Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

  • Oslo, Oslo, Norwegia
  • Bergen, Vestland, Norwegia
  • Jessheim, Akershus, Norwegia
  • Stavanger, Rogaland, Norwegia
  • Kristiansand, Agder, Norwegia
  • Ålesund, Møre og Romsdal, Norwegia
  • Trondheim, Trøndelag, Norwegia
  • Brønnøysund, Nordland, Norwegia
  • Mo i Rana, Nordland, Norwegia
  • Bodø, Nordland, Norwegia
  • Sandnes, Rogaland, Norwegia
  • Fredrikstad, Østfold, Norwegia
  • Drammen, Buskerud, Norwegia

1 NOK

Polityka

Nie wybieramy i nie dajemy się wybrać? Niewielkie zaangażowanie imigrantów w norweską politykę

Martyna Engeset-Pograniczna

07 marca 2024 08:45

Udostępnij
na Facebooku
Nie wybieramy i nie dajemy się wybrać? Niewielkie zaangażowanie imigrantów w norweską politykę

Wybory samorządowe w Norwegii odbywają się co cztery lata. Fot. Ministerstwo Samorządu Terytorialnego

Aby imigranci spoza krajów nordyckich mogli głosować w norweskich wyborach, wystarczy jedynie, by w roku wyborów byli lub mieli stać się pełnoletni oraz by legalnie mieszkali w Norwegii przez trzy lata, licząc do dnia wyborów. A jak głosują? Nielicznie i niechętnie.
Ponadto niewiele osób z korzeniami imigranckimi czynnie angażuje się w politykę, mało kto zapisuje się do partii politycznych czy startuje w wyborach. SSB (norweski odpowiednik GUS-u) opublikowało obrazujące tę sytuację statystyki dotyczące ostatnich wyborów lokalnych, które odbyły się 11 września ubiegłego roku. Imigranci nie czują, że mogą mieć wpływ na Norwegię?
Uprawnionych do głosowania w ostatnich norweskich wyborach lokalnych było 4,3 miliona ludzi. Wśród nich znajdowało się łącznie 750 tysięcy norweskich obywateli pochodzenia imigranckiego i cudzoziemców, obywateli innych państw. Ponad 60 proc. z nich zrezygnowało ze swojego prawa do oddania głosu. Na pierwszy rzut oka ta informacja nie wygląda może bardzo źle. W Norwegii niecałe 40 proc. to jednak bardzo mało, o ponad 20 proc. mniej niż frekwencja dla całego kraju, która wyniosła 62,4 proc.

Brak reprezentacji

Zdaniem Sveina Erika Tuastada, politologa z Uniwersytetu w Stavanger, niska frekwencja wśród imigrantów to skutek tego, że rzadko bywają reprezentowani w polityce. A dzieje się tak również dlatego, że kandydaci o tle imigracyjnym nie są wspierani głosami swoich rodaków i między innymi przez to nie wchodzą do władz. Imigranci nie głosują, bo czują, że nie mają na kogo głosować, a nie mają na kogo głosować, bo nie głosowali i nie wsparli atrakcyjnych dla siebie kandydatów. Błędne koło się zamyka.
Uprawnionych do głosowania w ostatnich norweskich wyborach lokalnych było 4,3 miliona ludzi.

Uprawnionych do głosowania w ostatnich norweskich wyborach lokalnych było 4,3 miliona ludzi.Źródło: Valgdirektoratet/materiały prasowe

Oczywiście kryterium wspólnego pochodzenia nie dla wszystkich musi być istotne przy ocenie kandydata. Ma to swoje odzwierciedlenie w wynikach ostatnich wyborów – liczba wybranych do zasiadania we władzach lokalnych polityków niebędących etnicznymi Norwegami od jakiegoś czasu utrzymuje się na poziomie około 3 proc., mimo że odsetek wyborców o nienorweskim pochodzeniu rośnie.

W radzie miasta Norweg, Norweg, Norweg…

To, że spośród polityków wybranych w ostatnich wyborach lokalnych tylko 3 proc. ma korzenie imigranckie, dość dobrze widać na przykładzie Polaków. Przeglądając listy radnych w kolejnych miejscowościach, trudno znaleźć polskie nazwiska. Przykładem, że może się to jednak udać, jest lista członków rady miasta w Stavanger. W jej skład wchodzi bowiem Daria Maria Szymaniuk z MDG (Partii Zielonych), która kandydowała nawet na burmistrzynię. Jednak ogólnie rzecz biorąc, polscy radni czy nawet polscy kandydaci na radnych to rodzynki, wyjątki od reguły nieangażowania się w norweskie życie polityczne.
Na listach wyborczych nie widać odzwierciedlenia faktu, że Polaków jest w Norwegii ponad 100 tys. i to największa grupa imigrancka w kraju fiordów.  Nie widać tego też w odsetku głosujących. SSB wymieniło polskich i litewskich obywateli wśród tych cudzoziemców, którzy głosują najrzadziej. Frekwencja w tych dwóch grupach to zaledwie około 10 proc. uprawnionych (w przypadku obywateli polskich – 8 proc.). Znacznie lepiej jest wśród Polaków legitymujących się norweskim paszportem (43 proc.) lub urodzonych w Norwegii dzieci polskich imigrantów (53 proc.).

Niedoinformowanie?

W norweskich mediach sprawę niskiej frekwencji wśród cudzoziemców komentował między innymi Jarosław Soboń z Høyre (Norweskiej Partii Konserwatywnej), który w ostatnich wyborach (bezskutecznie) kandydował do rady miasta Stavanger. Imigrantów opisał następująco: „Prawie nic nie wiedzą, nie są wystarczająco poinformowani i nie widzą sensu w głosowaniu. Nie czują, że mają jakikolwiek wpływ na politykę”.
8 proc. Faktycznie, nie jest najlepiej, ale ciąg dalszy nastąpi… Kolejna szansa na wzięcie sprawy w swoje ręce w wyborach lokalnych –  w 2027 roku.
Źródła: NRK, SSB, Inyheter
Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok