#PolakPotrafi: Otworzył polską restaurację w centrum Oslo. ,,Każdy klient jest jak Magda Gessler"

Restauracja ,,U MAMY" działa od zaledwie kilku tygodni, ale już przyciąga tłumy. fot. U MAMY
– Póki co przeżyliśmy kilka weekendów, w czasie których obłożenie lokalu sięgnęło zenitu – przyjaznaje Sławek Michalak, właściciel i pomysłodawca. – Na otwarciu było ciasno, przyjęliśmy prawie sto osób. Niestety nie mogliśmy zaprosić wszystkich. Podobnie kolejnego dnia. Od rana do wieczora lokal pękał w szwach, nie mogliśmy wpuścić nikogo, kto nie miał rezerwacji. Wydawało nam się, że to dużo, ale w kolejne weekendy chętnych było jeszcze więcej! Wniosek z tego, że Polacy w Oslo naprawdę tęsknią za polską kuchnią.
Szaleńcze tempo
Kilka miesięcy temu przejął kawiarnię w Oslo. To tam uczył się podejścia do klienta i funkcjonowania w biznesie. Od podszewki poznał mechanizmy niezbędne do funkcjonowania własnego lokalu, bo spędzał w nim nawet po 18 godzin na dobę. Ciężka praca nie zniechęciła go, a jedynie rozbudziła apetyt na więcej. Już wtedy zaczął planować powstanie „U MAMY”. Gdy przy okazji wizyty w Polsce odwiedził jedną z dwóch warszawskich restauracji oznaczonych gwiazdką Michelin, uznał, że podobny koncept - ekskluzywnej polskiej kuchni bazującej na domowych smakach – dobrze sprawdziłby się w Norwegii.
W „U MAMY” testuje na razie mniej zaawansowaną opcję, serwując po prostu dobre, polskie, domowe jedzenie, które Polakom na emigracji ma przypomnieć rodzime smaki. Na bardziej ekstrawaganckie pozycje w karcie przyjdzie jeszcze czas.
– Póki co spełniłem swoje marzenie o otwarciu własnego lokalu. To moja pierwsza restauracja, pierwsi zatrudni pracownicy, a tempo jest szaleńcze. W lokalu jestem od ósmej rano do północy. Formalności załatwiam od tygodni i końca nie widać. Nie polecam, choć satysfakcja, gdy się uda, jest ogromna – przyznje z uśmiechem Sławek.
W przyszłości chciałby, by od 12 do 18 w „U MAMY” serwowano typowe domowe jedzenie, a wieczorem bardziej wyszukane pozycje – oczywiście bazujące na kuchni polskiej. Trudno więc nie zapytać: czy Polacy są gotowi na kulinarne ekstrawagancje?
– Nie wiem, czy Polakom przypadnie do gustu taki koncept, wszystko się okaże. Jestem dobrej myśli, bo póki co klienci zaskakują mnie każdego dnia – mówi Sławek. – Codziennie dowiaduję się o naszych rodakach czegoś nowego. Ktoś mi kiedyś powiedział, że wybrałem sobie najtrudniejszy target. To prawda. Domowa kuchnia robiona dla Polaków, w dodatku za granicą, sprawia, że każdy wciela się w rolę Magdy Gessler i najsurowszego krytyka kulinarnego. Polskiemu klientowi nie jest łatwo dogodzić, ale staramy się.
Biało-czerwone flagi zostają w ambasadzie
Sławek nie chciał robić typowo polskiej restauracji z biało-czerwonymi flagami na ścianach. Dziś uważa, że to za dobrą decyzję, bo, jak mówi, wszyscy wiedzą, że ,,U MAMY" to polski lokal. Nie potrzeba w nim jednoznacznych symboli rodem z ambasady. Chciał, żeby dobrze czuli się tu zarówno Polacy, jak i przedstawiciele innych narodowości. Z szacunku do tych pierwszych jednak na frontowej stronie znajduje się menu w języku polskim, a dopiero na drugiej – norweskim, bo goście spoza kręgu Polaków są widziani równie mile.
– Chcę pokazać między innymi Norwegom, że mamy świetne przepisy, dobre smaki, a
nasza kuchnia ma się czym pochwalić. Odwiedzający nas Polacy za to są szczęśliwi, że mogą przyprowadzić tu swoich norweskich znajomych i powiedzieć „Proszę, to jest nasza polska restauracja”. Cieszę się z reakcji gości. Mówią, że dotąd nie mieli swojego miejsca w Oslo. Teraz „U MAMY” jest takim miejscem – mówi właściciel.
Konkurencja? W okolicy sporo jest lokali serwujących pizzę, kebaby czy sushi, ale według Sławka brak wśród nich alternatyw dla domowej kuchni, jaką charakteryzuje się menu polskiej restauracji.
– Jadłem w wielu restauracjach w Oslo, ale to nie są smaki, które serwujemy u nas – uważa i dodaje: – W Polsce co druga restauracja szczyci się tradycyjną kuchnią polską. Tu tego nie ma. Póki co powoli w Norwegii popularyzuje się pojęcie „kuchni nordyckiej”, ale tak naprawdę trudno ją sklasyfikować. Co do samej tradycyjnej kuchni norweskiej, to ta w zasadzie nie istnieje, a jeśli już, powiedziałbym, że jest... niedopracowaną kuchnią polską. Norwegowie stosują fermentację czy solanki, ale robią to w mało skuteczny sposób – wyjaśnia.
Piwo za 20 minut pracy
– Wielu rodaków pracuje na średnich i wysokich stanowiskach, i zarabia bardzo dobrze. Wyjście do restauracji nie jest dla nich wielkim kosztem – tłumaczy. – Jeśli chce się wyjść w Polsce na miasto, za piwo trzeba zapłacić 12 złotych. Tyle zarabiałem na godzinę pracując w krakowskiej restauracji. Jedna szklanka piwa kosztowała mnie więc godzinę pracy. W Norwegii zarabia się 180 koron, a piwo kosztuje 70. Wystarczy więc tylko 20 minut pracy. Stosunek cen jest korzystny. Polacy zaczynają zdawać sobie z tego sprawę, a my staramy się, by nasze ceny były przystępne.
To może Cię zainteresować
16-12-2017 11:44
0
-3
Zgłoś
15-12-2017 12:14
0
0
Zgłoś
13-12-2017 23:00
10
0
Zgłoś
13-12-2017 21:05
9
0
Zgłoś
13-12-2017 17:40
5
0
Zgłoś
13-12-2017 17:40
11
0
Zgłoś
13-12-2017 16:07
8
0
Zgłoś
13-12-2017 15:12
6
0
Zgłoś
13-12-2017 09:25
92
0
Zgłoś
13-12-2017 09:16
96
0
Zgłoś