Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

5
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Edukacja

Zapisałeś dziecko do norweskiej szkoły? O tych zwyczajach musisz wiedzieć

Hanna Jelec

11 września 2018 12:50

Udostępnij
na Facebooku
9
Zapisałeś dziecko do norweskiej szkoły? O tych zwyczajach musisz wiedzieć

Dzieci w norweskiej szkole wyprawkę otrzymują od państwa. Nowy rok szkolny nie oznacza zatem ciosu dla portfela. Fotolia/Royalty-Free

Nie ma tu wydawania fortuny na książki. Nie ma też mundurków, sklepiku ani stołówki. Są za to reguły, bez których zagranicznym dzieciom w szkole będzie ciężko: matboksy, bidony w plecaku, tygodniowy „rozkład jazdy” i oceny, których się właściwie nie dostaje. Norweskie placówki edukacyjne szczycą się atmosferą, której daleko do wyścigu szczurów. Żeby jednak dziecko poczuło się w szkole w pełni komfortowo, z norweskimi zwyczajami powinni zapoznać się najpierw… rodzice. Sprawdźcie, o czym warto pamiętać, zapisując dziecko do szkoły w kraju fiordów.
Reklama
Wyprawka do polskiej szkoły to cios dla portfela i sporo stresu dla rodziców. Do tego dochodzą różnego rodzaju składki, widma zadań domowych, ciężkich plecaków i stresujących ocen. Tych elementów nie znajdziecie jednak w norweskiej szkole. Mimo że system edukacji w kraju fiordów wzbudza wśród rodakach sporo kontrowersji, polscy rodzice w Norwegii wyznają bez ogródek: dzięki kilku prostym zasadom rok szkolny mija w dobrej i spokojnej atmosferze zarówno im samym, jak i dzieciom. O niektórych sprawach radzą jednak pamiętać zawczasu.

Ryzyko zaskoczenia sprowadzone do minimum

Wielu rodziców dzieci uczęszczających do szkół w Norwegii chwali sobie „ukeplan” – rozpiskę, która zapewnia dzieciom „rozkład jazdy” na najbliższy tydzień: zakres materiału do opanowania, tematy lekcji, ewentualne zadania, a nawet komunikaty dla rodziców. To gwarancja, którą chwalą sobie zarówno uczniowie, jak i ich opiekunowie. Dzięki konkretnemu grafikowi nie ma tu miejsca na niespodziewany stos zadań domowych, testy z zaskoczenia i nerwy. – Dzieci lubią mieć jasno określone cele, rutynę, coś, co mogą przewidzieć. Taki plan daje bezpieczeństwo – mówi Michał Ziółkowski, ojciec 8-letniego Jasia ze szkoły w Kristiansand.

Według wielu rodziców plusem są też stałe sale, w których uczą się dzieci. W jednym miejscu znajduje się szatnia i ławki, a zmiana miejsca tyczy się zwykle wyłącznie zajęć sportowych.

Matboks i bidon zamiast sklepiku

Popularne norweskie „matboksy”, czyli pudełka na drugie śniadanie, to konieczność dla wszystkich dzieci – bez wyjątku. Równie ważne są bidony (drikkeflaske), które wraz z matboksem należy zapakować do plecaka dziecka. Na forach i grupach polonijnych przewijają się anegdoty rodziców, którym o kanapkach do szkoły zdarzyło się zapomnieć – prośba nauczyciela o wyjaśnienie sytuacji jest w tym momencie niemal gwarantowana. Nic dziwnego – w norweskiej szkole nie ma bowiem sklepików czy stołówek. Możemy zapisać maluchy do programu, w ramach którego otrzymają mleko i owoce, jednak to my jako rodzice jesteśmy odpowiedzialni za to, by dziecko zjadło swój posiłek. Pamiętajmy też, że w pudełku nie powinny się znaleźć same słodycze – posiłek ma być zdrowy.

O ocenach nikt nie mówi

Pytanie „co dostałeś” raczej nie ma racji bytu wśród dzieci chodzących do norweskiej szkoły. Nie ma tu ocen, a jeśli już – będą to testy tygodniowe lub podsumowujące sprawdziany roczne, za które uczniowie otrzymują daną liczbę punktów. Wyników nigdy nie odczytuje się na forum. Podobnie wygląda sprawa zadań domowych – jest ich zwykle niewiele, a ćwiczenia opierają się na sprawach bardzo praktycznych. Nikt nie wstawia też za nie „niedostatecznych”, wychodząc z założenia, że zadania mają jedynie służyć uczniom w lepszym przyswajaniu materiału.

Czy to dobrze? Wśród rodziców panuje wiele opinii. Większość jednak twierdzi, że dzięki braku zadań kręcących się wyłącznie wokół teorii, ich dzieci chętniej biorą się za naukę. Jedna z internautek pisze:

„Mieszkam w Norwegii, tutaj zadania domowe są śmiesznie krótkie, na weekendy zero zadań. Jeśli jest zadanie z liczenia, córka robi sama, a ja nie poprawiam jej. Od tego jest nauczyciel w szkole, który w ten sposób może określić, ile ona się nauczyła i czy można ruszyć dalej z programem. Tutaj nie ma ocen z zadań domowych i tez ich się na forum nie czyta. Wszystko, aby nie było wyśmiewań i różnic między dziećmi. Ona lubi szkołę i zadania domowe, ja nie lubiłam jednego ani drugiego”.

Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Jan Kowalski

12-09-2018 19:13

Wiadomo wszem i wobec, ze zawodowki w RP staly na nieosiagalnym poziomie dla Norwegow. Armia wszechstronnie wyksztalconych intelktualistow zanjacych sie na wszystkim zalewa Europe. Charakteryzuja sie nienagannym jezykiem polskim bazujacych na trzech rzeczownikach: k..a, c..j, p...lenie i pochodzacych od nich czasownikach i przymiotnikach. To takie nowoczesne polskie Esperanto.
Dzieci tych specow maja przewaznie tradycyjne polskie imiona, takie jak Andzelika, Dzesika i Brajan, a ostatnio slyszalem w okolicach polskiego Bradleja. Inwencja jezykowa nie zna granic. W Norwegii pociechy tych orlow musza sie meczyc az 10 lat, zeby trafic do wymazonej nauki zawodu. Jeszcze trzeba przychodzic do szkoly, rozmawiac z nauczycielem w jakims smiesznym jezyku. Jeszcze nie wiadomo dlaczego, jak nie przyjdzie sie na spotkanie z nauczycielem to ten Barnewern moze odwiedzic . nie wiadomo dlaczego? Pewno poluja na wybitne dzieci polskich orlow.
Trzeba szybko wyjechac i juz zapisywac dzieci na Yale i Harvard.

Josef Satan

12-09-2018 11:42

Streebog napisał:
Kazać Norwegowi mnożyć na kartce, to tak, jakby kazać Polakowi policzyć coś na suwaku logarytmicznym

Kazdy Polak jest geniuszem, a co drugi ma zapewniona nagrode Nobla w dowolnej dziedzinie.


Pedagogiem nie jestem, ale na moj chlopski rozum lepsze dla dzieci jest spedzenie czasu i nauka w szkole dla dzieci przyjaznej, niz zostanie \"geniuszem\" za wszelka cene.
Nauka powinna byc w szkole, a w domu tylko utrwalenie materialu.
Tak jest w szkole tutejszej.
Dzieci lubia do szkoly chodzic, nie boli ich brzuch przed zajeciami. Sprawdziany nie sa egzekucja. Dzieci ucza sie pracy grupowej i korzysci z niej wyplywajace.

W Polsce, coz.....co drugi uczen to znerwicowany \"geniusz\". Poukonczeniu szkoly idzie do pracy w Biedronce i tam przy pracy na kasie moze rozwazac zagadnienia matematyki teoretycznej.

Ach, w Polsce to wszystko jest najlepsze.
Dziwne, ze zadne panstwo nie przenioslo na swoj grunt polskich, doskonalych rozwiazan w kazdej dziedzinie.

Streebog

12-09-2018 09:58

Kazać Norwegowi mnożyć na kartce, to tak, jakby kazać Polakowi policzyć coś na suwaku logarytmicznym

Josef Satan

12-09-2018 08:26

kamil75 napisał:
oczywisci to ma plusy i minusy ale moze ktos mi powiedziec dla czego przecietny ( czyli prawie kazdy ) NOR jest glupi
wypowiadam sie o takich 30-50 lat bo takich znam ale jestem pewnien ze mlodsi to dopiero sa glaby.


Czytajac twoje blyskotliwe wypowiedzi musze stwierdzic, ze ty jestes poza kazda skala.
I nie mam na mysli skali \"sztormowej\".

Joanna Kuchnicka

12-09-2018 02:01

jurijgagarin napisał:
Z życia wiem to i owo ale prosze zabrać młodemu norwegowi elektonike i dać mu proste zadania matematyczne jak odejmowanie mnorzenie i dzielenie pisemne . nawed nie wiedzą jak się do tego zabrać

Jak już komentować, to lepiej być dobrym i z matmy i z polskiego...

boj fra oszlo

11-09-2018 23:03

...tak to juz jest ze do glupich norkow
...przyjezdzaja jeszcze glupsi zeby u nich robic

jura gładysz

11-09-2018 22:23

Z życia wiem to i owo ale prosze zabrać młodemu norwegowi elektonike i dać mu proste zadania matematyczne jak odejmowanie mnorzenie i dzielenie pisemne . nawed nie wiedzą jak się do tego zabrać

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok