Dalej twierdzę, że odniosłam się do ludzi/ludzkości w ogóle, wliczając samą siebie. To co się dzieje nie jest w porządku i przy tym obstaję. Za "nasrane" przepraszam, dałam się ponieść emocjom po przeczytaniu poprzednika. Nie sądzę, że to wszystko co napisałam tworzy obraz osoby nietolerancyjnej. Jeśli ktokolwiek odniósł takie wrażenie, to może nie umiem sformuować moich myśli odpowiednio. W całym wątku wyszłam jednak dość łagodnie, z innych postów aż iskry leciały. Generalnie odnoszę wrażenie, że większość kocha te słowne przepychanki. Nie rozumiem, dlaczego dla ciebie "atak" na autora filmu można uznać za TOLERANCJĘ, a mój "atak" na ludzkość już nie. Przecież ja Ameryki nie odkryłam, bo chyba wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że niszczymy otaczającą nas przyrodę, siebie na wzajem, więc cóż w tym strasznego, że to powiedziałam. Dla mnie to nie atak nietolerancji, a raczej stwierdzenie faktu, że dzieje się coś okrutnego i nie powinniśmy usprawiedliwiać się tym, że przecież tak było, jest i musi być.