Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

10
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Turystyka

Opuszczona elektrownia falowa. Popularna, choć niebezpieczna atrakcja turystyczna

Natalia Szitenhelm-Smeja

06 listopada 2022 15:25

Udostępnij
na Facebooku
Opuszczona elektrownia falowa. Popularna, choć niebezpieczna atrakcja turystyczna

Sztorm z 1988 poważnie naruszył konstrukcję elektrowni. wikimedia.org/CC BY-SA 3.0/Svein-Magne Tunli

Stara opuszczona elektrownia falowa znajdująca się w gminie Øygarden jest popularnym miejscem turystycznych wędrówek. Obiekt, który funkcjonował do 1991, jak magnes przyciąga miłośników surowej natury i industrialnych klimatów. Tyle że odwiedziny w Toftestallen, jak zaznacza Norweskie Towarzystwo Turystyczne, nie są pozbawione ryzyka.
- To świetna wycieczka, jeśli chcesz zobaczyć potęgę morza. Podróż jest łatwa, ale nie jest pozbawiona ryzyka, ponieważ musisz przejść przez niebezpieczny most. Niewskazane jest przechodzenie przez ten most, gdy wiatr jest silny i są duże fale. Wchodzisz na własne ryzyko! - tak nieczynną elektrownie falową, polożoną w Toftestallen, w gminie Øygarden opisuje serwis ut.no, prowadzony przez Norweskie Towarzystwo Turystyczne.

Wycieczka na własne ryzyko

Opuszczony obiekt to tak naprawdę kompleks dwóch elektrowni falowych otwartych w ramach testów w 1985 roku. Był jednym z najbardziej ambitnych projektów energetycznych w historii Norwegii - pierwszą na świecie elektrownią falową. Po trzech latach eksploatacji doszło jednak do awarii - sztorm z 1988 spowodował ogromne zniszczenia. Udało się naprawić elektrownię, jednak w 1991 roku znowu pojawiły się problemy. Mimo opracowania rozwiązań technicznych, które pozwalałyby na wznowienie działalności, elektrownia pozostała nieczynna. Stwierdzono, że utrzymanie obiektu jest nieopłacalne, a sam potencjał inwestycji nie ma odzwierciedlenia w ówczesnym rynku. Obiekt, choć zniszczony przez silne sztormy, które znacznie naruszyły elementy konstrukcji, przetrwał do dziś. Obecnie na pierwszy plan wysuwają się betonowe kolumny czy wystające pręty zbrojeniowe.
Otoczenie elektrowni to gruzy, kamienie i wystające pręty.
Otoczenie elektrowni to gruzy, kamienie i wystające pręty.
flickr.com/CC BY-NC-SA 2.0/Bosc d'Anjou
stock.adobe.com/standardowa
stock.adobe.com/standardowa
Dziś elektrownia przyciąga turystów. Jak informuje serwis ut.no, wyprawy podejmują oni jednak na własne ryzyko, zwłaszcza gdy decydują się na wycieczkę podczas niesprzyjającej pogody np. silnego wiatru. Tym bardziej, że najbardziej niebezpiecznym momentem w całej eskapadzie jest przejście przez drewniany most, szczególnie gdy mocno wieje, a fale są wysokie. Choć może wydawać się to wątpliwe, niektórzy w takich warunkach decydują się przejść przez chwiejną konstrukcję, w dodatku nie sami, a np. z dziećmi czy psem na smyczy.
Obecnie balustrada znajduje się tylko po jednej stronie mostu.

Obecnie balustrada znajduje się tylko po jednej stronie mostu. Źródło: materiały prasowe ut.no/Heidi Reisegg Endal

Miał być pionierski projekt, jest kłopot

Ostatnio o elektrowni znowu zrobiło się głośno. A to za sprawą serii artykułów w norweskich mediach, m.in. Dagbladet czy Vestnytt. Na łamach serwisów okoliczni mieszkańcy czy lokalni działacze ostrzegali przed niebezpieczeństwem, jakie grozi odwiedzającym obiekt. Tym bardziej, że wiele osób wybiera się na wędrówkę do Toftestallen nie w pogodne dni, a w te, gdy wiatr jest silny, a fale duże. Ryzykują zdrowiem, gdy chcą przeprawić się na drugą stronę starego mostu. - To zagrożenie dla życia. Zwłaszcza jeśli występują silne podmuchy wiatru - mówi dziennikarzom Dagbladet Alf Alden, który mieszka w okolicy. Radny gminy Øygarden Råmund Skjold dodaje, że sprawa mostu i zabezpieczenia elektrowni nie jest nowością, i wraca co jakiś czas. Tyle że utknęła w martwym punkcie - gmina wysłała do jedenastu właścicieli gruntów, na których stoi obiekt, zaproszenie na spotkanie, jednak - jak twierdzą sami zainteresowani - do rozmów jednak ostatecznie nie doszło, skończyło się na zaproszeniu. Władze gminy same niewiele mogą zrobić, gdyż teren jest prywatny, z kolei właścicieli nie stać na uprzątnięcie obiektu - zgodnie z szacunkami z 2014 roku usunięcie pozostałości po elektrowni kosztowałoby ok. 2,3 mln NOK. Gmina, a także Urząd ds. Zasobów Wodnych i Energii (NVE) wystąpiły nawet o pieniądze do Ministerstwa Ropy na ten cel. Środków jednak nie przyznano.
Wiele osób, mimo ostrzeżeń, odwiedza miejsce podczas złej pogody.

Wiele osób, mimo ostrzeżeń, odwiedza miejsce podczas złej pogody. Źródło: wikimedia.org/Svein-Magne Tunli/CC BY-SA 3.0

Obecnie, gdy sprawa znów trafiła na tapet, gminne władze planują jeszcze raz spróbować zorganizować spotkanie z właścicielami gruntów. Lokalni politycy podkreślają, że teren trzeba zabezpieczyć, gdyż jest popularną atrakcją turystyczną, a Towarzystwo Turystyczne umieściło elektrownię w swoim przewodniku. Poza tym obiekt znalazł się także na liście zabytków sporządzonej przez Urząd ds. Zarządzania Dziedzictwem Kulturowym.
UT, NRK, Dagbladet, Vetsnytt, MojaNorwegia, Riksantikvaren
Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok