Żona pendlera: „Żyjemy na podobnym poziomie jak znajomi z Polski. Tyle że nam przychodzi to łatwiej”

Do Polski mąż Gosi przyjeżdża mniej więcej co trzy tygodnie. Zazwyczaj na przedłużone weekendy. W domu jest w czwartek, do Norwegii wylatuje w poniedziałek. Fot. fotolia - royalty free
Pendler (czyli osoba dojeżdżająca) to osoba pracująca w Norwegii i podróżująca z odpowiednią częstotliwością do rodziny lub samodzielnego lokalu (własnościowego lub wynajmowanego) w Polsce. Udokumentowanie statusu pendler umożliwia skorzystanie z szeregu odpisów np. kosztów podróży między Norwegią a Polską, kosztów zakwaterowania i wyżywienia w Norwegii (czyli tzw. pendlerutgifter). Wyróżnia się dwa rodzaje tzw. pendlerów – osoby posiadające rodzinę w Polsce lub samotne, podróżujące do domu w Polsce.
Piotr w Norwegii mieszka z bratem i kolegą w służbowym lokum. Gdyby Gosia chciała do nich dołączyć, musieliby wynająć mieszkanie. To wiązałoby się z kosztami, kaucją oraz zaliczką.
Gdyby mąż nie pracował w Norwegii, nie byłoby stać na spłatę rat kredytu nawet przy dwóch pensjach.
Polski kredyt w norweskich realiach
– Wzięliśmy go na 15 lat, a więc krótko jak na polskie realia. W prawdzie ratę mamy podwójną, wynoszącą około dwóch tysięcy, ale zobowiązanie jest krótsze – mówi. – Gdyby mąż nie pracował w Norwegii, nie byłoby nas na to stać nawet przy dwóch pensjach. Wcześniejsze oszczędności wydali na wyprawienie wesela oraz samochód. Szybko jednak odbiliśmy się od dna, bo w Norwegii można szybko „odrobić” te pieniądze.
Przez to, że Piotrek zarabia w Norwegii, mogą zdecydowanie więcej wydać w Polsce. – Skoro mamy pieniądze, to czemu mielibyśmy nie kupić czegoś lepszej jakości? Jeśli już jedziemy wspólnie na zakupy, szkoda nam czasu na porównywanie dziesiątek ofert żeby tylko zaoszczędzić. Najważniejszy jest wspólny czas, a gdy chcemy kupić kuchenkę do domu, to po prostu ją kupujemy.
Gosia nie należy jednak do osób rozrzutnych. – Wolę odkładać, bo nigdy nie wiadomo co będzie. Na dziecko jednak nie żałuję. Teraz stać mnie na to żeby kupić mu markowe pieluchy, dobre jakościowo ubrania. Michasia ma też założone konto oszczędnościowe, na które co miesiąc wpływa pewna kwota.
Co ciekawe, Piotrek zawsze przywozi córce z Norwegii...pieluchy. – Tam są o wiele tańsze, więc obowiązkowo wiezie z lotniska jedną albo dwie paczki – śmieje się Gosia.
Zasiłku Gosia nie otrzymuje w Polsce żadnego, bo jej dochody są zbyt wysokie. Do 500+ też się nie kwalifikuje, bo ma tylko Miśkę.
Do domu na weekendy
Do Polski mąż Gosi przyjeżdża co mniej więcej trzy tygodnie. Zazwyczaj na przedłużone weekendy. W domu jest w czwartek, do Norwegii wylatuje w poniedziałek. Często w czasie pobytu musi pozałatwiać sprawy urzędowe, administracyjne, więc wspólnego czasu jest mało.
– Dotąd czas leciał bardzo szybko, a rozłąka przychodziła nam naturalniej. Ja miałam swoją pracę, Piotr swoją. Wcześniej nie wyjechałam do Norwegii, bo mieliśmy kredyt w Polsce, chcieliśmy wykończyć mieszkanie. Unikając kolejnego zadłużenia, remontowaliśmy je ze środków bieżących – opowiada kobieta.
Potem Gosia zaszła w ciąże i temat wyjazdu za granicę został zamknięty. – Tutaj byłam zatrudniona, miałam etat. Poza tym chciałam żeby dziecko urodziło się w Polsce – mówi.
Na urlopie macierzyńskim przez rok dostawała 80% pensji. Zasiłku nie otrzymuje w Polsce żadnego, bo jej dochody są zbyt wysokie. Do 500+ też się nie kwalifikuje, bo ma tylko Miśkę. Z Norwegii natomiast dostaje na nią 970 koron miesięcznie od momentu narodzin do uzyskania przez córkę pełnoletności.
– Nikt nie pytał, kto ile zarabia, czy dziecko jest w Norwegii czy w Polsce. Zasiłek po prostu jest wypłacany, bo mąż spełnia wszystkie wymogi – dodaje Gosia.
Wiem, że ta Norwegia może nie trwać wiecznie, a kiedy się skończy dochody będą o wiele niższe. Trzeba być na to przygotowanym.
Norwegia nie musi trwać wiecznie
– Zwykle żeby normalnie żyć w Polsce, pracować musi oboje małżonków. Tym bardziej jeśli ma się dzieci i spłaca kredyt. Wiem, że ta Norwegia może nie trwać wiecznie, a kiedy się skończy dochody będą o wiele niższe. Trzeba być na to przygotowanym – mówi stanowczo.
Kiedyś bardzo ciągnęło ją do Norwegii, do Piotrka. On jednak nie chciał żeby się przeprowadzała, bał się zmian. Mimo wszystko Gosia nadal lubi spędzać tam urlopy. W Norwegii nawiązała też dużo nowych znajomości. Kilkoro Norwegów było nawet na ich polskim weselu. – Dobrze się bawili, ale niestety niewiele z tego rozumieli. Zaskoczyła ich ilość potraw, deserów, alkoholi. Byli bardzo podekscytowani, bo u nich wygląda to zupełnie inaczej. Patrzyli, co robią inni i robili to samo, ale niestety nie wytrzymali tempa, jeśli chodzi o alkohol – śmieje się Gosia.
Pomimo codziennej tęsknoty, Gosia przyznaje, że oboje z mężem mają wybuchowe charaktery i nie wie czy potrafiliby żyć ze sobą na co dzień. – Gdyby Piotr był w domu codziennie, chyba byśmy się pozabijali! Chyba już po prostu nauczyliśmy się żyć w ten sposób.
To może Cię zainteresować
07-06-2016 02:30
0
-3
Zgłoś
06-06-2016 05:02
2
0
Zgłoś
05-06-2016 21:50
2
0
Zgłoś
05-06-2016 21:12
2
0
Zgłoś
05-06-2016 20:05
16
0
Zgłoś
05-06-2016 15:32
16
0
Zgłoś
05-06-2016 11:46
27
0
Zgłoś
05-06-2016 11:12
10
0
Zgłoś
05-06-2016 10:56
42
0
Zgłoś