Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu
Edukacja

Tu nie ma równych i równiejszych. Polacy o uczniach w Norwegii: „Mają być przeciętni”

Hanna Jelec

29 września 2018 08:00

Udostępnij
na Facebooku
19
Tu nie ma równych i równiejszych. Polacy o uczniach w Norwegii: „Mają być przeciętni”

W norweskiej szkole coraz częściej odchodzi się od klasycznych metod nauczania. Zamiast sztywnych reguł, nauczyciele stawiają na aktywne, angażujące zajęcia. Fotolia/Royalty-Free

Brak nagan i brak pochwał – w norweskiej szkole ma być demokratycznie i „po równo”. Dla Skandynawów oczywistym jest, że słynne Prawo Jante działa także w edukacji: „nie wyróżniaj się – nawet jako dziecko jesteś częścią grupy”. Na sprawę inaczej patrzą jednak imigranci. – To nie jest miejsce dla dzieci uzdolnionych, wyjątkowo ambitnych – piszą polscy rodzice. Choć część z nich jest zadowolona z norweskiego, łagodnego podejścia do dzieci, wielu w norweskim systemie edukacji widzi przede wszystkim „hodowlę przeciętności”.
Norweska szkoła to dla polskich rodziców wiele plusów: odciąża od kupowania wyprawki szkolnej, dba o dzieci, zapewnia asystentów. Do niektórych kwestii Polacy podchodzą jednak z rezerwą. „Wymuszona równość”: brak ocen, punkty, o których nie słyszą inni uczniowie, a jednocześnie brak pochwał i, w efekcie, „wielka demotywacja” – to główne zarzuty polskich rodziców pod adresem norweskiego systemu edukacji. Choć wielu chwali sobie spokój i rutynę szkolną w kraju fiordów, nie wszyscy widzą w niej drogę do sukcesu swoich dzieci.
Reklama

Nie ma ocen, nie ma pytań

Pytanie „Co dostałeś?” raczej nie ma racji bytu wśród dzieci chodzących do norweskiej szkoły. Nie ma tu ocen, a jeśli już – będą to testy tygodniowe lub podsumowujące sprawdziany roczne, za które uczniowie otrzymują daną liczbę punktów. Wyników nigdy nie odczytuje się też na forum. Dla nauczycieli – także w Polsce – to bardzo różowa wersja systemu edukacji. Choć dzielenie się wynikami dzieci z innymi uczniami jest w etyce nauczycielskiej wręcz zakazane, ku tej metodzie motywowania skłania się wielu pedagogów i… równie wielu rodziców. W Norwegii na porównywanie nie ma miejsca. Podobnie wygląda sprawa zadań domowych – jest ich zwykle niewiele, a ćwiczenia opierają się na sprawach bardzo praktycznych. Nikt nie wstawia też za nie niedostatecznych, wychodząc z założenia, że zadania mają jedynie służyć uczniom w lepszym przyswajaniu materiału.

Czy to dobrze? Wśród rodziców panuje wiele opinii. Większość jednak twierdzi, że dzięki braku zadań kręcących się wyłącznie wokół teorii, ich dzieci chętniej biorą się za naukę. Jedna z internautek pisze:

Mieszkam w Norwegii, tutaj zadania domowe są śmiesznie krótkie, na weekendy zero zadań. Jeśli jest zadanie z liczenia, córka robi sama, a ja jej nie poprawiam. Od tego jest nauczyciel w szkole, który w ten sposób może określić, ile ona się nauczyła i czy można ruszyć dalej z programem. Tutaj nie ma ocen z zadań domowych i tez ich się na forum nie czyta. Wszystko, aby nie było wyśmiewań i różnic między dziećmi. Ona lubi szkołę i zadania domowe, ja nie lubiłam jednego ani drugiego.

„To promowanie przeciętności”

Niektórzy rodzice sądzą jednak, że wymagania dla norweskich uczniów są przez to za niskie. Część uważa, że to wręcz „promowanie przeciętności”. Jedna z komentujących w sieci zauważa:

Odnoszę wrażenie, że norweska szkoła jest świetna dla dzieci mających uzdolnienia przeciętne lub niższe. One tu nigdy nie usłyszą, że są „najgorsze w klasie”. Natomiast, jeśli chodzi o dzieci nieprzeciętnie uzdolnione, ambitne – myślę, że tu polska szkoła byłaby lepszą alternatywą. W Polsce takie dzieci są zazwyczaj szybko dostrzegane, a ich umiejętności doceniane i wspierane. W Norwegii bardziej wartościowe wydaje się wychowywanie dzieci jako członków społeczeństwa, kolektyw.

Promowanie demokratycznego podejścia to dla wielu duży błąd. Ze względu na „strach przed wyróżnianiem” norweskim szkołom często zarzuca się „zbyt dużą równość” – zwłaszcza gdy obserwuje się system edukacji z perspektywy imigranta. Zdaniem wielu rodaków brak wyścigu szczurów to jedno, absolutny brak pochwał, czerwonych pasków i wyróżnień – bardzo demotywujące drugie. „Hodowla przeciętności, w której moje dziecko cofa się w rozwoju” – komentuje w niewybrednych słowach jeden z użytkowników Facebooka.

Prawo Jante także w szkole?

Choć obecnie sytuacja w wielu placówkach ulega zmianie i coraz więcej szkół decyduje się na jawne chwalenie najlepszych uczniów, na „modę na pochwały” krzywo patrzą sami Norwegowie. Norweski pisarz Karl Ove Knausgaard w wywiadzie dla magazynu Newsweek broni typowo skandynawskiego podejścia, wściekając się:

W Skandynawii bycie próżnym, wynoszenie się nad innych, uważane było za coś wulgarnego i wręcz niemoralnego. Wszyscy powinni być równi, skromni, przeciętni. To rodzaj niezbędnej solidarności społecznej. Równe traktowanie wszystkich w szkołach, szpitalach, urzędach. W szkole moich dzieci na koniec roku wyróżnia się najlepszych uczniów, co za moich czasów było nie do pomyślenia.

Dlatego wielu polskich rodziców radzi, by przygotować dzieci na typowo skandynawską „klasową równość” – niezrażanie się brakiem pochwał i jednoczesne nieosiadanie na laurach. Dla niektórych szkolna równość to nieco łagodniejsza wariacja prawa Jante (Janteloven) – zbioru zapisów z książki „Uciekinier w labiryncie”: dzieci mają nie myśleć o sobie ani jako o gorszych, ani o lepszych.

Dla niektórych polskich matek taka skandynawska perspektywa jest jednak pozytywnym zaskoczeniem. Jedna z czytelniczek bloga o Polce mieszkającej w Szwecji komentuje prawa Północy w ten sposób: „Z Polski wyniosłam, że trzeba być lepszym od innych, że „Maciek dostał 4, a ty tylko 3?”. Każdy ma dążyć do bycia nad innymi. Janteloven jest dla Polaków lekcją pokory”.

Założenie nie przemawia jednak do wszystkich. Choć dzieci mają czuć się częścią grupy i nie wyróżniać się na tle innych norweskich uczniów, bez dążenia do bycia najwybitniejszymi w klasie, te bardziej ambitne mogą ucierpieć. – O tym nie mówi się głośno. Nasz chłopiec to rozumie i robi to, co chce, ale wie, że nie chce być najgorszy, więc pracuje – podsumowuje Michał Ziółkowski, rodzic dziecka szkolnego z Kristiansand. Na pytanie o to, czy wysłałby dziecko do polskiej szkoły, odpowiada krótko: „nam tu dobrze”.
Który system edukacji bardziej do Ciebie przemawia?
polski
63.07%
norweski
36.93%
łącznie głosów: 769
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Agnieszka Mazurek

01-10-2018 22:50

Brawo Tomasz,dobrze napisane

Xx1

01-10-2018 21:36

Niestety drugiego Einsteina to Norwegia nie wyda. Z Munchem im się udało, ale gdyby Munch był na przykład Polakiem i trafił by do dzisiejszej Norwegi to świat by o nim nie usłyszał. Dziś świat pędzi, ale przez powstające różnice społeczne podejrzewam ze Norwegowie również nabiorą rozpędu. Wielu będzie chciało być po tej lepszej stronie, po której ludzie maja po kilkadziesiąt domów i nie musza się martwić ze cena prądu wzrosła i postawili im po bramce przy wyjeździe z domu...

Johannes007

01-10-2018 19:24

Na pewno tej model edukacji nie przypadnie wszystkim do gustu. Jest to zrozumiałe, bo ma swoje wady, szczególnie z punktu widzenia życia w kraju (np. Polsce), gdzie udział w wyścigu szczurów gwarantuje po prostu sukces życiowy. Bycie miłym i równym nie ma sensu w Polsce, tutaj jest wystarczające.

Wydaje mi się, że nieco innym problemem jest też mentalność samych rodziców, która poniekąd wynika z tego uczestniczenia już od najmłodszych lat w wyścigu szczurów. Będąc w Polsce, pracując z dzieciakami w rożnym wieku, oczywiście też spotykając dzieci znajomych, czy rodziny jedna rzecz, która bardzo często rzucała się w oczy - prawie każdy rodzic, albo znacząca ich część uważała, że jego/ich dziecko jest wyjątkowe, bo wcześniej zaczęło chodzić, mówić, liczyć, etc. Nie ważne, że mieści się to w granicach przeciętności, ale nawet najmniejszy odchył, mieszczący się w granicach błędu statystycznego były interpretowany przez rodziców jako "wyjątkowo" zdolniejsze, sprawniejsze, mądre, grzeczne, szybciej, wcześniej, lepiej coś robiące niż rówieśnik etc. Rozwój tych dzieci oczywiście przebiegła normalnie, a dorosłość, która przyszła, nie ujawniła jakiś niesamowitych, ponadprzeciętnych talentów. Prawdziwie, ponadprzeciętnie uzdolnionych w jakieś dziedzinie, czy rozwiniętych dzieci było może kilkoro. Rozumiem skąd to się bierze i szanuję to, ale tak jak mówię, to kwestia kulturowa i rodzice też powinni trochę wyluzować, bo dzieci jak mają być super utalentowane i zdolne, to będą, czy to w Norwegii czy w Polsce czy na Saharze. Samemu też można wspierać skutecznie rozwój intelektualny, emocjonalny i fizyczny dziecka - szkoła czy to w Polsce, czy Norwegii sama niczego nie załatwi.

Tomasz Lenartowicz

01-10-2018 11:56

Temat dość obszerny. Powtarzanie w kółko tej samej sekwencji "janteloven i bez wyróżniania" bezsensowne. Warto zwrócić uwagę na rezultaty norweskiego modelu szkoły. Bo przecież rezultaty określają skuteczność. Ilu noblistów z: nauk ścisłych, ekonomii, medycyny itd. maja Norwegowie? Ile najnowszych osiągnięć w IT jest zasługa Norwegów? I jeszcze jedno. Jak to się dzieje ze norweskie dzieci sa tak nieprzygotowane na życiowe porażki (patrz statystyka niekończących videregående )? Przecież byli wychowani w "czy się stoi czy się leży..".

Marek Nowak

01-10-2018 09:30

Do Kamil. Poprawność posługiwania się językiem ojczystym jest podstawową cechą patriotyzmu. Poprawnie po polsku piszemy : niewykształcony, prostszy, mamuśka, bezpłciowa, o literówkach i znakach interpunkcyjnych nie wspominam. Chodzi o to, że jesteś typowym polskim emigrantem o podłożu polskiego katola, który zamiast być wdzięczny za umożliwienie pobytu i dorobienie się , jak kolega sam wspomina , to pluje na ten kraj, obraża ich mieszkańców wyzywając od norów. Słusznie kolegi córki wolą czuć się Norweżkami mając za wzór takiego ojca. Norweska edukacja jest jak najbardziej poprawna, buduje społeczność, nie broni indywidualności, jednak stoi na straży RÓWNOŚCI, tak niezrozumianej przez Polaków. Pozdrawiam

Andrzej S.

30-09-2018 18:04

There is all the difference in the world between treating people equally and attempting to make them equal. The first is the condition of a free society, the second means a new form of servitude

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok