Zrozumieć Barnevernet

fotolia.pl - royalty free
Panicznie boję się tego urzędu, bo wciąż słyszę o nim przerażające rzeczy, dlatego postanowiłam zajrzeć w paszczę lwa, pomimo średniej znajomości języka. Pomyślałam, że przecież zawsze można się kogoś dopytać, gdy coś nie będzie zrozumiałe.
Spotkanie prowadziły dwie kobiety, które dość pobieżnie opisały problemy rodzinne przyczyniające się do interwencji norweskiego urzędu. Pokrótce przedstawiono nam procedury, jak i różnorodność w zakresie działań. Oczywiście my, Polacy, znamy Barnevernet tylko ze złej strony i dlatego nasze nastawienie jest od samego początku bojowe oraz mocno roszczeniowe. Pamiętamy Krzysztofa Rutkowskiego, który porwał z Norwegii niesłusznie, z naszego punktu widzenia, odebrane rodzicom polskie dziecko, prawda?
Dzieci cennym towarem?
Podczas spotkania poruszono także temat różnic kulturowych, które są najczęstszą przyczyną konfliktów z prawem. Na forum w bardzo ciekawy sposób wypowiedziała się czarnoskóra uczestniczka seminarium. Jej syn, jak uważali norwescy nauczyciele, był nadaktywny. Dla niej natomiast to normalnie rozwijający się afrykański chłopiec, który skakanie, bieganie i ciągły ruch zapisane miał w genach. Problem rozwiązał się, gdy obie strony zaczęły ze sobą rozmawiać, choć jak sama stwierdziła - przekonać urząd nie było łatwo.
Następnie zaprezentowano nam krótki film zrealizowany na podstawie książki bardzo cenionej norweskiej pisarki, Gro Dahle, zatytułowany „Sinna Mann” (Zły Pan). Bajka porusza ważny, aczkolwiek niewygodny dla nas temat przemocy domowej. Złym Panem jest ojciec, który w gniewie zamienia się w potwora. Nie potrafi panować nad swoimi emocjami, bije mamę i wywraca dom do góry nogami. To wiejące grozą opowiadanie ma jednak szczęśliwe zakończenie. Jakie? Aby się dowiedzieć, wystarczy poświęcić piętnaście minut i obejrzeć krótką, ale bardzo wymowną kreskówkę dobitnie pokazującą nam świat oczami przerażonego chłopca. My, dorośli, bardzo często zapominamy o tym, że zupełnie inaczej postrzega nas małe dziecko, a inaczej my siebie samych. To może rodzić wiele problemów. Warto o tym pomyśleć.
Wspomnę jeszcze o Polakach, bo mam kilka przemyśleń. Po pierwsze, wyraźnie widać potrzebę częstszych spotkań, na których obie strony miałyby możliwość poznania siebie nawzajem. W Bergen od nowego roku organizacja polonijna Propter Famila będzie pomagać w dialogu z Barnevernet. W Sandnes Towarzystwo Polsko-Norweskie w Stavanger organizuje już cykliczne rozmowy. Warto zainteresować się tematem, bo niewiedza działa niestety na naszą niekorzyść. Nie tylko nie znamy tutejszego prawa, ale stajemy się ofiarą pogłosek, żyjąc w ciągłym strachu.
Dialog jest tu kluczowy, niemniej potrzeba naszego większego zaangażowania. Nie widać go niestety, skoro na rozmowie pojawiła się garstka przestraszonych rodaków. To musi jak najszybciej ulec zmianie, by przynieść pożytek obu stronom.
Po drugie, choć na pierwszy rzut oka niczym nie różnimy się od Norwegów, to przy bliższych kontaktach ujawnia się wiele rozbieżności, które rzeczywiście mogą rodzić większe problemy.
Mama wie lepiej?
Pani uprzejmie, ale stanowczo odparła, że dzieci w Norwegii słodycze jedzą tylko w weekendy i wysłała mnie na rozmowę z pielęgniarką, która zaopatrzyła mnie w kilka książek kucharskich i omówiła piramidę żywnościową. Uszanowałam tę zasadę, unikając dalszych problemów. Pozostaje pytanie, na ile organa publiczne w Norwegii powinny ingerować w takie kwestie. I bardziej istotne – do jakiego stopnia możemy się buntować?
To może Cię zainteresować
11-03-2017 17:13
0
0
Zgłoś
10-02-2016 20:19
1
0
Zgłoś
09-01-2016 11:48
0
-1
Zgłoś
09-01-2016 11:43
2
0
Zgłoś
09-01-2016 10:46
0
-2
Zgłoś
13-11-2015 07:54
6
0
Zgłoś
13-11-2015 07:41
0
-1
Zgłoś
13-11-2015 07:25
0
-2
Zgłoś