Założyli polskie bistro, bo… urodziło im się chore dziecko. Norweski pracodawca nie chciał pomóc

Po kilku miesiącach od swojej premiery bistro zaczyna nabierać docelowego kształtu. .archiwum prywatne
– Gdy spodziewałam się drugiego dziecka, ciąża nie przebiegała wzorowo, ale niepokojące objawy zostały zbagatelizowane przez lekarza. Po porodzie okazało się, że nasza córka ma podziurawione serce. Krew zamiast do ciała, płynie do płuc. To z kolei może doprowadzić do niewydolności płucnej, a w rezultacie do śmierci – wyjaśnia Angelika.
Nieprzespane noce
Czasami rodzice nie przesypiają nocy, bo córka sinieje i ma problemy z oddychaniem. Muszą wówczas czuwać na przemian. Dotąd dziewczynka przechodziła też liczne zabiegi i badania, a zawiadomienie o konieczności stawienia się w szpitalu w Oslo przychodziło czasami z dnia na dzień. Sytuacja Polaków nie znalazła zrozumienia u norweskiego pracodawcy, u którego oboje pracowali. Gdy zaczęli domagać się swoich praw, spotkało ich wiele nieprzyjemności.
– Usłyszeliśmy, że to nie jest przedszkole, tylko produkcja – wspomina Angelika. – Szef groził, że jeśli jeszcze raz weźmiemy zwolnienie lekarskie, stracimy pracę. Robiono wszystko, by się nas pozbyć i psychicznie zniechęcić do pracy. Problem był nawet z wzięciem urlopu. W zasadzie nigdy nie otrzymaliśmy zgody, żeby wziąć wolne w wybranym terminie. U męża wynajdywano najróżniejsze błędy, by móc obniżyć mu wynagrodzenie. Na tym polu zawiódł nas nie tyle system, co brak ludzkiej empatii.
Długo myśleli, co robić, lawirując na granicy wytrzymałości psychicznej. Miotani obawą o utratę zatrudnienia i troską o dzieci zdecydowali: etat to wygodna opcja, ale nie jest dla nich.
– Zdecydowaliśmy, że praca w pełnym wymiarze godzin jest praktycznie niemożliwa i wiąże się ze zbyt silnym stresem. Odbijała się na naszej rodzinie i małżeństwie. Zwłaszcza mąż bardzo się stresował. Musieliśmy działać – opowiada Polka.
Pomimo doświadczeń z pierwszej pracy, lubimy mieszkać w Norwegii i szanujemy Norwegów, bo przez te pięć lat spotkaliśmy wielu pomocnych ludzi. Uczymy się języka i chcemy się integrować, ale jednocześnie celebrować polskość.
Miejsce dla Polaków
– Wiedziałam, że wiąże się to z ciężką pracą, ale daje też więcej swobody, a elastyczny grafik jest dla mnie podstawą – przyznaje Angelika. – Cieszę się, że możemy tworzyć miejsce przyjazne Polakom, z domową kuchnią, niewygórowanymi cenami i rodzinną atmosferą.
Po kilku miesiącach od swojej premiery miejsce zaczyna nabierać docelowego kształtu i już teraz cieszy się zainteresowaniem norweskiej Polonii. Króluje głównie kuchnia polska, ale właściciele odchodzą od ciężkich potraw na rzecz ich lżejszych wersji. Stawiają na świeżość i sezonowość potraw. Starają się dbać o różnorodność oferty, organizują koncerty i wydarzenia polonijne, także dla rodzin. Wszystko w języku polskim.
– Jesteśmy nastawieni na rodziny, lubimy rozmawiać z klientami i wychodzić naprzeciw ich potrzebom. Tworzymy głównie dla Polaków, bo mamy wrażenie, że potrzebują miejsca, w którym mogą czuć się jak u siebie. Zdarza się, że poznają się dopiero u nas, choć przez kilka lat mieszkali na tej samej ulicy – mówi ze śmiechem właścicielka.
I dodaje: – Nie planujemy wielkich ekspansji, chcemy spokojnie żyć, mieć satysfakcję z pracy i czas dla dzieci. Pomimo doświadczeń z pierwszej pracy, lubimy mieszkać w Norwegii i szanujemy Norwegów, bo przez te pięć lat spotkaliśmy wielu pomocnych ludzi. Uczymy się języka i chcemy się integrować, ale jednocześnie celebrować polskość. Na to wszystko pozwala nam bistro i mam nadzieję, że z czasem stanie się miejscem regularnie odwiedzanym przez naszych gości.
To może Cię zainteresować
13-04-2018 07:03
17
0
Zgłoś
12-04-2018 20:09
65
0
Zgłoś