Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Rozlicz podatek za 2023

Aktualności

Z miłości do… strajków. Ale na norweskich protestach rzadko ujrzysz Polaka

Hanna Jelec

06 lipca 2018 14:47

Udostępnij
na Facebooku
3
Z miłości do… strajków. Ale na norweskich protestach rzadko ujrzysz Polaka

Mimo że Norwegowie nie mogą wyobrazić sobie pracy bez związków zawodowych, organizacje nie cieszą się dużą popularnością wśród obcokrajowców. MN

Opóźnione pociągi, odwołane loty, brakujący personel w przychodniach. O protestach pracowniczych mówi się w tym roku już w niemal każdej branży. Mimo to na strajkach w kraju fiordów rzadko kiedy widać Polaków. Norwegowie, którzy przynależność do organizujących strajki „związków” mają we krwi, dziwią się niechęci polskich pracowników do związkowców. Zupełnie inny stosunek do norweskich protestów i organizacji pracowniczych prezentują jednak polscy internauci.
Przynależność do związków zawodowych to dla norweskich pracowników „rzecz święta”. Do najbardziej popularnych organizacji pracowniczych: Norweskich Związków Zawodowcy (LO), Konfederacji Związków Zawodowych (YS) oraz Konfederacji Pracodawców (NHO) należy ogromna część norweskiego społeczeństwa.

Te dane nie dotyczą jednak polskich pracowników. Według zajmującej się tematem związków zawodowych dr Tatanyi Valland z Uniwersytetu w Oslo, Polacy – mimo tradycji „solidarnościowych” – podchodzą do norweskich organizacji dużo ostrożniej. Przyczyn jest sporo: od niepewności związanej z inną kulturą pracy, aż po inny język, prawo i… nieufność wobec norweskich współpracowników.

Związki to „norweska tradycja”?

Tatanya Valland podkreśla, że sytuację związkowców związaną z odmiennymi narodowościami świetnie obrazują najświeższe dane statystyczne LO. Według prezentowanych przez Norweżkę informacji, do związków zawodowych należy znakomita większość norweskich pracowników. Przykładowo, jeśli chodzi o sektor publiczny, jest to aż 80 proc. zatrudnionych.

Valland tłumaczy to „norweską tradycją” – związki są obecne w Norwegii od dziesiątek lat, a popularność LO i YS w środowisku pracy z roku na rok rośnie w siłę. Oprócz tego w kraju fiordów działają dziesiątki organizacji zrzeszających poszczególnych branżowców – lekarzy, księgarzy, artystów i wielu innych.

Norwegowie zauważają, że o popularność organizacji dbają także marketingowcy z poszczególnych organizacji – na norweskich ulicach nie brakuje reklam zachęcających do zapisania się np. do LO. W czasie przerwy wakacyjnej wiele miejsc pracy patrolują również oddziały związkowych „młodzieżówek”. Reprezentanci LO rozmawiają wtedy z pracownikami, uświadamiając ich w kwestiach prawnych i upewniają się, że warunki pracy są dla nich odpowiednie.

„50 proc. niezrzeszonych – głównie obcokrajowcy”

Do związków zawodowych dużo bardziej sceptycznie podchodzą cudzoziemcy. Patrol młodzieżówki LO przywołuje przykład placu budowy w Oslo. Podczas lipcowej wizyty okazało się, że na 400 pracowników z 25 różnych krajów, do związków należy tu 50 proc. budowlańców. Niemal wszyscy pochodzili z Norwegii.

Tatanya Valland zauważa, że sceptycyzm cudzoziemców najczęściej wynika z sytuacji politycznej i kontekstu historycznego w ojczyźnie. Ciekawym przypadkiem są jednak Polacy – choć w Norwegii są nas setki tysięcy, związków unikamy jak ognia. Valland wyjaśnia, że oczywiście zdarzają się przypadki, gdy wśród strajkujących wraz z LO znajdowali się także rodacy, jednak nie jest to częsta sytuacja.

Norweżka zauważa, że w Polsce – mimo naszych „solidarnościowych” tradycji – do związków zawodowych należy tylko 13 proc. pracowników. Valland tłumaczy to mniejszym wpływem państwa i związków na relacje pomiędzy pracownikiem a pracodawcą. Co ciekawe, tendencja z roku na rok jest coraz bardziej spadkowa.

Albo spokój, albo strajk

Podczas wykładu dotyczącego związków zawodowych Valland zadaje publiczności proste pytanie: „Dlaczego szef w Norwegii jest przyjazny pracownikom?”. Twierdzi, że odpowiedź jest prosta – „bo musi”. Długoletnie tradycje związkowców i strajki, o których z miesiąca na miesiąc jest w kraju fiordów coraz głośniej, sprawiają, że norwescy pracodawcy bardzo ostrożnie podchodzą do kontaktów z podwładnymi. Norweżka podkreśla, że sam odpowiednik polskiego słowa „podwładny” jest tu używany bardzo rzadko. W przeciwieństwie do Szwecji czy Polski, w Norwegii szef będzie nazywał zatrudnionego „współpracownikiem”.

Dystans pomiędzy szefem i ekipą pracowniczą – choć zawsze będzie istniał – wydaje się być tu znacznie mniejszy. Norwegowie lubią tłumaczyć ten stan rzeczy obowiązującymi w miejscu pracy „norweskimi tradycjami” i „narodową kulturą pracy”. Naukowcy mówią natomiast o „gwarancji bezpieczeństwa” – wspólnie zjedzonym obiedzie, wypitej kawie i pozytywnym nastawieniu jako widocznym równouprawnieniu i szacunku, które zapewnią pracodawcy „względny spokój”.

Norweskie tradycje czy cwaniactwo?

Do sprawy zupełnie inaczej podchodzą zatrudnieni w Norwegii polscy pracownicy. Wielu z nich mówi o „związkowcach” jako o „karierowiczach”. Według sceptyków, związki zawodowe obejmują ochroną tylko tych, których chcą akurat „wylansować”. Niezadowoleni ze swojej sytuacji pracownicy często piszą na stronach i forach internetowych o sytuacjach, w których związki nie były w stanie im pomóc.

Wielu przyznaje też, że cała idea wydaje im się niejasna. Niektórzy internauci podkreślają, że związki – mimo wiedzy o tysiącach pracujących w kraju cudzoziemców – nastawiają się tylko i wyłącznie na Norwegów i to właśnie do nich mają przemówić wszelkie działania reklamujących organizację marketingowców.
Czy należysz do związków zawodowych?
Tak
52.8%
Nie
24.8%
Zastanawiam się nad tym
12.8%
Nigdy nie chciałbym należeć do związków
9.6%
łącznie głosów: 125
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Strajkowalem w Norwegii tylko raz, w ramach Fagforbundet. Codziennie chodzilem na zbiorki lub dyzury przed drzwiami budynkow bedacymi siedzibami naszej firmy, i to tyle obowiazkow. Szef firmy na poczatku oswiadczyl, ze popiera nasz protest. Zomowcy nie przyszli, strachu nie bylo.
Polacy najczesciej moga sie zapisywac do Fellesforbundet, ktory jako reprezentujacy sektor prywatny nie ma sily przebicia i rzadko strajkuje.
Zwiazki zawodowe nie sa idealne, ale bez nich pracodawcy robiliby z nami co by chcieli. Warto sie zapisywac, skladki trzeba placic ale czesciowo je sie odzyskuje w ramach rozmaitych ulg i dofinansowan.
Pozdrawiam.

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok