unikać ryzyka wypadków. Nie zawsze przy rozwoju infrastruktury chodziło zatem o wymierne cele, takie jak między innymi możliwość szybkiego pozyskiwania cennych surowców i transportowania ich wygodnie do Niemiec. Czasem skupiano się po prostu na podziwianiu surowego piękna krajobrazów zamieszkiwanych przez najczystszą rasę aryjską.
Niemcy często przeciwstawiali Trondheim „zepsutemu kulturą amerykańską i żydowską” Oslo. Anders Beer Wilse/Galleri Nor /public domain
Ekspres polarny
Podobnym brakiem trzeźwej oceny sytuacji, która musiała ustąpić śmiałej wizji, Hitler wykazał się przy planowaniu budowy polarnej linii kolejowej, potrzebnej mu w celach militarnych. Tory miały połączyć Mo i Rana z Kirkenes, najdalej położonymi na północny wschód zakątkami kraju. To przedsięwzięcie zajęłoby wiele lat, niemniej dyktator upierał się, że wystarczy 18 miesięcy, a także żądał kontynuowania budowy nawet po tym, jak niemieckie wojska zaczęły wycofywać się z północy Norwegii. Przed wojną rząd norweski nie zdecydował się na budowę kolei w tamtym regionie, bo była nieopłacalna (transport morski, choć wolniejszy, oceniano jako znacznie lepszy). A dziś? Dziś również kolej nie sięga Kirkenes. Najdalej położonym na północ miejscem, do którego można w Norwegii dojechać pociągiem, jest Bodø.
Norwegia, niemiecki plac budowy
Niemcy budowlany rozmach mieli w Norwegii większy niż sami Norwegowie. Jak pisze Stratigakos, „sporządzona w Londynie przez wywiad wojskowy Norweskich Sił Zbrojnych mapa głównych przedsięwzięć budowlanych na terenie Norwegii w 1942 i 1943 roku pokazuje, że kraj – z góry na dół – został zamieniony w wielki plac budowy”.
Lotniska, linie kolejowe, tunele, porty, autostrady, elektrownie, zakłady przetwórstwa ryb, huty aluminium, czy wreszcie plany urbanistyczne kilkudziesięciu miast (te ostatnie po części wcielone w życie już po wojnie przez samych Norwegów, bo w obliczu rozpoczęcia podczas okupacji niektórych prac skorzystanie z istniejących planów było w czasie powojennej odbudowy najprostszym z rozwiązań). To wszystko, zwłaszcza na północy Norwegii, tworzyli Niemcy (choć oczywiście przeważnie nie swoimi rękami, lecz nadludzkim wysiłkiem robotników przymusowych i jeńców wojennych, głównie z ZSRR, Jugosławii i Polski, z których kilkanaście tysięcy zmarło z wycieńczenia). Choć wycofując się znad fiordów w 1945 roku, stosowali taktykę spalonej ziemi i dużo z nowo powstałej infrastruktury zniszczyli, to w sumie jednak sporo z tego wszystkiego zostało. Nawet do dziś. W norweski krajobraz wtopiły się (słabo już dziś rozpoznawalne jako obce) elementy o bardzo mrocznej przeszłości.
Kto wie, może niekiedy jakiś czas po ruszeniu z Gardermoen w tym czy owym sennym miasteczku nieświadomie popijamy kawę lub nocujemy w budynku zbudowanym jako „dom żołnierza”, gdzie Niemcy odpoczywali po kolejnym ciężkim, zbrodniczym dniu?
Źródło: książka: Despina Stratigakos, „Północna utopia Hitlera. Budowa nowego porządku w okupowanej Norwegii”
30-06-2024 09:28
7
0
Zgłoś