Życie w Norwegii
„Żona żyje, ja egzystuję”. Dzień z życia pendlera
39
Emigracja to szansa na poprawę stanu portfela. Co jednak z innymi sferami życia? fotolia.com - royalty free
„W Polsce o żonie mówią, że biedna i samotna. A ja?” – pyta Sebastian. Od kilku lat mieszka w Norwegii. Jest „pendlerem” – tu pracuje i rozlicza się z podatku, ale odwiedza rodzinę w Polsce. Jego każdy dzień wygląda tak samo. Praca wypełnia całe dnie. Jedyną rozrywką jest rozmowa z żoną na Skype.
– Jakieś pół roku temu żona, która mieszka z dwójką dzieci w Polsce poprosiła mnie, abym opisał jak wygląda mój dzień, a najlepiej cały tydzień. Powiedziała, że ona zrobi to samo i codziennie będzie wysyłać mi wiadomość ze szczegółowym opisem tego, co robiła, gdzie była i z jakimi wyzwaniami musi sobie radzić, podczas mojej nieobecności. Pomysł mi się spodobał – mówi Sebastian, 34-letni pracownik budowlany, który od 4 lat mieszka w Bergen.
Z zawodu jest chemikiem. Tu ma status pendlera, czyli osoby samotnej, która pracuje i rozlicza się w Norwegii. Raz na trzy tygodnie jeździ do domu w Polsce, gdzie spędza kolejne dwa tygodnie.
Z zawodu jest chemikiem. Tu ma status pendlera, czyli osoby samotnej, która pracuje i rozlicza się w Norwegii. Raz na trzy tygodnie jeździ do domu w Polsce, gdzie spędza kolejne dwa tygodnie.
Każdy dzień jest taki sam
– Wstałem w poniedziałek rano – kontynuuje – i zanim jeszcze wyszedłem do pracy, napisałem żonie, że właśnie wziąłem prysznic, zjadłem śniadanie i naszykowałem drugie, które zabiorę ze sobą. Nie zrobiłem kawy, bo termos mi spadł tydzień temu na podłogę i się potłukł. Pracuję po 12-14 godzin na dobę. Zwyczajnie nie mam czasu na kupno nowego. Zaznaczyłem, że sklepy są tu zamknięte w niedziele, bo żona zawsze o tym zapomina. Tak jak myślałem, po chwili otrzymałem SMS z wiadomością, że z tymi sklepami to jak za komuny w Polsce.
W drodze do pracy Sebastian uświadomił sobie, że przecież każdy jego dzień wygląda tak samo. Właściwie nic się nie dzieje, więc co może napisać? Praca wypełnia całe dnie. Raz na trzy dni zajdzie do sklepu po jakieś podstawowe produkty, to wszystko. Nigdzie nie chodzi i właściwie z nikim nie utrzymuje kontaktu. Wieczorem marzy o wypoczynku. Chwilę popatrzy na wiadomości w Internecie, a oczy same mu się zamykają. Jedyną rozrywką jest rozmowa z żoną i dziećmi na Skype. W niedzielę, choć nie każdą, idzie na mszę.
W drodze do pracy Sebastian uświadomił sobie, że przecież każdy jego dzień wygląda tak samo. Właściwie nic się nie dzieje, więc co może napisać? Praca wypełnia całe dnie. Raz na trzy dni zajdzie do sklepu po jakieś podstawowe produkty, to wszystko. Nigdzie nie chodzi i właściwie z nikim nie utrzymuje kontaktu. Wieczorem marzy o wypoczynku. Chwilę popatrzy na wiadomości w Internecie, a oczy same mu się zamykają. Jedyną rozrywką jest rozmowa z żoną i dziećmi na Skype. W niedzielę, choć nie każdą, idzie na mszę.
„Ona żyje, ja egzystuję”
Cały pobyt myśli o domu i o tym, co robi żona. – Ona żyje, ja egzystuję – mówi. – Jak się okazało, jej dzień wygląda dokładnie tak samo, gdy jestem na miejscu, a co więcej, pomimo że mnie nie ma, to nie odczuwa mojego braku. Przy dzieciach pomaga czynnie teściowa. Gdy Joanna chce wyjść na kolację czy do kina z koleżankami zawsze znajduje się ktoś, kto chętnie zaopiekuje się dziećmi. Bo ona jest biedna. Samotna. A ja? – pyta Sebastian.
– A ty jesteś osłem! – wykrzykuje rozgoryczony Tadeusz, 50-letni współlokator, który z zainteresowaniem przysłuchuje się opowieści kolegi. – My wszyscy jesteśmy osłami i ofiarami systemu. Gdyby nie sytuacja w kraju, brak zatrudnienia i kredyt na głowie, w życiu nie zdecydowałbym się na pracę za granicą i życie na odległość – podkreśla oburzony.
Jego małżeństwo, jak sam opowiada, nie przetrwało próby i choć do rozwodu nie doszło, to z żoną łączą go praktycznie tylko dorastające dzieci. – Zawsze było coś, a to nowy piec, a to remont pokoju córki, a to dodatkowy angielski i korepetycje z matematyki. Ja pracowałem po kilkanaście godzin dziennie, aby jak najwięcej zarobić. Sam mam niewielkie potrzeby, więc wszystko wysyłałem do Polski. Odkładałem na sprzęt dla dzieci i studia. Dziś jest zupełnie inaczej.
– A ty jesteś osłem! – wykrzykuje rozgoryczony Tadeusz, 50-letni współlokator, który z zainteresowaniem przysłuchuje się opowieści kolegi. – My wszyscy jesteśmy osłami i ofiarami systemu. Gdyby nie sytuacja w kraju, brak zatrudnienia i kredyt na głowie, w życiu nie zdecydowałbym się na pracę za granicą i życie na odległość – podkreśla oburzony.
Jego małżeństwo, jak sam opowiada, nie przetrwało próby i choć do rozwodu nie doszło, to z żoną łączą go praktycznie tylko dorastające dzieci. – Zawsze było coś, a to nowy piec, a to remont pokoju córki, a to dodatkowy angielski i korepetycje z matematyki. Ja pracowałem po kilkanaście godzin dziennie, aby jak najwięcej zarobić. Sam mam niewielkie potrzeby, więc wszystko wysyłałem do Polski. Odkładałem na sprzęt dla dzieci i studia. Dziś jest zupełnie inaczej.
Czas nadrobić inne „zaległości”
Po kilku latach pobytu w Norwegii zapisał się na kurs. Nie bierze nadgodzin, nadrabia inne zaległości. – Bo ja nawet nie znam miasta, w którym spędziłem ostatnie pięć lat. Dopiero teraz dostrzegam jego piękno. W zeszłym tygodniu, gdy było tak ładnie, poszedłem do restauracji, zamówiłem piwo i usiadłem w ogródku. Przykryłem nogi kocem i delektowałem się pięknem. To był miły dzień. Teraz myślę o sobie – dodaje z satysfakcją w głosie.
To może Cię zainteresować
1
16-08-2016 10:56
3
0
Zgłoś
16-08-2016 10:46
3
0
Zgłoś
11-05-2016 06:38
1
0
Zgłoś
10-05-2016 22:16
4
0
Zgłoś
10-05-2016 21:35
3
0
Zgłoś
10-05-2016 19:24
7
0
Zgłoś
10-05-2016 11:50
3
0
Zgłoś