Joseph napisał:
mie takie coś i ma gdzieś jakieś płotki ...
dalej nie rozumiem jak można mieć 300-400kr/t ogarniać księgowość, głowę na karku do łapania zleceń i cisnąć samemu na mopie parenaście godzin tyg( z wyboru) , jak wystarczy w takiej sytuacji zatrudnić kogoś i pierdzieć w stołek i łapać następne zlecenia, przecież to już tylko formalność........
ech marzyć wolno... dalej widzę bajki i baśnie......
Jozek, widze, ze uparcie dazysz do tego, aby ci tlumaczyc jak dziecku, malo tego, wymagasz abym sie tobie tlumaczyla i czynisz mi zarzuty.
Ale ok.
Pracowalam okolo 12 godzin tygodniowo( dlatego, ze wazniejsze bylo dla mnie poswiecic czas dziecom, ktore stracily ojca), co daje okolo 14 tys. miesiecznie. Faktury ogarnialam sama, bo to jest prostrze niz dlubanie w nosie, wiecej zlecen nie lapalam, gdyz nie byly mi potrzebne, czasem ktos mnie polecil wiec mialam wiecej pracy, a zdarzylo sie tez ze ktos sie z Oslo wyprowadzil, wiec praca odpadala.
Mnie to wystarczalo, bo mialam alimenty, a potem dzieci dostaly rente po ojcu.
Natomiast zatrudnienie kogos byloby dla mnie bezsensem, bo w gre wchodzi nie tylko te 150 za godzine, ale inne podatki, ktore trzeba placic panstwu norweskiemu, wiec suma sumarum, to co byloby dochodem mojej firmy byloby rowniez i kosztem ( bo pracownik to koszt, jak bys nie wiedzial).
I jak juz wspominalam, sprzatanie bylo dla mnie tylko praca tymczasowa, ogarnelam sobie moje dokumenty, ogarnelam norweski oraz inne rzeczy i pozegnalam sie z tym.
Czy tak trudno to zrozumiec?? Moim marzeniem bylo cos innego, niz posiadanie firmy sprzatajacej i myslenie o tym codziennie.
Zabawny jestes z tymi basniami Jozek