Ponad 2 tys. z 4 810 zarejestrowanych w Norwegii we wrześniu 2018 samochodów bezemisyjnych stanowiły modele Tesli (szczególnie X i S).
flickr.com/ fot. opengridscheduler/ public domain
Po tym, jak pod koniec lutego wiodący światowy producent samochodów bezemisyjnych, Tesla, ogłosił zamknięcie większości sklepów stacjonarnych, wielu norweskich kierowców zachodziło w głowę, w jakim stopniu przeniesienie prawie całej sprzedaży elbili do internetu odbije się na kraju fiordów.
Plan był prosty: zaoszczędzić i wyjść naprzeciw konsumentom. – Mamy rok 2019. Ludzie chcą kupować rzeczy online – stwierdził dyrektor generalny Tesli, Elon Musk. Wiele wskazuje jednak na to, że póki co salony Tesli wcale nie zamienią się w centra informacyjne ani wystawy – gigant elektromobilności wpadł na inny pomysł, żeby uciąć koszty.
Najświeższy projekt zakładał, że z czasem finansowo na nowej formie sprzedaży elbili skorzystaliby również ich nabywcy. Ceny różnych modeli aut od Tesli mogłyby spaść nawet o 6 punktów proc. Niecałe dwa tygodnie po ogłoszeniu internetowej rewolucji w świecie motoryzacji najpopularniejszy producent elektryków i hybryd… zmienił zdanie – wcale nie pozamyka tylu sklepów, ile zakładano, co w rzeczywistości może uderzyć po kieszeni przyszłych właścicieli pojazdów Tesli. I to całkiem niedługo.
Zmienny jak… Elon Musk
Według stanu na 11 marca przestała funkcjonować tylko garstka salonów sprzedaży, które miały odejść w zapomnienie jako sklepy stacjonarne (ok. 10 proc), pozostałe 20 proc. z prawie 400 istniejących salonów zostanie poddanych próbie – koncern zamknie te, które będą notowały najsłabsze wyniki W nowym oświadczeniu Tesla wyjaśnia, co nastąpi: ceny samochodów wzrosną, i to już 18 marca. Średnio na całym świecie o ok. 3 proc., a wyjątek będzie stanowić dopiero co wypuszczony na rynek Model 3.
Jeszcze niedawno chimeryczny szef koncernu, Elon Musk, zapewniał, że nie spodziewa się zarobków w pierwszym kwartale bieżącego roku, liczył na zyski dopiero w drugim kwartale. Tym bardziej, że najnowsze dziecko Tesli, rzeczony Model 3, miał stanowić jednocześnie najbardziej przystępny cenowo produkt z katalogu, kosztując 35 tys. dolarów. Pomóc nie stracić firmie za wiele miało właśnie zamknięcie większości sklepów stacjonarnych i – co za tym idzie – pożegnanie się ze sporą rzeszą załogi.
Nie upłynęło jednak wiele prądu, zanim pojawił się kolejny pomysł Tesli. Sklepy stacjonarne w przewadze pozostaną otwarte, ale dla odmiany koszty zakupów – wywindowane. Poza Modelem 3 wszystkie samochody elektryczne podrożeją o 3 proc. Na otarcie łez już za dwa dni na rynku pojawi się nowość od Tesli, Model Y.
Żegnajcie, diesle – nadchodzi bezemisyjny król
Ponieważ kraj fiordów stanowi największy na świecie „elektromobilny rynek” i pole do popisu dla producentów samochodów bezemisyjnych, zawirowania w Tesli raczej nie obejdą norweskich konsumentów. Skąd szał na „zieloną energię” w świecie motoryzacji? Moda na pojazdy zasilane bateriami trwa w Norwegii od ładnych paru lat i sprawia, że kraj fiordów zbliża się do obranego przez władze celu – a chcą one, żeby do 2025 roku z norweskiego rynku wycofano nowe auta osobowe z silnikami spalinowymi.
Sam wrzesień ubiegłego roku okazał się rekordowy, i to w skali globalnej. Co znamienne, chociaż wiele marek podbija serca zmotoryzowanych Norwegów (w rankingu 2018 wysoko uplasowały się m.in. Nissan Leaf, BMW i3, Renault Zoe czy VW e-Golf, wśród nich prym wiedzie Tesla. Co znamienne, ponad 2 tys. z 4 810 zarejestrowanych we wrześniu 2018 samochodów bezemisyjnych stanowiły modele ze stajni Elona Muska (szczególnie X i S).
Już bez przesadnych luksusów, ale wciąż raj
Na decyzje konsumentów o zakupie elektryka, poza trendami, wpływać mógł szereg udogodnień oferowanych świeżo upieczonym nabywcom auta bezemisyjnego. Darmowe miejsca parkingowe, oddzielne pasy na ekspresówkach, zwolnienie z części podatków i opłat bramkowych. Czy dobra passa napędzanych prądem modeli Tesli, Nissana czy BMW w kraju fiordów utrzyma się w przyszłych latach, pokaże czas, bo norweski raj dla właścicieli elbili powoli się kończy.
Mniej zachęcające do kupna pojazdu innego niż tradycyjny diesel mogą być nowe realia. Chociażby od 1 marca kierowcy samochodów na napęd elektryczny będą musieli płacić 50 proc. standardowej ceny za przeprawę promową na wodnych odcinkach krajowej trasy E39. Dotychczas posiadacze elbili przeprawiali się promami za darmo, płatny wjazd dotyczył tylko maszyn spalinowych. Z kolei od 4 marca w stolicy Norwegii rozpoczęło się stopniowe wprowadzanie opłat za korzystanie z ładowarek do samochodów elektrycznych należących do gminy. Opłaty mają rozwiązać problem kierowców, którzy traktują miejsca do ładowania jako darmowy parking. W czerwcu w Oslo i Akershus zostaną natomiast uruchomione 53 nowe bramki (bomstasjoner), a będzie to oznaczało m.in. koniec darmowych przejazdów dla samochodów elektrycznych, które tak jak auta benzynowe i z silnikiem diesla będą obciążone bompenger.
Czy to jednak wystarczające powody, by przestać się zachwycać autami na prąd? W końcu ich kierowcy wciąż będą mogli cieszyć się większymi przywilejami niż właściciele aut spalinowych – opłaty bramkowe dla elbili będą bowiem około 4 razy niższe, a promowicze mimo wszystko zapłacą mniej niż za podróż zwykłym samochodem. Dla niektórych wystarczającym argumentem może się natomiast okazać… cena benzyny.
Reklama
13-03-2019 12:13
0
-1
Zgłoś