Według statystyk jedno na siedem dzieci nie zabiera do szkoły tzw. matpakke, czyli odpowiednika drugiego śniadania czy suchego prowiantu.
wikimedia.org/ fot. Jeuwre/ CC BY-SA 4.0
W weekend 6-7 kwietnia odbyło się coroczne zgromadzenie Partii Pracy (Ap). Wśród pomysłów, którymi zaowocowały obrady, znalazł się blok poświęcony dzieciom i rodzicom zamieszkującym kraj fiordów. Ap będzie chciało przeforsować m.in. projekt finansowania posiłków dla uczniów oraz zajęć w świetlicach dla najmłodszych.
Ponadto politycy chcą wyjść naprzeciw rodzicom, których dziecko urodzi się później niż ustalony przez lekarza przewidywany termin porodu.
Drugie śniadanie to podstawa
Jak argumentują przedstawiciele Ap, według statystyk jedno na siedem dzieci nie zabiera do szkoły tzw. matpakke, czyli odpowiednika drugiego śniadania czy suchego prowiantu. Dla dobra uczniów szkół podstawowych dołożą starań, aby zapewniać we wszystkich norweskich szkołach darmowe posiłki tego typu. Zgodnie ze wstępnymi szacunkami realizacja projektu pochłaniałaby rocznie 2,3 miliarda koron, a w opcji z dopłatą 6 koron dziennie od ucznia, 1,6 miliarda. Póki co nie ma jednak mowy o ciepłych obiadach – koszty okazałyby się zbyt wysokie. Na darmowe matpakke miałyby pójść pieniądze zarówno z państwowej kasy, jak i budżetu poszczególnych gmin.
Weekendowe spotkanie polityków Partii Pracy zaowocowało jeszcze innym ciekawym, lecz równie kosztownym pomysłem związanym z najmłodszymi. Chcieliby także, żeby uczniowie podstawówek do 4 klasy włącznie mieli możliwość darmowego korzystania ze świetlic, opieki pedagogicznej i zajęć poza zakończeniu lekcji (skulefritidsordninga (SFO) i aktivitetsskule (AKS)). Wdrożenie go w życie miałaby pokryć kwota 1,1 miliarda koron na rok.
Bezstratni rodzice spóźnialskich noworodków
Obecnie kobiety w Norwegii, których dziecko przyjdzie na świat po oszacowanym przez służby medyczne terminie, mogą czuć się pokrzywdzone. Wówczas przepada bowiem przysługujący im urlop macierzyński. Ap chce, żeby zaczął się on liczyć z rzeczywistym dniem narodzin dziecka, a nie od kiedy oszacuje lekarz. Przy takich zasadach, jeśli dziecko urodziłoby się np. dwa tygodnie po terminie, te dwa tygodnie doliczałyby się do urlopu.
Reklama