Do tragedii polskich pracowników doszło 10 lat temu. Sprawa do dziś budzi kontrowersje.
Fotolia/Royalty-Free
10 lat temu w Drammen spłonął dom, w którym mieszkali polscy pracownicy. Zginęło siedmiu rodaków, a dwóch odniosło poważne obrażenia. Na ławie oskarżonych zasiadł jedynie mieszkający tam 50-kilkuletni polski hydraulik, który jako ostatni „majstrował” przy tablicy bezpieczników. Ostatecznie, po czasie, został zwolniony z odbywania kary. Do odpowiedzialności nie powołano jednak właścicieli domu – Norwegów, którzy nie zaprzątali sobie głowy jakimikolwiek zabezpieczeniami przeciwpożarowymi i odpowiednimi warunkami dla wynajmujących.
Mimo że tragedia, której dziesiąta rocznica przypada tej jesieni, wydarzyła się w 2008 r., jeszcze w 2015 norwescy dziennikarze pytali: dlaczego przed sądem stanął mieszkający w domu Polak, a w podobnej sprawie z innej części kraju – pożarze budynku wynajętego dwóm rdzennym Norweżkom w 2004 r. – sąd bez wahania skazał na karę więzienia jedynie właściciela niezabezpieczonego budynku?
Dramat polskich pracowników
Do tragedii w Drammen doszło w listopadzie 2008 r. Nad ranem z budynku przy Stasjongate 36 zaczęły wydobywać się płomienie. Wiekowy dom zamieszkiwali polscy pracownicy – oficjalnie zameldowanych było czterech, jednak media mówiły o około dwudziestu mieszkających tam Polakach. Nie wszyscy zdołali się uratować. W pożarze zginęło aż siedmiu rodaków, którzy pracowali w Norwegii, by utrzymać rodziny w Polsce. Dwóch Polaków odniosło bardzo poważne obrażenia.
Sąd orzeka: winny jest Polak
Na ławie oskarżonych zasiadał jeden z zamieszkujących dom Polaków. To polski hydraulik, ojciec trójki dzieci. Według zeznań to on jako ostatni „majstrował” przy tablicy z bezpiecznikami. Policja nie zdołała jednak ustalić, czy było to bezpośrednią przyczyną pożaru – ta pozostała nieznana. Wiadomo jednak, że przez dom przez kilka lat przewinęło się ponad 200 pracowników, a właściciele budynku nie zapewniali w tym czasie odpowiednich warunków związanych z bezpieczeństwem przeciwpożarowym. Sąd orzekł, że Polak ponosi winę za całe zdarzenie.
Dziennikarze: „Co z Norwegami?”
Po rozpatrzeniu sprawy przez wyższą instancję mężczyzna ostatecznie został zwolniony z odbywania kary. W 2015 r. NRK przygotowało program, w którym analizowało szczegóły procesu sądowego. Dziennikarze zauważali, że przykład tragedii Polaków to dowód na to, że w Norwegii wciąż funkcjonują „równi i równiejsi”. Dla porównania: w 2004 r. w kraju miało miejsce podobne zdarzenie: spłonął budynek mieszkalny wynajmowany przez dwie Norweżki. Obyło się bez ofiar, jednak przed sądem stanął właściciel lokalu – sąd orzekł bez wahania, że to on nie zapewnił kobietom odpowiednich warunków do mieszkania i zabezpieczeń w razie pożaru.
Sprawa Polaków wstrząsnęła polską opinią publiczną. Po 2015 r. i materiale NRK losami oskarżonego i rodzin poszkodowanych zainteresowali się także sami Norwegowie. W sieci nie brakuje jednak głosów oburzenia: zarówno dziennikarze, jak i komentujący zauważają, że w kraju fiordów w wielu przypadkach obowiązują podwójne standardy – ludzie, którzy nie znają języka i nie są biegli w przepisach, nie są w stanie walczyć o swoje prawa. Na wysokości zadania nie staje także norweski sąd – początkowy wyrok wzbudza spore kontrowersje, a sprawa Polaka wciąż uważana jest za precedensową.
Reklama
12-11-2018 12:21
5
0
Zgłoś
22-10-2018 14:57
4
0
Zgłoś
21-10-2018 09:53
20-10-2018 14:41
38
0
Zgłoś
20-10-2018 12:14
1
0
Zgłoś