Z miłości do… strajków. Ale na norweskich protestach rzadko ujrzysz Polaka
Mimo że Norwegowie nie mogą wyobrazić sobie pracy bez związków zawodowych, organizacje nie cieszą się dużą popularnością wśród obcokrajowców. MN
Te dane nie dotyczą jednak polskich pracowników. Według zajmującej się tematem związków zawodowych dr Tatanyi Valland z Uniwersytetu w Oslo, Polacy – mimo tradycji „solidarnościowych” – podchodzą do norweskich organizacji dużo ostrożniej. Przyczyn jest sporo: od niepewności związanej z inną kulturą pracy, aż po inny język, prawo i… nieufność wobec norweskich współpracowników.
Związki to „norweska tradycja”?
Valland tłumaczy to „norweską tradycją” – związki są obecne w Norwegii od dziesiątek lat, a popularność LO i YS w środowisku pracy z roku na rok rośnie w siłę. Oprócz tego w kraju fiordów działają dziesiątki organizacji zrzeszających poszczególnych branżowców – lekarzy, księgarzy, artystów i wielu innych.
Norwegowie zauważają, że o popularność organizacji dbają także marketingowcy z poszczególnych organizacji – na norweskich ulicach nie brakuje reklam zachęcających do zapisania się np. do LO. W czasie przerwy wakacyjnej wiele miejsc pracy patrolują również oddziały związkowych „młodzieżówek”. Reprezentanci LO rozmawiają wtedy z pracownikami, uświadamiając ich w kwestiach prawnych i upewniają się, że warunki pracy są dla nich odpowiednie.
„50 proc. niezrzeszonych – głównie obcokrajowcy”
Tatanya Valland zauważa, że sceptycyzm cudzoziemców najczęściej wynika z sytuacji politycznej i kontekstu historycznego w ojczyźnie. Ciekawym przypadkiem są jednak Polacy – choć w Norwegii są nas setki tysięcy, związków unikamy jak ognia. Valland wyjaśnia, że oczywiście zdarzają się przypadki, gdy wśród strajkujących wraz z LO znajdowali się także rodacy, jednak nie jest to częsta sytuacja.
Norweżka zauważa, że w Polsce – mimo naszych „solidarnościowych” tradycji – do związków zawodowych należy tylko 13 proc. pracowników. Valland tłumaczy to mniejszym wpływem państwa i związków na relacje pomiędzy pracownikiem a pracodawcą. Co ciekawe, tendencja z roku na rok jest coraz bardziej spadkowa.
Albo spokój, albo strajk
Dystans pomiędzy szefem i ekipą pracowniczą – choć zawsze będzie istniał – wydaje się być tu znacznie mniejszy. Norwegowie lubią tłumaczyć ten stan rzeczy obowiązującymi w miejscu pracy „norweskimi tradycjami” i „narodową kulturą pracy”. Naukowcy mówią natomiast o „gwarancji bezpieczeństwa” – wspólnie zjedzonym obiedzie, wypitej kawie i pozytywnym nastawieniu jako widocznym równouprawnieniu i szacunku, które zapewnią pracodawcy „względny spokój”.
Norweskie tradycje czy cwaniactwo?
Wielu przyznaje też, że cała idea wydaje im się niejasna. Niektórzy internauci podkreślają, że związki – mimo wiedzy o tysiącach pracujących w kraju cudzoziemców – nastawiają się tylko i wyłącznie na Norwegów i to właśnie do nich mają przemówić wszelkie działania reklamujących organizację marketingowców.
To może Cię zainteresować
07-07-2018 18:26
5
0
Zgłoś