W Polsce, nawet w tym rejonie w którym obecnie mieszkam jest praca, za 1350 netto. W najgorszym wypadku nawet do takiej pojde, a na razie, wolę poszukać takiej pracy, gdzie odprowadzane składki emerytalne po osiągnięciu przeze mnie wieku emerytalnego nie będą składać się na głodową emeryturę. Mam swój pułap poniżej którego nie chciałbym schodzić. Poza tym elektryków papraków jest cała masa. A ja nie jestem paprakiem. Cenię siebie, swoją robotę, fach, i chciałbym być adekwatnie opłacony. Tych obowiązków i pensji nie mamy prawa porównywać do obowiązków kasjerki w Biedronce, która oprócz kasowania na kasie roznosi psie chrupki po półkach. Drugim faktem jest to, że chodząc na rozmowy kwalifikacyjne słyszę jedno: firma bogata, dobrze prosperuje, generuje obroty, zaczyna się liczyć na rynku, bla bla, a jak zaczyna się rozmowa o pensji to następuje zwrot: firma mała, pracowników dużo, rząd niedobry, wysokie składki, jesteśmy na dorobku. Dobrze że ma pan G1 do 30kV, G2 i G3, samochód, mierniki, szkolenia i certyfikaty, ale więcej jak 1800 to panu nie damy... Jest jeden podstawowy trend - chęć wyzysku, wyfrajerowania pracownika żeby generować produkty o wysokich cenach przy najniższych nakładach. A ja się nie chcę dać wyfrajerować, chociaż im dłużej szukam, tym bardziej jestem zdesperowany. Widzicie, ja nie chcę zasiłków, nie chcę żeby mi ktoś pomagał, chcę po prostu zarobić uczciwe pieniądze, odpowiednie dla moich umiejętności i doswiadczenia. Takie proste a takie trudne.
8 Lat, 2 Miesięcy temu