Dla miastowych – przyzwyczajonych, że mleko czy owoce bierze się ze sklepu – może to być ciekawa lekcja.
stock.adobe.com/licencja standardowa
Do norweskich rolników ustawiają się kolejki. Po co? By samemu zerwać dla siebie trochę owoców i warzyw. Z roku na rok rośnie trend roślinnego DIY – donoszą norweskie media.
Maliny, morele, czarne porzeczki, jabłka – między innymi po te owoce Norwegowie odwiedzają farmy. Nie chodzi jednak tylko o prostą transakcję kupna-sprzedaży, lecz także o włożenie pewnej dozy wysiłku, a także o letni wypoczynek na świeżym powietrzu.
Przy okazji łasuchowania na polach i w sadach można też sporo dowiedzieć się o funkcjonowaniu rolnictwa. Dla miastowych – przyzwyczajonych, że mleko czy owoce bierze się ze sklepu – może to być ciekawa lekcja.
Sierpień to tradycyjnie sezon na jagody i maliny.pixabay.com/public domain
Kontekst nie taki słodki
Takie działania są zbieżne z planami norweskich władz – zamiarami wspierania sprzedaży bezpośredniej oraz produkowania i spożywania lokalnej żywności.
Kontekst tej całej owocowej, letniej przygody może być jednak niewesoły, przynajmniej dla miejscowej przyrody i gospodarki. Według doniesień „Stavanger Aftenblad” owoce jagodowe gniją w norweskich lasach, podczas gdy sklepy wolą zaopatrywać się w towar importowany m.in. z Polski. Ekonomia sprawia, że opłaca się marnować dary natury.
Może warto wobec tego wybrać się do lasu i nazrywać za darmo nieco owoców, korzystając z allemansretten?
Sierpień to tradycyjnie sezon na jagody i maliny, sierpień i wrzesień – na jeżyny, a wrzesień i październik – na czerwone borówki.
Źródła: NRK, Stavanger Aftenblad, Visit Norway