Życie w Norwegii
Zrozumieć Barnevernet
12

fotolia.pl - royalty free
Co jakiś czas w różnych regionach Norwegii odbywają się spotkania z przedstawicielami Barnevernet, norweskiego Urzędu Ochrony Praw Dziecka. Ja udałam się na to zorganizowane w Bergen, które odbyło się 3 listopada w Kafe Magdalena. Byłam pewna, że na tak ważne dla nas, rodziców, spotkanie przybędą tłumy zainteresowanych. Nic bardziej mylnego. Dlaczego?
Nie wiem i sądzę, że na próżno szukam logicznej odpowiedzi. Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to problemy z porozumiewaniem się, bo spotkanie prowadzono po norwesku, a jak wiadomo, my – Polacy – mamy z tym duże problemy.
Panicznie boję się tego urzędu, bo wciąż słyszę o nim przerażające rzeczy, dlatego postanowiłam zajrzeć w paszczę lwa, pomimo średniej znajomości języka. Pomyślałam, że przecież zawsze można się kogoś dopytać, gdy coś nie będzie zrozumiałe.
Spotkanie prowadziły dwie kobiety, które dość pobieżnie opisały problemy rodzinne przyczyniające się do interwencji norweskiego urzędu. Pokrótce przedstawiono nam procedury, jak i różnorodność w zakresie działań. Oczywiście my, Polacy, znamy Barnevernet tylko ze złej strony i dlatego nasze nastawienie jest od samego początku bojowe oraz mocno roszczeniowe. Pamiętamy Krzysztofa Rutkowskiego, który porwał z Norwegii niesłusznie, z naszego punktu widzenia, odebrane rodzicom polskie dziecko, prawda?
Panicznie boję się tego urzędu, bo wciąż słyszę o nim przerażające rzeczy, dlatego postanowiłam zajrzeć w paszczę lwa, pomimo średniej znajomości języka. Pomyślałam, że przecież zawsze można się kogoś dopytać, gdy coś nie będzie zrozumiałe.
Spotkanie prowadziły dwie kobiety, które dość pobieżnie opisały problemy rodzinne przyczyniające się do interwencji norweskiego urzędu. Pokrótce przedstawiono nam procedury, jak i różnorodność w zakresie działań. Oczywiście my, Polacy, znamy Barnevernet tylko ze złej strony i dlatego nasze nastawienie jest od samego początku bojowe oraz mocno roszczeniowe. Pamiętamy Krzysztofa Rutkowskiego, który porwał z Norwegii niesłusznie, z naszego punktu widzenia, odebrane rodzicom polskie dziecko, prawda?
Dzieci cennym towarem?
Z opowieści krążących w Internecie wiemy, że polska ambasada niewiele może pomóc, a nasze dzieci są cennym towarem, bo przecież białe i mądre. Same prowadzące spotkanie były tego świadome i niejednokrotnie podkreślały, że opinia publiczna i media działają na niekorzyść urzędu, którego priorytetem wcale nie jest zabranie dziecka rodzinie emigranckiej czy norweskiej, ale szeroko pojęta pomoc socjalna i psychologiczna. Tu podano przykład niepełnej rodziny, w której oprócz matki było jeszcze czworo dzieci. Dokładnie opowiedziano, jaką pomoc otrzymała kobieta. Zastrzeżenia może budzić fakt, iż była to Somalijka i do końca nie wiemy, czy my otrzymalibyśmy identyczne wsparcie.
Podczas spotkania poruszono także temat różnic kulturowych, które są najczęstszą przyczyną konfliktów z prawem. Na forum w bardzo ciekawy sposób wypowiedziała się czarnoskóra uczestniczka seminarium. Jej syn, jak uważali norwescy nauczyciele, był nadaktywny. Dla niej natomiast to normalnie rozwijający się afrykański chłopiec, który skakanie, bieganie i ciągły ruch zapisane miał w genach. Problem rozwiązał się, gdy obie strony zaczęły ze sobą rozmawiać, choć jak sama stwierdziła - przekonać urząd nie było łatwo.
Następnie zaprezentowano nam krótki film zrealizowany na podstawie książki bardzo cenionej norweskiej pisarki, Gro Dahle, zatytułowany „Sinna Mann” (Zły Pan). Bajka porusza ważny, aczkolwiek niewygodny dla nas temat przemocy domowej. Złym Panem jest ojciec, który w gniewie zamienia się w potwora. Nie potrafi panować nad swoimi emocjami, bije mamę i wywraca dom do góry nogami. To wiejące grozą opowiadanie ma jednak szczęśliwe zakończenie. Jakie? Aby się dowiedzieć, wystarczy poświęcić piętnaście minut i obejrzeć krótką, ale bardzo wymowną kreskówkę dobitnie pokazującą nam świat oczami przerażonego chłopca. My, dorośli, bardzo często zapominamy o tym, że zupełnie inaczej postrzega nas małe dziecko, a inaczej my siebie samych. To może rodzić wiele problemów. Warto o tym pomyśleć.
Podczas spotkania poruszono także temat różnic kulturowych, które są najczęstszą przyczyną konfliktów z prawem. Na forum w bardzo ciekawy sposób wypowiedziała się czarnoskóra uczestniczka seminarium. Jej syn, jak uważali norwescy nauczyciele, był nadaktywny. Dla niej natomiast to normalnie rozwijający się afrykański chłopiec, który skakanie, bieganie i ciągły ruch zapisane miał w genach. Problem rozwiązał się, gdy obie strony zaczęły ze sobą rozmawiać, choć jak sama stwierdziła - przekonać urząd nie było łatwo.
Następnie zaprezentowano nam krótki film zrealizowany na podstawie książki bardzo cenionej norweskiej pisarki, Gro Dahle, zatytułowany „Sinna Mann” (Zły Pan). Bajka porusza ważny, aczkolwiek niewygodny dla nas temat przemocy domowej. Złym Panem jest ojciec, który w gniewie zamienia się w potwora. Nie potrafi panować nad swoimi emocjami, bije mamę i wywraca dom do góry nogami. To wiejące grozą opowiadanie ma jednak szczęśliwe zakończenie. Jakie? Aby się dowiedzieć, wystarczy poświęcić piętnaście minut i obejrzeć krótką, ale bardzo wymowną kreskówkę dobitnie pokazującą nam świat oczami przerażonego chłopca. My, dorośli, bardzo często zapominamy o tym, że zupełnie inaczej postrzega nas małe dziecko, a inaczej my siebie samych. To może rodzić wiele problemów. Warto o tym pomyśleć.
Fragment kreskówki
Źródło: youtube/annecyfestival
Książka pod tytułem ZŁY PAN - audiobook - obowiązkowa lektura dla rodziców
Źródło: undefined
Po zakończeniu wystąpienia prelegentów nastąpiła dyskusja. Spodziewałam się ostrzejszej wymiany zdań, ale było nad wyraz spokojnie. Nie mnie oceniać działania Barnevernet, które samo nie komentuje swoich poczynań publicznie, nie dementuje plotek i nie odpiera zarzutów. Zawsze znamy tylko jedną wersję zdarzeń – tę należącą do poszkodowanej rodziny. A to niestety nie daje nam pełnego obrazu.
Wspomnę jeszcze o Polakach, bo mam kilka przemyśleń. Po pierwsze, wyraźnie widać potrzebę częstszych spotkań, na których obie strony miałyby możliwość poznania siebie nawzajem. W Bergen od nowego roku organizacja polonijna Propter Famila będzie pomagać w dialogu z Barnevernet. W Sandnes Towarzystwo Polsko-Norweskie w Stavanger organizuje już cykliczne rozmowy. Warto zainteresować się tematem, bo niewiedza działa niestety na naszą niekorzyść. Nie tylko nie znamy tutejszego prawa, ale stajemy się ofiarą pogłosek, żyjąc w ciągłym strachu.
Dialog jest tu kluczowy, niemniej potrzeba naszego większego zaangażowania. Nie widać go niestety, skoro na rozmowie pojawiła się garstka przestraszonych rodaków. To musi jak najszybciej ulec zmianie, by przynieść pożytek obu stronom.
Po drugie, choć na pierwszy rzut oka niczym nie różnimy się od Norwegów, to przy bliższych kontaktach ujawnia się wiele rozbieżności, które rzeczywiście mogą rodzić większe problemy.
Wspomnę jeszcze o Polakach, bo mam kilka przemyśleń. Po pierwsze, wyraźnie widać potrzebę częstszych spotkań, na których obie strony miałyby możliwość poznania siebie nawzajem. W Bergen od nowego roku organizacja polonijna Propter Famila będzie pomagać w dialogu z Barnevernet. W Sandnes Towarzystwo Polsko-Norweskie w Stavanger organizuje już cykliczne rozmowy. Warto zainteresować się tematem, bo niewiedza działa niestety na naszą niekorzyść. Nie tylko nie znamy tutejszego prawa, ale stajemy się ofiarą pogłosek, żyjąc w ciągłym strachu.
Dialog jest tu kluczowy, niemniej potrzeba naszego większego zaangażowania. Nie widać go niestety, skoro na rozmowie pojawiła się garstka przestraszonych rodaków. To musi jak najszybciej ulec zmianie, by przynieść pożytek obu stronom.
Po drugie, choć na pierwszy rzut oka niczym nie różnimy się od Norwegów, to przy bliższych kontaktach ujawnia się wiele rozbieżności, które rzeczywiście mogą rodzić większe problemy.
Mama wie lepiej?
Pamiętam, jak tuż po osiedleniu się w Norwegii, dawałam synowi do szkoły kanapki z kremem czekoladowym. Syn niejadek, więc miałam pewność, że akurat to spałaszuje z ochotą. Po kilku dniach dostałam informację, że wychowawczyni chce się ze mną widzieć. Na spotkaniu poruszono oczywiście sprawę drugiego śniadania. Byłam zła, że nauczycielka ingeruje w to, co syn je i wcale mi się nie podobało, iż sprawdzała zawartość pojemnika z jedzeniem. Powiedziałam, że ja wiem lepiej, co dziecko je, a czego nie. Każdy przecież ma swoje upodobania i przyzwyczajenia.
Pani uprzejmie, ale stanowczo odparła, że dzieci w Norwegii słodycze jedzą tylko w weekendy i wysłała mnie na rozmowę z pielęgniarką, która zaopatrzyła mnie w kilka książek kucharskich i omówiła piramidę żywnościową. Uszanowałam tę zasadę, unikając dalszych problemów. Pozostaje pytanie, na ile organa publiczne w Norwegii powinny ingerować w takie kwestie. I bardziej istotne – do jakiego stopnia możemy się buntować?
Pani uprzejmie, ale stanowczo odparła, że dzieci w Norwegii słodycze jedzą tylko w weekendy i wysłała mnie na rozmowę z pielęgniarką, która zaopatrzyła mnie w kilka książek kucharskich i omówiła piramidę żywnościową. Uszanowałam tę zasadę, unikając dalszych problemów. Pozostaje pytanie, na ile organa publiczne w Norwegii powinny ingerować w takie kwestie. I bardziej istotne – do jakiego stopnia możemy się buntować?
Autorka jest blogerką, niezależną publicystką i działaczką społeczną. Współtworzy organizację Propter Familia zajmującą się wspieraniem Polaków w norweskim Bergen. Jej komentarze i felietony można znaleźć na stronie www.justynakotowiecka.pl
Reklama
To może Cię zainteresować
1
11-03-2017 17:13
0
0
Zgłoś
10-02-2016 20:19
1
0
Zgłoś
09-01-2016 11:48
0
-1
Zgłoś
09-01-2016 11:43
2
0
Zgłoś
09-01-2016 10:46
0
-2
Zgłoś
13-11-2015 07:54
6
0
Zgłoś
13-11-2015 07:41
0
-1
Zgłoś
13-11-2015 07:25
0
-2
Zgłoś