Polscy wędkarze postrachem jezior. Znowu pokażą, co potrafią

Kolejne zawody już w najbliższy weekend. fot. archiwum prywatne
– Polacy nie zawiedli i nie mam tu na myśli tylko ich talentów wędkarskich. Jedna z dziewczyn bezpłatnie wykonała świetne zdjęcia, inna przygotowała dwa gary barszczu. Każdy dał coś od siebie – zachwala Dariusz Makowski, jeden z organizatorów.
Szczupak, sandacz, okoń
– Są to zawody drużynowe, po dwie osoby na jednej łódce. Wszystko na słodkich wodach. Do punktacji liczymy trzy gatunki ryb: szczupaka, sandacza i okonia. Zapraszamy wszystkich, chcących wziąć udział. Żeby z nami wędkować, nie trzeba być zawodowcem. Każdy jest mile widziany, także panie, które coraz częściej łowią z nami. Zapraszamy także osoby, które po prostu chcą pokibicować – zachęca Darek.
Najbliższe zawody odbędą się 16 września na jeziorze Visterflo. Kolejne i jednocześnie ostatnie w tym roku - 21 października. Będą dwie tury. Pomiędzy nimi ciepła kawa, herbata i zupa. Za pierwsze trzy miejsca zostaną wręczone puchary, a wśród wszystkich uczestników rozlosowane upominki.
– Pogoda nam niestraszna. Terminy ustalamy na początku roku, więc zupełnie w ciemno, ale aura nam niestraszna. W deszczu ryby nawet lepiej biorą. Z resztą rywalizacja nie pozwala zwracać uwagi na niedogodności atmosferyczne – śmieje się Darek, który z zawodu jest lakiernikiem samochodowym, a do Norwegii przyjechał już prawie dziesięć lat temu. Wtedy jeszcze nie spodziewał się, że to w kraju fiordów odnajdzie swoją pasję.
Na głęboką wodę
Tyle słyszałem legend o tym, jak to w Norwegii, gdzie nie zarzuci się wędki, tam coś weźmie. Niestety wcale nie jest tak różowo. W końcu doszedłem do wniosku, że kupię łódkę i wypłynę na głębsze wody – wspomina Darek.
Przez pierwsze miesiące efekty łowów nie zwalały z nóg. Wtedy Darek zrozumiał, że musi zrobi krok w tył i zacząć od początku: poznać rodzaje akwenów wodnych, gatunki ryb i techniki ich łowienia. Do postawionego sobie wyzwania podszedł poważnie. W każdej wolnej chwili czytał magazyny wędkarskie i oglądał specjalistyczne programy. Zainwestował też w lepszy sprzęt, zmienił łódkę i zaopatrzył się w echo sondę.
– To wszystko dało mi dużą motywację do działania. Na wyniki nie trzeba było długo czekać, choć wymagało to bardzo intensywnej nauki i każdej wolnej chwili spędzanej na wodzie. Do dziś pamiętam pierwszą w życiu „metrówkę”. Szczupak złowiony na jeziorze Isesjø mierzył 104 centymetry i do dziś jest moją dumą. Nigdy nie zapomnę tamtej radości i emocji. Akurat wtedy wziąłem ze sobą lekki ponton, wielkolud obracał go, jak chciał – śmieje się Darek.
Rywalizacja i inspiracja
W październiku 2014 roku wystartował w swoich pierwszych zawodach wędkarskich w Drammen, organizowanych przez norweską Polonię. Od razu zajął pierwsze miejsce.
– To dodało mi jeszcze większej motywacji i pewności siebie. Poczułem też, że jestem gotów, by zacząć rywalizować z tymi, co łowią od dziecka. Dużo w tej kwestii zawdzięczam rodzinie, która jest dla mnie ogromnym wsparciem – mówi.

Początkowo grupa miała być skierowana do wąskiego grona znajomych, ale szybko okazało się, że pocztą pantoflową dołączają do niej coraz to nowe osoby, które pragną dzielić się swoją pasją. Na kanwie sukcesu grupy, Darek zarejestrował w tym roku w Norwegii także polski klub wędkarski pod nazwa „Jump Fishing”.
– Bardzo cieszę się, że jesteśmy nie tylko w internecie, ale również dużo czasu spędzamy razem w rzeczywistości – mówi. – Przykład? Ostatni weekendowy wyjazd na szwedzkie jezioro pełne sandaczy. Po spontanicznym rzuceniu hasła o wypadzie, uzbierała się nas kilkudziesięcioosobowa grupa. To bardzo dużo, jak na tak nieplanowaną inicjatywę. Oby tak dalej!
To może Cię zainteresować
15-09-2017 11:24
2
0
Zgłoś
14-09-2017 19:15
5
0
Zgłoś