Teraz szanowny panie tynkarz może pan sobie zapisać mój post w notesie. Uwalicie z kolegą spore jak na polskie warunki pieniądze. 1. U polskiego szefuncia to najwyżej można jechać po lini znajomości , polecenia , trzeba mieć realne doświadczenie w budowlance , w Norwegii w branży murarz tynkarz sa małe przeważnie wymagające dużej praktyki zlecenia ,a nie robienie metrów jak Warszawie. Taki wyjazd do polskiego szefuncia ma ręce i nogi jak po znajomości i z nim się zabierasz. Inaczej 90% że stracicie pieniądze na bilet, a jak się gdzieś cudem załapiecie to nie zobaczycie wypłaty. 2. Z Polski nic nie znajdziecie bo Norwegia to nie Holandia gdzie jest pełno (strasznie goovnianych) prac przez agencje po magazynach, szkalrniach, pakowaniu [nawiasem kwadratowym mówiąc z Holandią było już tyle dramatów że rodzice "zdobywców świata" się zapożyczyli na wyjazd a zarobku nie było że agencje chcą teraz młodych absolwentów i teraz uwaga , z zasiłkiem dla bezrobotnych, ciekawe skąd polski abslowent weżmie zasiłek. A to dlatego że to już nie wyjzady zarobkowe , tylko nie wiadomo po co]. Oferty pracy do ewentualnego załatwienia z Polski to cieśla szalunkowy, cieśla konstrukcyjny, monter wentylacji, spawacze z uprawnieniami i certyfikatami. 80 % tych ofert to też goovno bo vikariaty znaczy zastępstwa w okresie wakacyjnym gdzie pierwsze są urlopy drugie jest środek sezonu. Generalnie agencje wstawiają codzień ogłoszenia i zbierają bazę danych i może łaskawie co do 20 -tego z bazy zadzwonią latem i trzeba jechać na własny koszt na pracę która miała być do zimy a była wporywach do końca sierpnia .Ale po co ten punkt wam podaje, i tak z zawodem murarz tynkarz na dodatek bez min. 3 lat udokumentowanego doświadczenia nikt was nawet nie zapisze do bazy danych . 3. Jechać w ciemno można ale a. własne sprawne auto, b. płynny angielski , c. wypachana sakiewka, takich co chodzą po ludziach i proponują prace przy malowaniu , jakichś pracach porządkowych , to jest pełno i większość z nich nawet za dobrych czasów odchodziła z kwitkiem. Zresztą na malowaniu zwłaszcza renowacyjnym trzeba się znać , to nie jest tak pomazać, to nie jest ani takie proste ani takie lekkie jak się laikom wydaje. Trzeba fachowo zrobić prace przygotowawcze, które potrafią zając 2 x więcej czasu i pracy niż samo malowanie. Ceny w malowaniu są od dawna rozłożone przez litwońców i od niedawna przez Rumunów. Podsumowując : wpakujecie sporą jak na polskie warunki kasę i nic nie znajdziecie , a jak już to najwyżej przy dużym szczęsciu wyjdziecie na zero.