Zdaniem motoryzacyjnych ekspertów nie godząc się na przyjęcie unijnej dyrektywy o emisji dwutlenku węgla, kraj fiordów strzeliłby sobie w kolano. Na zdjęciu: samochody elektryczne podczas festiwalu elbili w Geiranger.
wikimedia.org/ fot. Norsk Elbilforening/ CC BY 2.0
W żadnym innym państwie europejskim samochody elektryczne nie cieszą się tyloma przywilejami i tak imponującymi statystykami sprzedaży co w Norwegii. Nastawiony na bezemisyjne rozwiązania i zieloną politykę kraj fiordów do tej pory nie wprowadził na nie m.in. podatku VAT, elbile mają swoje pasy na jezdniach, niższe opłaty bramkowe czy tańsze parkingi.
Jednak za sprawą pewnej unijnej dyrektywy sielankowa przyszłość norweskich elektryków stanęła pod znakiem zapytania. 29 listopada Storting rozpoczął obrady nad tym, czy Norwegia powinna się zgodzić na nowe wymogi UE o produkcji aut spalinowych, uwzględniające ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Jeśli kraj fiordów się do nich nie dostosuje i nie zmieni własnej Ustawy o ruchu drogowym, może pożegnać się z monopolem na ekologiczny transport.
Norwegia chce pozostać liderem sprzedaży elbili
Zgodnie z propozycją Unii Europejskiej od początku 2021 producenci samochodów z silnikami spalinowymi będą musieli brać poprawkę na restrykcje odnośnie CO2: 95 gramów dwutlenku węgla na kilometr w przypadku jednego samochodu. Wszyscy, którzy przekroczą limity, otrzymają wysokie kary finansowe. Co ma do tego norweski rynek bezemisyjnych aut?
Skoro reszta Europy skupi się na samochodach emitujących jak najmniej spalin, Norwegia może przestać być pod tym względem wyjątkowa, a co za tym idzie konkurencyjna w oczach producentów. Zdaniem motoryzacyjnych ekspertów nie godząc się na przyjęcie unijnych warunków, kraj fiordów strzeliłby sobie w kolano.
Zwolennicy nowej dyrektywy liczą jednak na to, że Storting przegłosuje jej przyjęcie. Wszystko rozstrzygnie się w najbliższych dniach.
źródło: broom.no
30-11-2018 22:03
15
0
Zgłoś