Chociaż Norwegia etapami „wraca do życia”, łagodząc obostrzenia, zmniejszając dystans społeczny i otwierając kolejne placówki, liczy się tym, że kryzys dopiero nadejdzie.
adobe stock/ licencja standardowa
Kryzys wywołany pandemią koronawirusa nie oszczędził właściwie żadnego państwa na świecie – nawet Norwegii zaliczanej do grona krajów, które najszybciej z niego wyjdą. Zahamowanie norweskiej ekonomii, która w ciągu pierwszego kwartału 2020 skurczyła się o 1,9 proc. kosztem środków podjętych w walce z rozprzestrzenianiem się epidemii, m.in. wskutek zamknięcia firm i zatrzymania działania wielu sektorów gospodarki, według raportu Centralnego Biura Statystycznego zapoczątkowało recesję mogącą się utrzymać nawet przez kilka lat.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy 14 kwietnia szacował, że globalny kryzys osiągnie największe rozmiary dopiero w drugim kwartale 2020 roku, a to oznacza, że chociaż – tak jak Norwegia – wiele krajów etapami już „wraca do życia”, łagodząc obostrzenia, zmniejszając dystans społeczny i otwierając kolejne placówki, muszą liczyć się z największym spadkiem gospodarki od czasu Wielkiego Kryzysu z lat 30. XX wieku. Dla sporego odsetka mieszkańców tych państw oznacza to brak pracy i gorszą sytuację finansową.
Niestety, mimo to nie jest to dla nich najlepszy moment na uzyskanie dodatkowych środków z banku. Wszystko przez wymuszone cięcia i powszechną niepewność, mające swoje przełożenie na norweski rynek pracy.
Rezygnują z najważniejszego surowca
Nie bez znaczenia jest w sytuacji ekonomicznej cena ropy, skoro Norwegia zalicza się do jednego z jej kluczowych eksporterów i m.in. na sektorze wydobywczym opiera swoją gospodarkę. 30 marca ropa naftowa Brent osiągnęła rekordowo niską cenę 22,92 dolarów za baryłkę, a to najniższy wynik, jaki najważniejszy norweski surowiec odnotował od 2003 roku, podczas gdy jeszcze w styczniu tego roku za baryłkę „czarnego złota” trzeba było zapłacić niemal 69 dolarów.
Kraj fiordów 30 kwietnia podjął również decyzję o ograniczeniu wydobycia ropy na Norweskim Szelfie Kontynentalnym, ponieważ przez wprowadzone na świecie nadzwyczajne środki ostrożności drastycznie spadł popyt na surowiec. Ostatnio Norwegowie podjęli takie kroki 18 lat temu.
Kraj fiordów w czerwcu zmniejszy eksploatację o 250 tys. baryłek ropy naftowej dziennie, zaś w drugiej połowie roku o 134 tys. bbl dziennie.
Rekordowe bezrobocie i fala bankructw
Chociaż norweski rząd uruchomił kilka pakietów kryzysowych wspierających gminy i różne branże oraz m.in. umożliwił przedsiębiorstwom aplikowanie o pomoc finansową z państwowego budżetu, aby ograniczyć falę bankructw i zwolnienia pracowników, w rejestrze Urzędu Pracy i Polityki Społecznej na przełomie marca i kwietnia znalazło się najwięcej bezrobotnych i odesłanych na permittering w historii. Natomiast w ciągu kilkunastu godzin od otwarcia formularzy online Urząd Podatkowy (Skatteetaten) otrzymał 1200 aplikacji norweskich przedsiębiorstw znajdujących się w trudnej sytuacji ekonomicznej. Po trzech dniach liczba ta urosła do 6 tysięcy.
7 kwietnia poziom bezrobocia w Norwegii sięgał 15,4 proc. siły roboczej kraju fiordów, w ciągu następnych dwóch tygodni spadł on do 15,3 proc. Wówczas osób całkowicie lub częściowo bezrobotnych oraz poszukujących zatrudnienia widniało w rejestrze 430 tys., niemniej i tak przybywało pracowników odsuniętych od obowiązków zawodowych i zmuszonych do składania wniosków o zasiłek dagpenger.
adobe.stock.com/ licencja standardowa
Kryzys jest już odczuwalny w zwykłych domach
Z kolei według ankiety przeprowadzonej przez Norweski Instytut Badań Konsumenckich (SIFO) tylko po upływie trzech tygodni od „zamknięcia” Norwegii 12 marca kłopoty finansowe zadeklarowało 8 proc., czyli 192 tys. ankietowanych gospodarstw domowych. Większość respondentów z grupy najbardziej dotkniętej kryzysem przyznała, że ledwo stać ją na zakup podstawowych produktów, jak jedzenie, i opłacenie czynszu. SIFO szacuje, że grono ankietowanych gospodarstw narażonych na problemy ekonomiczne z powodu koronawirusa liczy ich sobie aż 720 tys., co odpowiada 30 proc.
Nowy kredyt to nie najlepszy pomysł
W ostatnich latach nastąpił ogromny wzrost zadłużenia konsumentów – według badań SIFO ogółem 80 proc. norweskich domostw ma jakieś długi. Jak jednak pokazują dane Krajowego Rejestru Długów, tzw. kryzys koronowy i społeczna izolacja sprzyjają redukcji długu mieszkańców kraju fiordów. Podczas znacznie ograniczonej konsumpcji bowiem Norwegowie zdołali spłacić łącznie prawie 6 miliardów koron w nieco ponad miesiąc – od 11 marca do 21 kwietnia niezabezpieczone zadłużenie zmniejszyło się ze 171 do 165 miliardów koron, natomiast całkowite limity kredytowe zmalały z 262 do 256 miliardów koron. Liczby te obejmują wszystkie norweskie pożyczki konsumpcyjne, karty kredytowe oparte na liniach kredytowych, karty debetowe i pożyczki spłatowe.
Spadek jest widoczny we wszystkich formach kredytu, również konsumenckich. W ich przypadku spowodowany prawdopodobnie faktem, że po wprowadzeniu w Norwegii środków do walki z koronawirusem składa się mniej wniosków i udziela się mniej pożyczek. Ci z kolei, którzy mają taką możliwość, starają się „nadgonić” w spłacaniu zadłużenia.
Rejestr długów w Norwegii jest powiązany z Ministerstwem ds. Dzieci i Rodziny i prowadząc przegląd wszystkich niezabezpieczonych długów w Norwegii, zapewnia dokumentację dotyczącą kredytów i długów konsumenckich dla banków i innych instytucji finansowych.
Osobom, które straciły zatrudnienie, a wraz z nim stały dochód, jak również tym odesłanym przez pracodawcę na permittering, mimo ich trudnej sytuacji finansowej banki praktycznie nie udzielają kredytów. Nawet bowiem pracownicy odsunięci przez zatrudniającego od obowiązków zawodowych otrzymują 100 proc. wynagrodzenia zaledwie przez 20 dni od przejścia na permittering, i chcąc później zachować źródło pieniędzy, muszą ubiegać się o zasiłek dla bezrobotnych. Również mieszkańcy kraju fiordów ze statusem poszukującego pracy nie są w oczach banków wiarygodnym klientem. Nawet tym, którym bank byłby skłonny udzielić pożyczki, mimo wszystko odradza się taki krok w związku z niepewną sytuacją na rynku pracy.
Istnieje opcja ratunkowa
W przeciwieństwie do pożyczania czystej gotówki osobom pobierającym zasiłek dla bezrobotnych banki chętniej jednak oferują opcję refinansieringu, czyli przeniesienia kredytu nawet z kilku różnych banków do innego banku i skumulowaniu ich w jedną pożyczkę na lepszych warunkach lub połączenia kredytów i kart kredytowych w jedno zobowiązanie o sumarycznie mniejszej racie. Takie rozwiązanie jawi się jako korzystne dla osób z kłopotami finansowymi, bo chociaż nie dostaną one nowego zastrzyku gotówki, mogą mimo wszystko wydłużyć czas spłaty, obniżyć oprocentowanie, spłacać jedną ratę zamiast kilku i w ten sposób w jakimś stopniu odciążyć swój budżet.
Odkąd w lipcu 2019 r. wprowadzono bardziej rygorystyczne wymagania dla klientów zainteresowanych kredytami konsumenckimi i jednocześnie udostępniono bankom dane od konkurentów, u których klienci pożyczali pieniądze, notowano statystycznie więcej odmów od banków niż wcześniej. Tym bardziej teraz, gdy w kraju fiordów drastycznie wzrosło bezrobocie, w kwietniu 2020 przekraczając 15,4 proc. siły roboczej, a perspektywy gospodarcze są wciąż niepewne.
Dług nie zniknie, ale będzie łatwiej
Mimo to jednocześnie część spłaty kredytów konsumpcyjnych została „przejęta” przez banki oferujące refinansowanie, zastępujące mniej korzystne kredyty, często z zabezpieczeniem mieszkaniowym. Jak twierdzą eksperci finansowi, refinansowanie kredytów to obecnie najrozsądniejsza opcja, na jaką mogą się zdecydować zadłużone osoby. Zmieniające się oprocentowanie okazuje się bowiem niekiedy bezlitosne, szczególnie w przypadku utraty pracy i dochodu – średnie oprocentowanie kredytów konsumenckich wynosi 15 procent, podczas gdy średnie oprocentowanie kart kredytowych to już 18 procent, a trzeba mieć na uwadze, że z miesiąca na miesiąc może rosnąć oraz że zdarzają się karty obciążone oprocentowaniem rzędu nawet 25-30 proc.
Oznacza to, że jeśli wyda się 100 tys. koron z karty kredytowej, przy przykłądowym uśrednionym oprocentowaniu trzeba będzie spłacić 18 tys. koron rocznie tylko w formie odsetek. Właśnie dlatego najważniejsza jest kontrola nad własnym długiem i dążenie do jak najszybszego pozbycia się go, a obecnie nie kolejna pożyczka może się do tego przyczynić, tylko konsolidacja niezabezpieczonych kredytów. Oczywiście nie kasuje ona z marszu zadłużenia, jednak przenosi je do innego banku na warunkach bardziej sprzyjających klientowi, a przy opcji wydłużenia czasu spłaty, rata będzie niższa.
Jednocześnie przy stałych miesięcznych stawkach łatwiej gospodarować swoim budżetem, a ponadto opłacanie tylko jednej raty miesięcznie gwarantuje udogodnienie administracyjne – trudniej będzie ją przeoczyć i o niej zapomnieć, więc także nie wzrosną odsetki w związku z ominięciem wpłaty. Przy okazji, jeśli posiada się własną nieruchomość, można wykorzystać ją jako zabezpieczenie kredytu i tym samym uzyskać jeszcze niższe stopy procentowe.
A może… wakacje kredytowe?
Inną ewentualnością dla osób posiadających już kredyt jest zawieszenie jego spłaty na maksymalnie 3 miesiące. Niekiedy należy uargumentować, w jaki sposób koronawirus skomplikował sytuację finansową klienta, a czasem też przedstawić wymaganą dokumentację, jednak niektóre banki nie oczekują tłumaczenia. Na pewno jednak utrata pracy czy permittering zaliczają się do wiarygodnych powodów. Avdragsfrihet, czyli wakacje kredytowe, nie zwalniają natomiast ze spłaty dodatkowych składowych miesięcznej raty, takich jak rata części kapitałowej, odsetki, opłata administracyjna czy ubezpieczenie kredytu, tylko z kapitału.
Mimo wszystko trzeba się liczyć z tym, że odroczenie rat kredytu wydłuża okres jego spłaty o tyle miesięcy, ile trwały wakacje, a odsetki wzrosną. W konsekwencji skutkować to będzie zwiększeniem całkowitej kwoty spłaty kredytu.